Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wygra "mały F-16"?

Treść

Wymogi postawione przed samolotem szkolno-bojowym, który planuje zakupić Ministerstwo Obrony Narodowej, wskazują jednoznacznie na koreański samolot T-50. Warunki może spełnić jeszcze włoski M-346 po modyfikacji. Z walki o wart 1,5 miliarda złotych kontrakt na starcie wykluczeni zostali Brytyjczycy, Czesi i Finowie. Jak oceniają eksperci, resort obrony - określając wymagania - najwyraźniej chce upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i w obliczu konieczności wycofania ze służby Su-22 zaopatrzyć Siły Powietrzne w małe samoloty bojowe, umożliwiające szkolenie pilotów. Będzie to jednak droższe szkolenie.
Ministerstwo Obrony Narodowej rozesłało zaproszenia do składania ostatecznych ofert do pięciu firm biorących udział w negocjacjach technicznych w postępowaniu na dostawę Zintegrowanego Systemu Szkolenia Personelu Lotniczego SZ RP - poziom LIFT. Z dokumentu wynika, że tylko dwóch producentów będzie w stanie sprostać wymogom stawianym przez zamawiającego. Warunek dostarczenia fabrycznie nowego samolotu wykluczył ofertę fińską, a zastosowanie systemu sterowania lotem Fly-by-Wire, stosowanego w samolotach F-16, pozostawiło w grze dwie maszyny - koreański T-50 Golden Eagle (samolot powstał przy współpracy amerykańskiej z myślą o unifikacji z F-16) oraz włoski M-346 (wyprodukowany we współpracy z rosyjskim konsorcjum Jakowlew). Jednak wszystkie wymogi techniczne spełnia obecnie tylko jeden samolot i jest to koreańska konstrukcja. Jeśli włoski producent zdecyduje się na wbudowanie do swojej maszyny radaru (element zbędny w samolotach szkoleniowych), M-346 będzie mógł jeszcze konkurować w walce o 1,5-miliardowy kontrakt. Z przetargu "wypadł" za to wykorzystywany w RAF czy w amerykańskiej marynarce brytyjski samolot BAE Hawk. - Wbrew padającym sugestiom ze strony przedstawicieli MON ten samolot nie może być wyposażony w system Fly-by-Wire, wymagałoby to zasadniczych zmian jego konstrukcji, a to jest niemożliwe - wyjaśnił nam pragnący zachować anonimowość ekspert ds. lotniczych. Jak zauważył, w świecie szkolenie pilotów odbywa się na maszynach bez tego systemu, nikt też nie szkoli pilotów (na tym poziomie) na samolotach naddźwiękowych, a takim jest T-50.
Kto zechce się szkolić na T-50
Jak przyznał gen. bryg. rez. Jan Baraniecki, b. zastępca dowódcy Wojsk Lotniczych Obrony Powietrznej, jeśli Koreańczycy faktycznie wygrają przetarg, to taki kontrakt z pewnością nie będzie bezpieczny, a system szkolenia okaże się drogi. Jednak zauważył, że takie rozwiązanie ma też swoje dobre strony. - Teoretycznie szkolny samolot umożliwiający pilotom rozwój powinien być zunifikowany z podstawowym samolotem, jaki jest na wyposażeniu Sił Powietrznych. Polska posiada samoloty F-16 i pod tym względem T-50 spełnia to kryterium - zaznaczył. T-50 ma również słabe strony. Jest to samolot nieekonomiczny, gdyż jego konstrukcja bazuje na starym typie silników. Ponadto Korea jest w ciągłym konflikcie zbrojnym, co może zagrozić już samej realizacji kontraktu. - Samolot ma dwa silniki i ma zdolność osiągnięcia prędkości naddźwiękowej. To do szkolenia nie jest potrzebne i nikt, poza Koreą, tak nie szkoli. W praktyce daje to tyle, że samolot będzie droższy w eksploatacji - dodał gen. Baraniecki. Jak zauważył, pozostaje także pytanie, jaki potencjalny wpływ będzie miał zakup T-50 na powstanie w Polsce międzynarodowej bazy szkoleniowej (takie aspiracje zgłasza Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych w Dęblinie) i czy partnerzy m.in. z krajów NATO, którzy szkolą swoich pilotów na innych maszynach, będą zainteresowani droższym szkoleniem na tego typu samolocie.
Na serwis i części poczekamy?
Pozostaje też pytanie, jak nowe maszyny będą wykorzystywane. - Zamawiający musi sobie odpowiedzieć, czy chce kupić samolot szkolno-bojowy, czy też samolot bojowy z możliwością szkolenia, który przy okazji wypełni lukę po Su-22. Jeśli tak, to niepotrzebne było całe postępowanie przetargowe i zapewnianie, że pod uwagę brany jest szeroki wachlarz maszyn - zauważył nasz ekspert. Jak usłyszeliśmy, dobra pozycja wyjściowa dla T-50 wynika m.in. z zaangażowania agenta, który zajmował się sprawą w imieniu Koreańczyków, a który wcześniej pracował przy projekcie F-16 i wiedział, jak poruszać się na polskim rynku.
W ocenie posła Dariusza Seligi (PiS), zastępcy przewodniczącego sejmowej Komisji Obrony Narodowej, rozpatrując oferty dostawców, należało wziąć pod uwagę dystans, jaki ich dzieli od Polski, bo to będzie miało przełożenie na jakość serwisu czy szybkość dostaw części zamiennych do samolotów. - Prawdę mówiąc, nie do końca rozumiem, dlaczego boimy się wejść w jakiś projekt europejski - zauważył Seliga. Jak dodał, jeśli faktycznie w postępowaniu przetargowym promowany jest koreański koncern, to niezrozumiałe jest tworzenie fikcyjnego przetargu, gdyż można było dokonać zakupu z tzw. wolnej ręki.
MON zapewnia, że Siły Powietrzne zamierzają pozyskać "zintegrowany system szkolenia, tj. samoloty szkolno-bojowe, system szkolenia personelu lotniczego wraz z kompleksowym symulatorem lotu oraz pakiet logistyczny". Jak podkreślił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Janusz Sejmej, rzecznik ministra obrony narodowej, o faworyzowaniu któregokolwiek samolotu nie ma mowy. - W specyfikacji wysłanej do kilku firm produkujących samoloty zawarte są bardzo konkretne wskazania dotyczące tych maszyn. Nie ma mowy o faworyzowaniu jakiejkolwiek firmy - powiedział Sejmej. Jak zaznaczył, ma to być "nowoczesny wysokomanewrowy samolot szkolno-bojowy charakteryzujący się osiągami odpowiadającymi samolotom bojowym 4. i 5. generacji", a jako jeden z priorytetów utrzymane zostały wymagania dotyczące zdolności do efektywnego wykonywania zadań lekkiego samolotu bojowego. Termin składania ofert wyznaczono na 29 lipca 2011 roku. Nowe samoloty ma otrzymać 4. Skrzydło Lotnictwa Szkolnego w Dęblinie.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2011-06-09

Autor: jc