Wybory bez zwycięzcy
Treść
Niedzielne wybory do Bundestagu nie przyniosły zdecydowanego rozstrzygnięcia. Chrześcijańscy demokraci, mimo że zdobyli minimalnie więcej głosów od socjaldemokratów, uzyskali zbyt małe poparcie, by utworzyć rząd z liberalną FDP, co było ich głównym celem wyborczym. Zdaniem ekspertów, realna jest perspektywa utworzenia "wielkiej koalicji" CDU/CSU z SPD. Jednak odwieczni rywale wykluczyli takie porozumienie.
Zgodnie z zapowiedziami kierownictw obu partii, wkrótce mają rozpocząć się negocjacje mające na celu utworzenie rządu. Chrześcijańscy demokraci pod przywództwem Angeli Merkel zdobyli 35,2 proc. głosów, lecz uzyskają jedynie trzy miejsca więcej w Bundestagu od SPD. Z tego powodu także socjaldemokraci uważają się za zwycięzców, gdyż otrzymali niespełna jeden proc. mniej głosów (34,3). Zarówno Merkel, jak i Schroeder twierdzą zgodnie, że mają mandat do sprawowania funkcji kanclerza.
Zdaniem ekspertów, obie partie dzieli zbyt duża różnica programowa, by zawarły one tzw. wielką koalicję. Obie partie mają odmienne poglądy na kwestie imigracji, bezpieczeństwa wewnętrznego, podatków i reformy służby zdrowia. Szali zwycięstwa nie przechylą także mniejsze ugrupowania, gdyż partia liberalna FDP, która deklarowała koalicję z CDU, zdobyła 9,8 proc. To za mało, gdyż Zieloni (sojusznik SPD) uzyskali 8,1 proc., a Partia Lewicy 8,7 proc. Właśnie to ostatnie ugrupowanie stało się języczkiem u wagi. Z arytmetyki wyborczej wynikałoby, że SPD mogłoby utworzyć rząd z Zielonymi i Partią Lewicy, lecz przywódcy socjaldemokratów odżegnują się od jakiegokolwiek porozumienia z postkomunistami. Eksperci nie wykluczają także rozpisania wkrótce nowych wyborów.
Wyborczym patem w Niemczech zaniepokojona jest Unia Europejska. Do szybkiego jego przezwyciężenia wezwał wczoraj szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso.
JS
"Nasz Dziennik" 2005-09-20
Autor: ab