Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wyborcza szalupa liderów

Treść

Wprowadzenie progów wyborczych dla list mniejszości narodowych, możliwość blokowania list analogicznie jak w przypadku wyborów samorządowych, ale z korzystniejszym dla mniejszych partii przeliczaniem głosów wewnątrz grupy - to najważniejsze zapisy złożonej przed kilkoma miesiącami przez Ligę Polskich Rodzin nowelizacji ordynacji wyborczej. Ale w ostatnich dniach wpłynęła do laski marszałkowskiej autopoprawka do projektu. Zakłada ona, że wewnątrz grup mandaty zostaną rozdzielone pomiędzy tych, którzy dostaną najwięcej głosów bez względu na wynik listy, z której kandydowali, a liderzy list mieliby więc szansę na mandat nawet wtedy, gdy ich lista zdobędzie marną liczbę głosów. Czyżby to szykowanie szalupy ratunkowej przez koalicjantów Prawa i Sprawiedliwości?
Liga Polskich Rodzin złożyła swój projekt jeszcze przed wyborami samorządowymi. Już wówczas jej politycy podkreślali, że to znakomity pomysł na zminimalizowanie problemu "marnowania głosów". Ich projekt nowelizacji ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu wprowadził użytą w wyborach parlamentarnych tylko w 1991 r. instytucję grupy list. Oznacza ona, że co najmniej dwa komitety wyborcze mogą zawrzeć umowę o wspólnym podziale mandatów, czyli właśnie utworzeniu grupy list. W wyniku wprowadzenia tej instytucji dla każdej grupy będzie obliczana łączna liczba mandatów zdobytych w danym okręgu wyborczym. Następnie zostanie przeprowadzony podział mandatów między poszczególne listy komitetów będących stronami umowy. Pierwotny projekt LPR zakładał podział mandatów między poszczególne grupy lub niezblokowane listy metodą d'Hondta (wyniki dzielone są kolejno przez 1, 2, 3, 4 itd. i premiują podmioty, które uzyskały najwięcej głosów), a na listy wewnątrz grupy metodą znacznie korzystniejszą dla słabszych partii z dzieleniem wyników przez 1, 3, 5, 7 itd. Po takim ustaleniu liczby mandatów przypadających poszczególnym listom podział mandatów między kandydatów z danej listy nastąpiłby tradycyjnie, w kolejności zdobytych przez nich głosów. Liga chce, by w podziale mandatów uczestniczyły tylko te grupy list, które otrzymają w skali kraju co najmniej 8 proc. ważnie oddanych głosów. Ani słowa o progach wyborczych dla uczestników takiego blokowania. To dziwne w sytuacji, gdy komitety, które nie zblokują list, by uzyskać mandat, będą musiały w skali kraju zdobyć przynajmniej 5 proc. głosów.
Ale projekt LPR znacząco zmieniła złożona w ostatnich dniach autopoprawka. Likwiduje ona proporcjonalność wewnątrz grupy list. "Jeżeli w wyborach uczestniczą grupy list, mandaty przypadające danej grupie uzyskują kandydaci z list wchodzących w skład tej grupy, w kolejności otrzymanej liczby głosów" - czytamy w autopoprawce Ligi. W uzasadnieniu projektodawcy napisali, że "takie rozwiązanie jest ze wszech miar korzystne dla demokracji i powinno przyczynić się do zwiększenia zainteresowania społeczeństwa wyborami, co z kolei daje szansę na zwiększenie frekwencji wyborczej i aktywizację społeczną oraz polityczną obywateli".

Zmiana dla "lokomotyw"
Co natomiast w rzeczywistości oznaczałaby taka zmiana? Na przykład szansę na znalezienie się w parlamencie Janusza Korwin-Mikkego. Jego komitet w skali kraju nigdy nie osiąga nawet tzw. progu finansowania, czyli 3 proc., ale sam lider Unii Polityki Realnej osiąga w Warszawie liczące się wyniki. Wystarczyłoby, żeby jego komitet podpisał umowę z grupą list gwarantującą przekroczenie 8 proc. głosów w skali kraju, i mandat jest pewny. Tylko że oczywiście nie dla Korwin-Mikkego Liga szykuje tę nowelizację... Pamiętamy, iż w ostatnich wyborach parlamentarnych LPR w Warszawie dostała niespełna 6 proc. głosów i nawet przez pewnien czas rozsiewano plotki, że Roman Giertych nie dostanie mandatu. Ostatecznie okazało się, iż nie był on zagrożony. W kolejnych wyborach szczęście może nie dopisać tak liderowi LPR, jak i wielu jego kolegom w pozostałych okręgach. Tym bardziej że zarówno LPR, jak i Samoobrona to partie, które raczej mają jedną "lokomotywę", najczęściej posła ubiegającego się o reelekcję.
- Taki kandydat z "jedynki" może zrobić świetny wynik, ale nie załapać się na mandat w danym okręgu, bo lista "nie zrobi" wystarczającego wyniku - tłumaczy nam jeden z posłów Ligi.

Nie dla większości, nie dla mniejszości
Co ciekawe, wprowadzona autopoprawka do pierwotnego projektu dość zasadniczo kłóci się z pierwszym uzasadnieniem. Projektodawcy wyjaśniali tam bowiem, że "nowelizacja przyczyni się do powstawania stabilnej większości w Sejmie, gdyż proponowane zmiany, w połączeniu z zasadą obliczania głosów metodą d'Hondta, będą sprzyjały jedności sił politycznych". Zmiana zasady podziału mandatów wewnątrz grup sprzyja raczej pojawianiu się w Sejmie pojedynczych polityków, którzy pewnie natychmiast będą tworzyć w nim rozliczne koła bądź zasilać grupę posłów niezrzeszonych. I to pomimo tego, co chce wprowadzić LPR w innej części ordynacji. "Projekt wprowadza także równość wszystkich partii w podziale mandatów w okręgach wyborczych poprzez zlikwidowanie uprzywilejowania w tym zakresie komitetów wyborczych utworzonych przez wyborców zrzeszonych w zarejestrowanych organizacjach mniejszości narodowych" - czytamy. Projektodawcy chcą skreślenia art. 134 ordynacji, który mówi, że "komitety wyborcze utworzone przez wyborców zrzeszonych w zarejestrowanych organizacjach mniejszości narodowych, mogą korzystać ze zwolnienia list tych komitetów" z wymogu przekroczenia progu wyborczego w skali kraju.
Jak na pomysły LPR reagują koalicjanci? PiS słyszało o pierwotnym projekcie, ale się nim nie zajmowało. Treścią autopoprawki parlamentarzyści tej partii są zaskoczeni.
- My mamy swój projekt ordynacji mieszanej i na razie nic nie wskazuje na to, byśmy wspierali inny - mówi nam sekretarz generalny PiS Joachim Brudziński.
Inny polityk PiS z Sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej twierdzi, że w jego partii panuje przekonanie, iż blokowanie list nie sprawdziło się w praktyce. - Skorzystali na tym inni, w co najmniej dwóch sejmikach sytuacja byłaby inna, gdyby nie to, że PO zblokowało się z PSL - tłumaczy.
Inne podejście ma Samoobrona. Minister w kancelarii premiera, Krzysztof Filipek, o projekcie nie słyszał, ale jest niemal przekonany, iż jego klub poparłby takie rozwiązania. Zapowiada, że trzeba jak najszybciej wprowadzić projekt Ligi pod obrady Sejmu, by nikt nie zarzucił koalicji odwlekania zmian w ordynacji na koniec kadencji.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-12-14

Autor: wa