Wybory prawie pewne
Treść
Premier Jarosław Kaczyński i Donald Tusk, po trwającym półtorej godziny spotkaniu dotyczącym zamieszania w samorządach spowodowanego niedotrzymaniem przez samorządowców na czele z Hanną Gronkiewicz-Waltz terminu oświadczeń majątkowych, nie doszli do porozumienia w najważniejszej kwestii - czy będą ponowne wybory.
Premier Jarosław Kaczyński podtrzymał dotychczasowe stanowisko w sprawie rozwiązania "kryzysu mandatowego". Premier jest zdania, że mandat samorządowca, który się spóźnił z oświadczeniem majątkowym, wygasa. Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej, zabiegał o poparcie premiera dla inicjatywy ustawodawczej jego partii, która pozwoliłaby zapobiec nowym wyborom. Przepisy takiej ustawy, wbrew podstawowym zasadom państwa prawa, musiałyby działać wstecz. Premier stanowczo odrzucił pomysł PO. - Nie można z powodu jednej osoby podejmować decyzji ustawodawczych - powiedział. Przypomniał, że wygaśnięcie mandatów spóźnionych samorządowców zostało oprotestowane przez Platformę dopiero wtedy, gdy okazało się, że mandat traci prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. - Gdy tracili mandaty pierwsi samorządowcy, nikt nie protestował - podkreślił Kaczyński.
Jedyne, co udało się stronom uzgodnić podczas spotkania, to zapewnienie premiera, że sprawa zostanie załatwiona w sposób zgodny z prawem, bez "politycznej wojny". Tusk oświadczył po spotkaniu, że odniósł wrażenie, iż premier nie będzie dążył do wprowadzenia zarządów komisarycznych w gminach, których szefowie spóźnili się z oświadczeniami. Według lidera PO, obaj z premierem uznali, że jeśli spór dotyczący oświadczeń majątkowych wejdzie na drogę sądową, to sąd administracyjny rozstrzygnie, czy dany mandat wygasł, czy też nie.
Nie oznacza to, że nowych wyborów nie będzie. Zostaną one przeprowadzone, gdy sąd orzeknie o wygaśnięciu mandatu, ale nie tylko. Wybory muszą się odbyć wszędzie tam, gdzie rada gminy potwierdzi uchwałą wygaśnięcie mandatu wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. Oznacza to, że mogą stracić mandaty szefowie gmin, którzy nie mają poparcia w swojej radzie. Bój w tej sprawie rozpoczął się już w Warszawie.
- Gdyby Rada Warszawy podjęła decyzję o wygaśnięciu mandatu prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, to nowe wybory mogłyby się odbyć w ciągu dwóch miesięcy - zapowiedział premier Kaczyński. Zapewnił, że PiS nie spodziewało się takiego obrotu sprawy, a cała sytuacja zupełnie zaskoczyła jego zaplecze polityczne. - Nie mamy na razie kandydata. Kazimierz Marcinkiewicz stanowczo odrzucił propozycję ponownego startu w wyborach na prezydenta Warszawy - powiedział premier.
Radni PiS usiłowali wprowadzić do porządku uchwałę o wygaśnięciu mandatu prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz na wczorajszym posiedzeniu Rady Warszawy, zostali jednak przegłosowani przez zawiązaną ad hoc koalicję PO - SLD (18 głosów do 37).
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2007-01-27
Autor: wa