Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wygra mocniejszy i odporniejszy

Treść

Jutro, a nie jak pierwotnie planowano dziś, rozegrany zostanie trzeci mecz wielkiego finału mistrzostw Polski koszykarzy. Tym razem we Włocławku miejscowy Anwil zmierzy się z Prokomem Treflem Sopot. Po dwóch pierwszych - emocjonujących i niezwykle nerwowych - starciach nad morzem jest remis 1:1. Tytuł zdobędzie zespół, który wygra cztery spotkania.
Kto będzie bliżej po jutrzejszym pojedynku? Trudno, bardzo trudno powiedzieć. Gdy przed tygodniem Prokom udanie zainaugurował batalię o mistrzostwo, wydawało się, że w kolejnym meczu - w sobotę - nie będzie miał problemów z odniesieniem drugiego zwycięstwa. Tym bardziej że do składu drużyny powrócił Goran Jagodnik, jej lider i zarazem najlepszy strzelec. Stało się jednak coś zupełnie odwrotnego - to goście, kapitalnie usposobieni i nastawiani taktycznie, wręcz zdemolowali sopocian, ograniczając ich aktywa do absolutnego minimum. Włocławianie raz jeszcze udowodnili, że w polskiej lidze nie mają sobie równych w grze defensywnej. Gospodarze nie mogli znaleźć żadnej recepty na świetnie broniący Anwil, chwilami sprawiali wrażenie całkowicie bezradnych. A goście mieli w swych szeregach Gintarasa Kadziulisa, Eda Scotta i przede wszystkim rewelacyjnego Joe Crispina. Amerykanin grał wyśmienicie, pięknie dla oka i wyjątkowo skutecznie.
Czy jutro będzie podobnie? Czy Anwil znów zaskoczy Prokom, czy w pojedynku trenerskich indywidualności Andrej Urlep znów pokona Eugeniusza Kijewskiego? Nie wiadomo, pewne jest jednak, że by triumfować, koszykarze z Sopotu muszą znaleźć sposób na rozmontowanie świetnej i pewnej obrony włocławian, co łatwe nie będzie.
Zapowiada się piękny mecz. Szkoda tylko, że atmosfera i otoczka wokół finału jest taka a nie inna. Zwłaszcza podczas drugiego meczu nie potrafili utrzymać nerwów na wodzy zarówno zawodnicy, jak i trenerzy. Doszło do kilku gorszących scen. Najbardziej znamienna była ta z udziałem Aleksandara Radojevica (Prokom) i Tomasa Nagysa (Anwil). W przerwie meczu Serb miał odepchnąć - a jak twierdzi Urlep, nawet uderzyć w twarz - rywala, po zakończeniu spotkania używał słów i stwierdzeń, które są co najmniej niedopuszczalne. Nagys nie pozostawał dłużny. Dragan Vukcevic (Anwil) pod koniec drugiej kwarty uderzył Adama Wójcika...
Wszystko to spotkało się z ostrą reakcją władz zarządu Polskiej Ligi Koszykówki. Wszyscy trzej zawodnicy będą musieli zapłacić surowe kary (i cieszyć się, że na razie na tym sprawa się skończyła) - Radojevic 8000, Vukcevic 5000 a Nagys 3000 złotych. W razie kolejnych występków sankcje będą bardziej dotkliwe, z dyskwalifikacjami włącznie.
Szkoda, że te wydarzenia miały miejsce, bo na moment zepchnęły w cień sportowy aspekt rywalizacji. Oby na tym się skończyło, oby w żaden sposób nie wpłynęły choćby na atmosferę na trybunach. Dziś szanse obu drużyn na końcowy triumf nadal wydają się wyrównane, acz z lekkim wskazaniem na Anwil. Zwycięży jednak ten, kto jest odporniejszy psychicznie, poradzi sobie ze stresem i będzie miał więcej szczęścia. Potencjał i możliwości zdają się być podobne.
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2005-05-19

Autor: ab