Wulgarna i antypolska Nike
Treść
Tegoroczną nagrodę Nike otrzymała młoda, 23-letnia pisarka Dorota Masłowska za książkę pt. "Paw królowej". Nagroda ta jest wyraźnie nagrodą za pobicie wszelkich rekordów w zbliżeniu się do tzw. politycznej poprawności, i to w jej najbardziej skrajnej postaci.
Książka "Paw królowej", tak jak poprzednia powieść tej autorki "Wojna polsko-ruska", roi się od wszystkich najbardziej wulgarnych słów, jakie występują w języku polskim, jest cyniczna, antypolska, godzi już nie tylko w chrześcijańskie wartości, ale również wartości tzw. ogólnoludzkie. Napisana jest przy ignorowaniu zasad ortografii, okaleczoną polszczyzną, pozbawioną często właściwej interpunkcji, w znacznej mierze w języku, który kiedyś nazywał się językiem marginesu czy rynsztoka i reprezentuje mentalność tych, dla których jest językiem codziennym. Zacytujmy dla ilustracji choćby dwa fragmenty, zastępując każde słowo niecenzuralne trzema kropkami.
Oto pierwszy fragment zawierający swoistą autorecenzję tego "dzieła": "W tekście użyte zostały słowa ..., ..., ... i ..., wulgarne mutacje określenia czynności seksualnych i wyrazu ... Ta dosadność i wulgarność ma na celu zachęcenie do lektury osób, które nigdy by po tę lekturę inaczej nie sięgnęły, osób nieinteligentnych, jak również nieletnich, wycieczek szkolnych, a także osób niepiśmiennych. Ma to je rozweselić, ma to być bardzo śmieszne".
Oto drugi fragment prezentujący manifest ideowy pisarki: "I jedzie MC Doris na rowerze składanym Kolbe [podkreślenie - S.K.], w duchu wymienia słowa okropne, których nie przytoczę: ... i ..., chciałaby zapomnieć w jakim kraju żyje strasznym, o dziwnej nazwie Polska, w którym jakby jeszcze trwała ciągle jakaś spoza numeracji wojna, że przejechać nie można, bo tu to, a tu coś tam, tu ktoś leży, jakieś szkła, coś rozbite, jakaś osoba nieprzytomna, moczu zapach i smród, brud, i ekwilibrystyki teraz rób, żeby z tego pijusa powodu nie zrobić na glebę wyłóg, nie powyłamywać sobie nóg i pierwszy grudnia zimny lód, i nie umrzeć tu w ... z towarzystwem w postaci ten luj".
Jedna z bohaterek poprzedniej powieści pisarki mówi: "Boga nie ma, bo skazał swe dzieci na cierpienie i śmierć. Boga nie ma ot i już. Ani w kościele, ani nigdzie. Kategorycznie w to nie wierzę, choćbyś nie wiem, jak mnie przekonywał. Jest wyłącznie szatan". Narratorka tej powieści stwierdza zaś: "Patrzę wtedy w motłoch, lumpenproletariat, co się przetacza falą przed wejściem, ściskając w brudnych łapskach biało-czerwoną watę cukrową i biało-czerwone parówki. (...) A potem rzyganie, biało-czerwona fala rzygów płynąca przez miasto, fala rzygów widzialna wyraźnie z kosmosu, co by Ruskowie widzieli... (...) jaka to w Polsce potrafi być wspólna akcja solidarność".
No cóż. Masłowska osiągnęła z pewnością szczyty... grafomaństwa i wulgarności, tego, co ludzie z tej samej opcji nazywają zoologiczną nienawiścią. Jej powieści niosą jednak za sobą pewną prawdę - prawdę o kondycji moralnej, duchowej, intelektualnej i artystycznej środowisk, które wykorzystując takie media jak "Gazeta Wyborcza" czy TVN, wciąż próbują odgrywać rolę autorytetów i kreować się na elity.
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2006-10-05
Autor: wa