Wszystko w rękach Rosjan
Treść
Z rosyjskim dysydentem Władimirem Bukowskim rozmawia Anna Wiejak
Jak Pan skomentuje wykluczenie Michaiła Kasjanowa z uczestnictwa w wyborach prezydenckich w Rosji?
- Przewidziałem to. Wykluczenie Kasjanowa świadczy o tym, że władze nie życzą sobie żadnej opozycji, nawet tej najbardziej uległej. Nie chcą bowiem dopuścić do żadnej publicznej dyskusji. Wpisanie na listę kandydatów jest niezwykle ważne z tego m.in. powodu, że osoba ta ma dostęp do mass mediów. Takie jest prawo, a Kreml nie życzy sobie żadnych opozycyjnych wystąpień w mediach. Nie chce dopuścić do sytuacji, w której ktoś publicznie, za pośrednictwem radia i telewizji, powiedziałby prawdę o panującym obecnie w Rosji systemie i o tym, czego dopuszczają się włodarze na Kremlu. Tu nie chodzi o wybory, ponieważ te mogą być sfałszowane, ale o debatę przedwyborczą, której władze bardzo się obawiają.
Czy nie jest to też rodzaj sprawdzianu, jaka będzie reakcja krajów zachodnich na tego typu decyzję? Wybadanie, jak daleko mogą się posunąć?
- Jak najbardziej. Jest to jednak również sprawdzenie rosyjskiego społeczeństwa, jak ono zareaguje. Teoretycznie rzecz ujmując, Rosjanie powinni zrobić dokładnie to, co uczynili Ukraińcy, tzn. wyjść na ulicę i powiedzieć: "Nie! To nie są wybory! My ich wyniku nie zaakceptujemy!". Największym sprawdzianem ta decyzja jest zatem dla Rosji, ale oczywiście również dla innych krajów, czy uznają przeprowadzone w ten sposób wybory.
Według Pana, jaka będzie reakcja Rosjan?
- Mam nadzieję, że wykluczenie Kasjanowa stanie się dla Rosjan okazją do przeprowadzenia masowych protestów przeciwko tej manipulacji, ale ten scenariusz wydaje się raczej niemożliwy. Nadzieja nadzieją, lecz jest to mało prawdopodobne. Swoją drogą, jedyną siłą, która byłaby w stanie cokolwiek zmienić, jest rosyjska opinia publiczna. Nikt inny.
Co zatem dalej?
- Teraz musimy się zastanowić, jakie podjąć kroki. Osobiście sugerowałbym zbojkotowanie wyborów. Te ostatnie tracą bowiem jakikolwiek sens, jeżeli nie dopuszcza się do uczestnictwa żadnego z opozycyjnych kandydatów. W tej sytuacji to już nie są wybory, ale wyrażenie aprobaty dla ludzi wyznaczonych przez Kreml, dlatego jakiekolwiek głosowanie nie ma żadnego sensu. Najlepszym wyjściem byłby zatem bojkot. Należałoby sporządzić i nagłośnić spis wszystkich, którzy by w nim uczestniczyli.
Fakt, że Centralna Komisja Wyborcza odmówiła zarejestrowania Kasjanowa, jest znamienny. Oznacza bowiem, że Kreml - wbrew ogłaszanym wynikom "sondaży" gwarantujących kandydatowi Putina druzgocące zwycięstwo - wcale nie jest pewien tego sukcesu. Wprawdzie ogłaszają, że ma on 70-80-procentowe poparcie, ale w rzeczywistości nie ma zapewne nawet 20 procent. To dlatego tak się boją. Tu też należy dopatrywać się przyczyny wykluczenia Kasjanowa.
Czyli zachodzi obawa, że wybory w Rosji zostaną sfałszowane.
- One są sfałszowane już za sprawą samej w nich nieobecności opozycyjnego kandydata. Wybory bowiem oznaczają oddawanie głosów na wielu różnych polityków. Jeżeli zatem nie ma opozycji, nie ma też wyborów. Jest tylko selekcja w wykonaniu Kremla i nic więcej.
Czy jest jeszcze jakaś nadzieja na zmianę obecnej sytuacji?
- Byłaby, jeżeli doszłoby do masowych protestów. Wszystko pozostaje teraz w rękach społeczeństwa.
Pańskim zdaniem, jakie będą dalsze kroki rosyjskiego rządu?
- Będzie on kontynuował tę polityczną farsę, którą szumnie nazywa wyborami. Wybierze przy tym takiego kandydata, jakiego będzie chciał.
A czy liczy się w tym momencie postawa krajów zachodnich?
- Cóż, kraje zachodnie nie mogą uczynić zbyt wiele, a w każdym razie nie tyle, ile my. Mogłyby jedynie odmówić uznania tych wyborów, lecz nic ponadto. Liczę na to, że przynajmniej część z nich wyda stosowne oświadczenia, że nie uznają tego głosowania za demokratyczne i uczciwe.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-01-28
Autor: wa