Wybory możliwe w maju lub jesienią
Treść
Ton wczorajszych komentarzy politycznych zmieniał się jak w kalejdoskopie. Rano: marszałek Sejmu Marek Jurek mówi, że żałuje, iż namawiał prezydenta, by nie skracał kadencji parlamentu. Przedpołudnie: politycy LPR i Samoobrony pozytywnie oceniają spotkanie zespołu roboczego paktu stabilizacyjnego. Popołudnie: zdaniem Jurka, rozpoczynające się dziś posiedzenie Sejmu ma pokazać, czy jest stabilna większość, a jeszcze w marcu PiS podejmie decyzję, czy zgłaszać wniosek o samorozwiązanie parlamentu.
Dyskusja o tym, jak długo przetrwa obecny Sejm, trwa praktycznie od chwili ostatecznego zerwania negocjacji Prawa i Sprawiedliwości z Platformą Obywatelską. Były już w ciągu tych kilku miesięcy momenty, w których perspektywa taka była bardzo realna. Ostatni raz dokładnie trzy tygodnie temu, gdy PAP zamieściła informację (przekazaną anonimowo przez rzecznika PiS Adama Bielana), iż prezydent Lech Kaczyński skłania się ku skróceniu kadencji. Po raz kolejny podobne zdanie, tym razem z ust prezesa Jarosława Kaczyńskiego, padło w ubiegłym tygodniu. Wczoraj powtórzył je marszałek Sejmu Marek Jurek.
- Zapytany wtedy przez prezydenta o formalną rekomendację powiedziałem, że odradzam wybory i zrobiłem błąd - powiedział wczoraj rano Radiu Zet. Ocenił, że współpraca z LPR i Samoobroną układa się źle. Jednak marszałek nie wskazuje żadnych kłopotów w kwestiach programowych. Problemem dla PiS jest krytyka, głównie ze strony polityków Ligi.
- Jeśli skarżą się na to, co jest teraz, niech zaczekają do soboty - mówi jeden z polityków LPR. W sobotę będzie miał miejsce kongres tej partii. Czy potraktują go jako konwencję przedwyborczą?
- Nie wierzę w wybory, chcą tylko znów spróbować zamknąć nam usta, żebyśmy nie mówili głośno, że rząd nie realizuje paktu stabilizacyjnego - dodaje.
A wodą na młyn takiej krytyki mogą być kolejne deklaracje wicepremier Zyty Gilowskiej, która coraz to utyskuje na wydłużenie urlopów macierzyńskich i podatkowe ulgi na dzieci. Komentując katalog ustaw zapisanych w pakcie stabilizacyjnym, Gilowska powiedziała: "Są w tym pakcie ustawy, których autorzy zakładają, że syrenka może mieć dubeltowy bagażnik na dachu, a w ostateczności podłączy się przyczepę".
- Każda przerwa w posiedzeniu Sejmu jest nawrotem ataków na PiS tych partii, które zadeklarowały współpracę z nami i jest litanią pretensji, na dodatek bardzo niekonkretnych - uważa marszałek Jurek.
Pakt działa
Ale jakby na przekór tym opiniom i wieściom spotkanie zespołu roboczego sygnatariuszy paktu przebiegło bez żadnych kłopotów. Przemysław Gosiewski (PiS), Bogusław Kowalski (LPR) i Janusz Maksymiuk (Samoobrona) chwalili sobie dobrą, konkretną rozmowę. Wszystkie głosowania poza wyborem Rzecznika Praw Dziecka zostały "ustalone". Wszyscy też wyrazili wolę dalszej realizacji postanowień paktu stabilizacyjnego. Nie było mowy o skracaniu kadencji parlamentu. Na pewno jednak o tym właśnie będą w przyszłym tygodniu rozmawiać liderzy tych partii na spotkaniu rady sygnatariuszy.
- Wystarczy już tych igrzysk, trzeba realizować ustalone przez trzy strony ustawy - mówi Maksymiuk. Dodaje, że ten, kto chce przyspieszonych wyborów, nie chce realizować swojego programu.
- Prace zespołu roboczego toczą się bardzo sprawnie, nie ma złego klimatu między nami, dotrzymujemy nawzajem słowa i realizujemy wspólne uzgodnienia - ocenia Kowalski.
Marzec decydujący?
Marszałek Sejmu Marek Jurek powiedział wczoraj po południu, że w tym miesiącu PiS powinno podjąć decyzję, czy zgłosić wniosek o samorozwiązanie Sejmu, czy też nie. Dodał, że gdyby Sejm podjął decyzję jeszcze w marcu, wówczas wcześniejsze wybory parlamentarne mogłyby odbyć się w maju. Wygląda jednak na to, że przyspieszone wybory, jeśli będą, to na jesieni.
- Bo może okaże się, że w PO zajdą takie zmiany, że w czerwcu będziemy mieć gotową koalicję rządową - twierdzi jeden z polityków PiS. Główną osią krytyki rządu Kazimierza Marcinkiewicza przez LPR i Samoobronę jest to, że realizuje on raczej program gospodarczy Platformy niż PiS. Wczoraj szef rządu pochwalił PO za pomysł złożenia propozycji podatków w wysokości 18 i 32 proc. Wyraził nadzieję, że to nie koniec przekonywania się partii Donalda Tuska do programu PiS. W kampanii wyborczej PO chciała wprowadzać podatek liniowy w wysokości 15 lub 16 proc., a PiS proponował dwie skale: 18 i 32 proc.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-03-08
Autor: ab