Wszystko zaczęło się od Grecji
Treść
Posiedzenia Parlamentu Europejskiego w Strasburgu i szczyty Rady Europejskiej w Brukseli koncentrują się w całości na kryzysie finansowym. Znalezieniem konkretnej recepty na jego przezwyciężenie zajmuje się także od kilkunastu miesięcy Rada Unii Europejskiej, czyli ministrowie finansów krajów członkowskich UE.
Lawina problemów zaczęła się od Grecji. Pół roku po wejściu w życie traktatu z Lizbony w belgijskiej stolicy szefowie państw i rządów podjęli próbę skonstruowania mechanizmu, który miałby w przyszłości uchronić kolejne europejskie państwa przed zbyt poważnym zadłużeniem. Mechanizm ten miał się składać z funduszu wspólnotowego oraz systemu dwustronnych pożyczek i gwarancji. Zaproponowano kompleksowy program środków, tzw. mechanizm stabilizacji finansowej o wartości do 500 mld euro, który miał zapobiec rozlaniu się kryzysu finansowego na kolejne kraje strefy euro i uratować wspólną walutę. Wiadomość o przyjęciu programu antykryzysowego spowodowała wówczas w Polsce umocnienie się złotego.
W maju 2010 r. wśród unijnych polityków powszechna stała się opinia, że decyzja o nieudzieleniu Grecji pomocy przez inne kraje Unii i Międzynarodowy Fundusz Walutowy spowodowałaby poważny kryzys finansowy w innych krajach Wspólnoty, np. w Hiszpanii i Portugalii, czyli tzw. efekt domina. Wspomniany wcześniej mechanizm okazał się jednak nieskuteczny.
Kolejną ofiarą europejskiego kryzysu stała się Irlandia. Dziwi fakt, że podczas spotkania prezesa Europejskiego Banku Centralnego Jeana-Claude´a Tricheta z członkami komisji ds. gospodarczych i monetarnych Parlamentu Europejskiego (koniec listopada 2010 r.), kiedy to omawiano problemy walutowe państw leżących w strefie euro, Trichet stwierdził, że sytuacja finansowa w UE jest pod kontrolą. Poparł on wówczas stanowisko unijnych ministrów w sprawie zasad funkcjonowania mechanizmu antykryzysowego w krajach Wspólnoty i wezwał poszczególne rządy do doprecyzowania mechanizmu stabilizacji dla strefy euro. Wielu europosłów sceptycznie odniosło się do stanowiska Tricheta. Z pewnością mieli rację.
Wchłonięcie Estonii
Kilka miesięcy później przedstawiciele poszczególnych unijnych instytucji zgodzili się, że niezbędne jest wprowadzenie zmian do traktatu z Lizbony (oczywiście w celu ratowania pogrążonej w kryzysie Europy). W międzyczasie do "sypiącego się" już klubu strefy euro dołączyła Estonia (1 stycznia 2011 r.). Zaskakujące.
Jeden z dyplomatów w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" stwierdził nawet: "Można odnieść wrażenie, iż unijni przywódcy postawili sobie za cel wchłonięcie jak największej liczby krajów do strefy euro". Jego zdaniem, wynika to z faktu, że leżące w tej strefie państwa mają w tym swój interes, a poszerzanie strefy wpływów staje się odpowiedzią na bieżące problemy zewnętrzne Unii Europejskiej, rozkłada odpowiedzialność, a także poszerza wpływy do budżetu strefy euro.
W marcu 2011 r. Parlament Europejski zatwierdził zmiany w traktacie z Lizbony. W przyjętym sprawozdaniu europosłów - Elmara Broka oraz Roberto Gualtieriego, dotyczącym projektu decyzji Rady Europejskiej w sprawie zmiany art. 136 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej w odniesieniu do mechanizmu stabilizacyjnego dla państw członkowskich, których walutą jest euro, postanowiono, że do art. 136 ust. 1 TFUE dodaje się następujące zdania:
"Na zalecenie Komisji i po konsultacjach z Parlamentem Europejskim państwa członkowskie, których walutą jest euro, mogą ustanowić mechanizm stabilizacyjny, który będzie uruchamiany, jeżeli będzie to niezbędne do ochrony stabilności strefy euro. Decyzja o udzieleniu wszelkiej niezbędnej pomocy finansowej w ramach takiego mechanizmu będzie podejmowana na podstawie wniosku Komisji Europejskiej, a jej udzielanie będzie podlegało rygorystycznym warunkom zgodnym z zasadami i celami Unii (...)".
Zmiana traktatu i co dalej?
Kryzys nadal trwa. Przychodzi czas na kolejne propozycje ze strony Rady Europejskiej, mające na celu ratowanie eurostrefy. Szefowie rządów, głowy państw UE czy też ministrowie finansów UE nadal gorączkowo szukają rozwiązań. Unijni politycy m.in. ustalają tzw. pakiet euro plus, przyjmują pięć rozporządzeń i jedną dyrektywę (tzw. sześciopak, mający na celu utrzymanie w ryzach finansów publicznych UE). Dodatkowo atmosferę podgrzewają jeszcze eurodeputowani, których poglądy nie zawsze pokrywają się z tym, co proponuje Rada Europejska. Lider frakcji Europa Wolności i Demokracji Nigel Farage stwierdził na przykład, że "ingerencja Komisji Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego w kryzys w Grecji odbiera obywatelom tego kraju demokrację". Z kolei ówczesny grecki premier Jeorios Papandreu dawał jasno do zrozumienia, że teraz to cała Unia ma problem, a nie tylko Grecja. Można więc odnieść uzasadnione wrażenie, że w unijnych instytucjach panuje chaos.
Zalew szczytów
Październik 2011 - w Brukseli następuje tzw. zalew szczytów. Opinia publiczna ze zniecierpliwieniem oczekuje od prezydentów i premierów krajów eurostrefy ostatecznej propozycji rozwiązań kryzysu finansowego w Unii Europejskiej. Październikowy szczyt RE kreowany jest przez wielu opiniotwórców jako "przełomowy".
Podjęto więc ustalenia. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek podczas październikowej sesji plenarnej w Strasburgu wymienia wpisujące się w postanowienia Rady Europejskiej postulaty: po pierwsze - odciążenie zadłużenia Grecji, po drugie - dokapitalizowanie banków, i po trzecie - wzmocnienie paktu stabilności i wzrostu oraz sześciopaku (nawiasem mówiąc, PE przyjął sześciopak we wrześniu, a już chce się go wzmacniać). Zaskakujące.
Wreszcie konkrety z październikowego spotkania prezydentów i premierów krajów UE w Brukseli. Jak czytamy w październikowym oświadczeniu ze szczytu państw strefy euro:
"[Rada Europejska] z zadowoleniem przyjęła decyzję Eurogrupy o wypłacie szóstej transzy w ramach programu wsparcia UE - Międzynarodowy Fundusz Walutowy dla Grecji.
Udział sektora prywatnego ma podstawowe znacznie dla zapewniania zdolności obsługi zadłużenia Grecji. Dlatego z zadowoleniem odnotowujemy obecne rozmowy prowadzone przez Grecję z jej prywatnymi inwestorami mające na celu wypracowanie rozwiązania na rzecz zwiększenia udziału sektora prywatnego. Wraz z ambitnym programem reform greckiej gospodarki udział sektora prywatnego powinien zagwarantować zmniejszenie wskaźnika zadłużenia Grecji, tak aby do 2020 roku osiągnąć poziom 120 procent. W tym celu zwracamy się do Grecji, prywatnych inwestorów i wszystkich zainteresowanych stron o dobrowolną wymianę obligacji przy nominalnej redukcji wynoszącej 50 proc. hipotetycznego greckiego długu posiadanego przez inwestorów prywatnych. Państwa członkowskie strefy euro wniosłyby wkład - w wysokości do 30 mld euro - na rzecz pakietu dotyczącego udziału sektora prywatnego. Na tej podstawie sektor publiczny jest gotowy zapewnić dodatkowe finansowanie programu do kwoty 100 mld euro do 2014 roku, wraz z koniecznym dokapitalizowaniem greckich banków".
Niestety, wiele postanowień Rady Europejskiej z przeciągu ostatnich dwóch lat wypracowywanych jest tak, aby ich założenia realizowane były w perspektywie długoterminowej. Należy zauważyć, że niektóre proponowane przez RE tzw. kluczowe postulaty nie przynoszą pożądanego efektu. Faktem jest, że recepty na całkowite zatrzymanie kryzysu finansowo-gospodarczego w Europie żadna z instytucji unijnych jeszcze nie znalazła. Przykład - Włochy. Chaos w unijnych instytucjach oraz głoszenie naiwnych sądów tylko ośmieszają "powagę" Unii Europejskiej.
W związku z tak popularnym dziś hasłem "Europy dwóch prędkości" nasuwa się pytanie: Czy jeśli 17 krajów, wśród których znacząca większość to stare państwa członkowskie, zacznie podejmować decyzje, nie biorąc pod uwagę interesów pozostałej dziesiątki, to czy rzeczywiście zmniejszy się dystans pomiędzy starymi a nowymi państwami członkowskimi? Warto przypomnieć, że pomimo sprawowania przez Polskę prezydencji w Radzie UE, premier Tusk nie mógł być obecny na październikowym szczycie przywódców eurostrefy. Traktat z Lizbony nie pozwala również premierowi, którego kraj sprawuje prezydencję, przewodniczyć obradom Rady Europejskiej. Unia Europejska i my razem z nią - dokąd zmierzamy?
Dawid Nahajowski Korespondencja z Brukseli
Nasz Dziennik Czwartek, 17 listopada 2011, Nr 267 (4198)
Autor: au