Wychowanie z klasą
Treść
Niska, niespełna 50-procentowa frekwencja to z pewnością poważny powód do zmartwień dla polityków, socjologów i innych badaczy stanu umysłów naszych rodaków. Jest znacznie gorzej, gdy staje się ona pretekstem do jak najszczerzej wyrażanych frustracji. Lech Wałęsa, który w wyborach prezydenckich w 1995 r. otrzymał 48 proc. głosów, by pięć lat później spaść na margines, uzyskując zaledwie 1-procentowe poparcie, znalazł genialne wytłumaczenie swojej politycznej izolacji.
Wypowiadając się wczoraj w programie wyborczym TVP, przyjął pozę recenzenta zdegustowanego poziomem życia politycznego w Polsce, z którego sam zrezygnował, zanim uczynili to za niego wyborcy. Wałęsa wyraźnie dał do zrozumienia, że to nie Magdalenka, nie obalenie rządu, który chciał oczyścić Polskę z postkomunistycznych agentów, wreszcie - to nie miażdżący werdykt wyborców stał się powodem jego klęski. Były lider "Solidarności" przestał się liczyć, gdyż kłody pod nogi rzucali mu jego "wrogowie". - Kiedy wychowaliśmy sobie ojca Rydzyka, kiedy wychowaliśmy sobie Kaczyńskich, no to moje... moja tutaj, moje programy nie są do zrealizowania. Musiałbym się z nimi tylko szarpać, tylko wciąż kłócić, więc ustąpiłem miejsca, no, może rodacy się obudzą i zaczną myśleć i lepiej wybierać - tłumaczył Wałęsa. To oczywiste. Gdyby do wyborów ruszyła bierna część Polaków, która zrozumiała swój błąd - były prezydent miałby murowane 50 procent i wygrałby z klasą. A tak - siedzieli i chowali światło pod korcem. Teraz - jak dawny lider "Solidarności" tłumaczył dziennikarzowi TVP1 - "po cóż miałby się szarpać?". - Całe życie oddałem walce i taką mam zapłatę... Ja mam w dalszym ciągu zdrowie tracić? Nie, niech się rodacy obudzą i wezmą do roboty, to ja pójdę razem z nimi - obiecał z ojcowską surowością. Gdy Naród wreszcie nauczy się doceniać byłego prezydenta, ten nauczy się klasy w polityce. Niech "ludność" wie, co traci. To ona dała mu tylko 1 procent, dlatego nie wychowała sobie Wałęsy.
Waldemar Moszkowski
"Nasz Dziennik" 2005-10-10
Autor: mj