Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wszystkie chwyty dozwolone

Treść

Przykra niespodzianka spotkała rodziców gimnazjalistów z Ciechanowca, którzy przyszli na wywiadówkę. Zamiast rozmawiać na temat postępów swoich pociech w nauce obejrzeli trzygodzinne przedstawienie promujące integrację z Unią Europejską. W pozycji "na baczność" wysłuchali też unijnego hymnu. Za najbardziej skandaliczne uznali jednak występy swoich dzieci, które przygotowane wcześniej przez nauczycieli, odgrywały scenki z postaciami szkalującymi dobre imię Polski i ośmieszającymi zawód rolnika. Skarga w tej sprawie wpłynęła do białostockiego kuratorium.
- Zostaliśmy zaproszeni do szkoły na półroczne spotkanie rodziców w sprawie zapoznania się z wynikami nauczania naszych dzieci. Jednak już od wejścia zastaliśmy zupełnie inną sytuację, a mianowicie doszło do niedopuszczalnego, naszym zdaniem, wykorzystania szkoły do celów jednostronnej propagandy prounijnej - opowiada nam jeden z ojców.
Rodzice zapewniają, iż nic nie wiedzieli o tym, że poza spotkaniem w sprawie nauki zostaną też zmuszeni do obejrzenia nachalnej prounijnej propagandy w najgorszym wydaniu, a do tego celu posłużą ich własne dzieci. Zamiast wywiadówki zaprezentowano im przedstawienie, w którym Polskę pokazano jako kraj prymitywnych i zacofanych mieszkańców.
- Styl tego zebrania wiernie przypominał wprowadzanie w Polsce po wojnie "jedynego uszczęśliwiającego ludzkość systemu, który później okazał się zgubny" - twierdzą zbulwersowani rodzice.
W trakcie nietypowej "wywiadówki" odbywały się występy uczniów poszczególnych klas, przedstawiających różne narodowości europejskie.
- Promowało to wyłącznie Unię. Pomysłowości dzieci użyto w złym celu - mówi ojciec gimnazjalisty.
Na początek dzieci wcieliły się w role polskich turystów zwiedzających Danię. Wycieczkowiczami byli mieszkańcy wsi, zaprezentowani w tym przypadku jako prymitywni osobnicy. - To naprawdę nie było śmieszne. Rolnicy odebrali to jednoznacznie, jako kpiny z ich zawodu, i słusznie - opowiadają wzburzeni rodzice.
- Podobne historyjki szły jedna za drugą, ale w pewnym momencie rodzice próbowali to przerwać, a nawet nauczyciele proponowali pani dyrektor, żeby to skończyć - tłumaczy z przejęciem ojciec jednego z uczniów, dodając, iż występy były szczególnie przykre ze względu na rolniczy charakter okolic Ciechanowca.
- Potraktowano ludzi jak ciemną masę, którą trzeba pouczać, a tylko dzieci są "elementem, z którym można coś zrobić", bo reszta to ciemniaki - opowiadają rodzice.
Innym, równie bezprecedensowym skandalem, do którego doszło na owym spotkaniu, było poderwanie wszystkich obecnych na sali do przybrania pozycji zasadniczej w celu odsłuchania hymnu... Unii Europejskiej! - Po tym hymnie była cisza. Oczekiwaliśmy, że chociaż po nim usłyszymy nasz polski hymn, ale nic polskiego nie było! Ta sytuacja uraziła wielu ludzi, bo przecież nie było nikogo, kogo ten europejski hymn miałby uczcić - twierdzą rodzice. Mimo demonstracyjnego opuszczania przez nich sali próby wcześniejszego zakończenia spektaklu okazały się bezskuteczne.
- Dyrektor uzasadniała to koniecznością realizacji priorytetu pani kurator - dodaje ojciec ucznia ciechanowieckiego gimnazjum.

Tak jest wszędzie
Zbulwersowani rodzice mówią, że podczas rozmowy z dyrektorką szkoły usłyszeli, iż "tak jest wszędzie". - To nie jest argument na to, aby się z tym pogodzić. To nas jeszcze bardziej niepokoi - ripostują.
Zebranie zakończyło się pospiesznym, kilkuminutowym omówieniem z nauczycielami wyników nauki dzieci. Rodzice z Ciechanowic złożyli już skargę w białostockim kuratorium. Jak nas lakonicznie poinformowano, ograniczyło ono swoją interwencję do wysłania wizytatora, który ma zbadać całe zajście. Urzędnicy twierdzą, że dzieci w szkołach "nie unikną kontaktu z tematami o UE".
- Na przedmiocie wiedza o społeczeństwie treści europejskie są realizowane. Tak że jakkolwiek rodzic by chciał, to i tak nie umknie od tej problematyki - usłyszeliśmy w kuratorium.
Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu potwierdza, że działania promujące edukację europejską w szkołach zostały w ostatnim czasie wzmocnione i rozszerzone. - Są to pewne treści rozpisane np. na historię, język polski, a częściowo na geografię, i nauczyciele oficjalnie mają obowiązek je realizować. Natomiast jak to wygląda naprawdę, to zależy od sumienności i uczciwości nauczyciela. Rozsądny pedagog będzie wiedział, co z tym zrobić - wyjaśniała nam Małgorzata Sagan, wykładowca Instytutu Edukacji Narodowej. W opinii Doroty Ekes, pełnomocnika elbląskiego Stowarzyszenia Rodzina Polska, najważniejsze jest to, aby rodzicom nie zabrakło odwagi w obronie swoich dzieci przed zalewem prounijnej propagandy. Powinni wspólnie się zorganizować, ponieważ w pojedynkę niczego nie uda im się zrobić.
- Rodzice muszą się przede wszystkim zorganizować oraz demonstrować swoje niezadowolenie - tłumaczy Ekes, dodając, że powinni także pisać skargi, np. do ministerstwa, kuratorium czy do gazet. - Rodzice mają duże prawa, mogą nawet domagać się zmiany nauczyciela - podkreśla.
- Podstawowym, kardynalnym prawem jest prawo do informacji, która powinna być przede wszystkim rzetelna i obiektywna. I te dostarczone informacje powinny uczniowi pozwolić na wyrobienie własnego zdania. Każda informacja sugerująca jest propagandą w określoną stronę - powiedział nam Mirosław Kaczmarek, Dyrektor Zespołu Badań i Analiz w biurze Rzecznika Praw Dziecka.
Rodzice zapewniają, że nie mają nic przeciwko temu, aby ich dzieci otrzymywały rzetelne informacje na temat państw europejskich, ale zdecydowanie przeciwni są propagandzie, której ofiarami padają bezbronne dzieci. Krytykują też niewłaściwy sposób wykorzystywania zajęć dydaktycznych. - Od dłuższego czasu zajęcia były wykorzystywane do przygotowywania projektów prounijnych. Oczywiście odbywało się to kosztem wiedzy, którą młodzież powinna wynosić z poszczególnych zajęć - twierdzą zgodnie rodzice.
Agnieszka Sularz
Rodziców, którzy byli świadkami podobnych skandalicznych incydentów, prosimy o kontakt z redakcją "Naszego Dziennika".
Nasz Dziennik 18-03-2003

Autor: DW