Wygra Kadima, ale rządzić będzie Likud?
Treść
Centrowa partia Kadima wygrała minimalnie wtorkowe wybory parlamentarne w Izraelu - wynika z sondaży exit polls, obejmujących 99 proc. oddanych głosów. Partia minister Cipi Liwni uzyskała 28 mandatów, natomiast ugrupowanie Benjamina Netanjahu 27. Tymczasem jak podają światowe agencje informacyjne, najprawdopodobniej to właśnie przegrany Likud otrzyma od prezydenta Szimona Peresa zadanie uformowania nowego rządu. Jeżeli do tego dojdzie, będzie to pierwszy taki przypadek w historii tego kraju.
Według sondaży exit polls, partia izraelskiej minister spraw zagranicznych Cipi Liwni minimalnie wyprzedziła prawicową partię Benjamina Netanjahu - Likud. Według sondaży, Kadima zdobyła 28 miejsc w 120-osobowym parlamencie, zaś Likud 27 mandatów. Do parlamentu weszli także przedstawiciele konserwatywnego ugrupowania Izrael Beitinu (Nasz Dom Izrael) z 15 mandatami oraz kierowana przez ministra obrony Ehuda Baraka Partia Pracy (Awoda). Ta z kolei, zdaniem izraelskiego dziennika "Haarec", uzyskała 13 miejsc. Tymczasem jeszcze wczoraj rano różnica głosów była tak niewielka, że przywódcy obu prowadzących ugrupowań publicznie zapowiadali swoje zwycięstwo. - Dzisiaj ludzie wybrali Kadimę. Utworzymy nowy rząd pod naszym przewodnictwem - powiedziała wczoraj nad ranem Liwni. Minister spraw zagranicznych odwołała się do Netanjahu, aby ten przyłączył się do rządu jedności narodowej, który partia Kadima chce stworzyć.
W podobnym duchu przemawiał do swoich zwolenników Netanjahu. Wczoraj rano stwierdził, że "z boską pomocą" stanie na czele nowego rządu, gdyż jego partii łatwiej będzie zebrać i kierować koalicyjnym rządem. Lider Likudu zapowiedział także, iż w celu uformowania koalicji zwróci się do jego "naturalnych partnerów w obozie narodowym". Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę niedawną wypowiedź lidera partii Nasz Dom Izrael - Awigdora Libermana, który zadeklarował, że jego marzeniem jest właśnie taki rząd, pewność siebie Netanjahu wydaje się uzasadniona. - Liberman jest zwycięzcą tych wyborów i od tego, z kim się sprzymierzy, zależy to, kto zostanie premierem - zauważył cytowany przez PAP prof. Menachem Hofnung z Uniwersytetu Hebrajskiego.
To do prezydenta Szimona Peresa należy decyzja o powierzeniu misji sformowania nowego rządu. Wszystko jednak wskazuje na to, że koalicję tworzyć będzie partia kierowana przez Netanjahu, gdyż według wstępnych szacunków blok partii prawicowych obsadzi około 64 miejsc w Knesecie, podczas gdy blok lewicowy nie powinien liczyć na więcej niż 56. Oznacza to więc, że minister Liwni nie będzie w stanie skupić większości w parlamencie. Taką ewentualność potwierdza także BBC, które przypomina, że bezpośrednią przyczyną rozpisania przedterminowych wyborów była właśnie listopadowa nieudana próba zbudowania przez Liwni rządowej koalicji po tym, gdy oskarżony o korupcję premier Ehud Olmert podał się do dymisji. Jeśli te podejrzenia się spełnią, wówczas po raz pierwszy w historii Izraela partia, która wygrała w wyborach, nie utworzy rządu. Jedno jest pewne, partie czekają teraz trudne rozmowy koalicyjne, które zdaniem BBC potrwać mogą nawet kilka tygodni. Po wskazaniu przez prezydenta zwycięzcy wyborów będzie on miał 42 dni na sformowanie gabinetu. Jeżeli jednak jemu to się nie uda, Peres może wyznaczyć liderowi innej partii misję stworzenia rządu.
Wybory do izraelskiego parlamentu odbyły się trzy tygodnie po zakończeniu ofensywy w Strefie Gazy, dlatego też kwestie bezpieczeństwa były priorytetami podczas wyborczej kampanii. Liwni zapowiadała, że jej partia będzie dążyć do kontynuowania rozmów pokojowych z Palestyńczykami. Likud z kolei sprzeciwił się oddaniu Palestyńczykom wschodniej Jerozolimy. Sam Netanjahu poparł ofensywę w Gazie, krytykując rząd za zbyt szybkie jej zakończenie.
Bardzo pesymistycznie do wyniku wtorkowych wyborów w Izraelu oraz ich wpływu na bliskowschodnie procesy pokojowe odniosły się wczoraj palestyńskie media. Jak podkreśla palestyński dziennik "Al-Kuds", wybory nie przełamały impasu na izraelskiej scenie politycznej i dlatego konieczne będą działania arabskie i międzynarodowe, w tym przede wszystkim nowej administracji prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy, aby "wywrzeć presję na Izrael i nie dopuścić do sytuacji, gdy zarówno losy procesów pokojowych, jak i mieszkańców regionu staną się zakładnikami wyników izraelskich wyborów".
Marta Ziarnik, BBC, PAP
"Nasz Dziennik" 2009-02-12
Autor: wa