Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wstępne przygotowanie do modlitwy

Treść

Najważniejszą sprawą w życiu człowieka jest postęp w życiu duchowym aż do jego pełni. Dlatego też uznajemy za pożyteczne szczegółowe przedstawienie najpewniejszych środków do osiągnięcia tego celu.

Najważniejszą sprawą w życiu człowieka jest postęp w życiu duchowym aż do jego pełni. Dlatego też uznajemy za pożyteczne szczegółowe przedstawienie najpewniejszych środków do osiągnięcia tego celu. Nie chodzi o to, powtórzmy raz jeszcze, abyśmy stworzyli w sobie to, co może być osiągnięte tylko za sprawą działania Ducha Świętego, ale byśmy przygotowali Mu drogę i ukształtowali w naszych duszach takie warunki, jakich On zwykle wymaga.

A zatem przedstawimy teraz, co starożytni Ojcowie myśleli o doskonałości i o drogach, jakimi należy podążać, aby ją osiągnąć. Kasjan mówi:

Wszelki wysiłek mnicha mający na uwadze doskonałość serca zmierza zawsze do tego, aby osiągnąć stan trwałej i nieprzerwanej modlitwy, oraz, na ile na to pozwala ludzka ułomność, aby zachować niezmącone skupienie umysłu i stałą czystość. W tym właśnie celu ochoczo i wytrwale ćwiczy swoje ciało i nie przestaje szukać okazji do skruchy serca. Istnieje przy tym wszystkim pewien wzajemny i nierozerwalny związek. Otóż, jeśli budowlę cnót wznosi się po to, aby dojść do doskonałej modlitwy, to bez tego zwieńczenia (modlitwy), które mocno wiąże je wszystkie ze sobą, nie będą one nigdy dostatecznie silne i trwałe. Bez cnót nie można więc osiągnąć i doskonalić trwałego i nieprzerwanego skupienia na modlitwie, a bez wytrwałej modlitwy nie będą nigdy doskonałe cnoty, które stanowią jej podstawę.

Modlitwa – oto ukryta świątynia, w której Bóg jednoczy się z nami. Jednak musi ona być przygotowana przez czystość całego naszego życia, zgodnie z radą Syracha: Przed modlitwą przygotuj duszę twoją, a nie bądź jak człowiek, który Boga kusi (Syr 18,23). Warunek ten nie powinien nikogo dziwić; nie możemy niczego ukryć przed Bożymi oczami, które badają nerki i serca; w naszej duszy nic nie może ukryć się przed Bogiem: Wszystko jest odkryte i jawne oczom Tego, o którym mówimy (Hbr 4,13). Czas modlitwy to czas, gdy dusza, będąc bardziej wrażliwą na Boga, jest także otwarta na przyjęcie Jego działania. Jednak wchodzi ona w modlitwę wraz ze swymi utrwalonymi niedoskonałościami i pozostałościami zewnętrznego rozproszenia – są to przeszkody w jej relacjach z Bogiem. Często nawet nasz Pan czeka na tę chwilę bliskiego spotkania, aby zganić albo nagrodzić nasze zewnętrzne uczynki, zależnie od tego, na co zasługują. Święty Benedykt musiał dobrze znać wszystkie tajniki wiedzy duchowej, skoro w celu wykształcenia u swoich mnichów ducha modlitwy dawał im taką radę: „W każdej chwili strzec swego postępowania”.

W ten sposób święty Patriarcha streszczał naukę starożytnych, którą znajdujemy u Kasjana:

Dopiero po tak starannym oczyszczeniu duszy z wad widocznych ludzkim okiem, dzięki któremu uzyskamy prostotę, niewinność i czystość – możemy przystąpić do pierwszego etapu budowy, czyli do położenia mocnych fundamentów prostoty i pokory, na których będziemy budować duchową wieżę cnót, strzegąc przez cały czas duszy od zbędnych rozmów i niebezpiecznych rozproszeń, aby mogła wznosić się do kontemplacji i oglądania rzeczy niebieskich. Pamiętajmy, że to, co zrodzi się w duszy, zanim przystąpi do modlitwy, będzie jej się przypominało w czasie jej trwania. O modlitwie decyduje więc wcześniejsze przygotowanie, ponieważ zawsze odzwierciedla ona aktualny stan umysłu. Zauważmy, że kiedy stajemy przed Bogiem, przed naszymi oczyma pojawiają się zaraz obrazy czynów, słów i myśli, aby –stosownie do swej treści – pobudzać nas do gniewu lub smutku, dawnych żądz lub trosk. Wstyd powiedzieć, ale czasem na wspomnienie jakiegoś płochego żartu lub śmiesznego zdarzenia potrafi nas też napastować niedorzeczna wesołość przeszkadzająca w skupieniu.

Echo tej tak praktycznej nauki znajdujemy w trzech „narzędziach dobrych uczynków” zapisanych w Regule św. Benedykta:

Nie mieć upodobania w wielomówstwie. Nie wypowiadać słów czczych lub pobudzających do śmiechu. Nie lubować się w nadmiernym lub głośnym śmiechu.

Aby rozwinąć w nas życie duchowe i uzyskać ducha modlitwy, powinniśmy więc nie tylko poznać nasze słabości i je przezwyciężać, ale także odrzucić próżne zajęcia oraz wygasić mnogość i zamieszanie niepotrzebnych myśli – wszystko, co przyczynia się do płytkości i braku spokoju naszego ducha. Trzeba też umartwić ciekawość, to znaczy pragnienie ciągłego poznawania, widzenia i słyszenia, która rozprasza naszą duszę i rozlewa ją na zewnątrz, sprawiając, że traci smak w rzeczach duchowych. Obowiązujące w zakonach wspaniałe prawo ciszy ma tylko jeden cel: skłaniać duszę do skupienia i odwracać ją stopniowo od życia zmysłów. Jednak, co łatwo pojąć, prawo zewnętrznej ciszy byłoby ustanowione na próżno, gdyby dusza nie przykładała się do uporządkowania wyobraźni. Jeśliby tego nie robiła, niebezpieczeństwo, choć mniej widoczne na zewnętrz, byłoby jeszcze groźniejsze. Na tym polega choroba, którą starożytni znali znacznie słabiej niż my, ale z którą w naszych czasach trzeba bardzo poważnie się liczyć.

Dzisiejsze wychowanie rzadko daje siłę i uczy męstwa. Przyzwyczajamy dzieci do moralnego lenistwa, będącego owocem niewiedzy, w której je pozostawiamy. Dlatego też zbyt często pobożność staje się tylko sentymentalnym, zwiewnym i mglistym uczuciem czy marzeniem, co jest zabójcze dla prawdziwego ducha modlitwy. Poza tym wielu chrześcijan, gdy zakończy już gorliwe poświęcanie się spełnianiu dobrych uczynków, oddaje się sprawom błahym i rozrywce. Nic dziwnego, że gdy nadchodzi pora modlitwy, dusza nie jest od razu wolna od tych pustych marzeń, nie potrafi bez trudu i wysiłku oddać się tajemnicom naszej świętej wiary, a skupienie nie pojawia się w niej znienacka!

Wyobraźnia ma bliskie związki ze zmysłami. Jeśli nie zostanie poskromiona i wychowana, nigdy nie będziemy mogli modlić się modlitwą czystą, o której mówi Kasjan:

Poziom i jakość naszej modlitwy zależy od czystości duszy, tzn. im większa czystość, tym dalej odejdziemy od ziemskich i materialnych wyobrażeń. Od tego zależy również, czy oczyma duszy będziemy oglądali Jezusa pokornego i cielesnego, czy też uwielbionego i przychodzącego w chwale swego majestatu. (…) Mogą natomiast czystymi oczyma duszy oglądać Jego Boską chwałę ci, którzy pozostawili małe, ziemskie troski i sprawy, i razem z Nim wchodzą na wysoką górę samotności, wolną od zgiełku ziemskich myśli i rozproszeń i daleką od skażenia jakąkolwiek wadą, bo zbudowaną na czystej wierze i chwalebnych cnotach. To na niej Pan objawia chwałę i jasność swego oblicza tym, którzy zasługują, aby oglądać Go czystym wzrokiem duszy.

A zatem dusza, która chce czynić postęp w duchu modlitwy i osiągnąć zjednoczenie z Bogiem, powinna podjąć wysiłek odsunięcia od siebie próżnych i nieużytecznych myśli i starać się na tyle, na ile może, nigdy nie stracić z pola widzenia obecności Boga w sobie. Taka jest też nauka św. Benedykta: „Uważać za rzecz pewną, że Bóg patrzy na nas na każdym miejscu”. Ma to być dla nas życiową prawdą tak podczas rekreacji, jak i w ciszy celi, w czasie lektury i przy pracy fizycznej, a wszystkie te działania Ojcowie uważali za wspierające ducha modlitwy. Mając na myśli mnichów wschodnich, Kasjan pisał:

Trudno powiedzieć, czy zajmują się bez przerwy pracami ręcznymi po to, aby lepiej medytować, czy też właśnie przez tę wytrwałość w pracy osiągają tak wysoki poziom modlitwy, wiedzy i światła.

To właśnie jest powodem ciągłych zajęć, które organizują życie w klasztorach. W nich zakonnicy i zakonnice znajdują pomoc do zjednoczenia się z Bogiem. Praca ręczna, której zakres wyznacza posłuszeństwo, jest jakby mocną i niewzruszoną kotwicą, która stabilizuje lekkość ducha, pozwalając mu przy tym na swobodny wzlot ku Bogu.

Jeśli zaś chodzi o pracę umysłową, niech nigdy – broń Boże! – nie stanie się ona dla duszy zakonnej okazją do odwrócenia uwagi od obecności Boga! Ta praca jest jej powierzona nie po to, aby zaspokajać ciekawość lub schlebiać pysze, ale aby całkowicie poświęcić Bogu swój intelekt, który należy do Niego z tego samego powodu, co serce. Tylko Boga będziemy więc szukać w książkach; a studiowanie Jego dzieł, jakie by one nie były, będzie dla nas zaproszeniem, aby zawsze powtarzać za psalmistą: Jakże wielkie są dzieła Twoje, Panie! Wszystko w mądrości uczyniłeś (Ps 103,24). Kto z nas nie zadowoliłby się, mogąc powiedzieć za apostołem: Bom nie mniemał, żebym miał co umieć między wami prócz Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego (1 Kor 2,2)?

W rzeczywistości bowiem nie jest to umniejszenie prawdziwej wiedzy, ale raczej jej szczyt i ostateczna doskonałość. To do wiedzy nadprzyrodzonej w ten sposób zmierzali nasi poprzednicy; to w tej nauce św. Benedykt kształcił swoich synów za pomocą tego, co nazywa lectio divina; to właśnie ją Kasjan następująco zalecał:

Niemożliwe jest bowiem, aby umysł nieczysty osiągnął dar wiedzy duchowej. Baczcie więc starannie, aby gorliwość w czytaniu Pisma Świętego, zamiast udzielić wam światła wiedzy i wiecznej chwały, obiecanej oświeconym nauką, nie stała się dla was narzędziem zguby z powodu próżnej zarozumiałości.

Kogóż nie poruszyłyby słowa Koheleta, który – wychyliwszy cały kielich wiedzy światowej (jeśli można tak powiedzieć) – wyznaje w końcu ze smutkiem: Kto przyczynia umiejętności, przyczynia i pracy (Koh 1,18)? Tworzeniu wielu ksiąg nie ma końca, a częste myślenie jest utrapieniem ciała (Koh 12,12).

O ile jednak łakomstwo intelektualne jest niebezpieczne, o tyle karmienie naszego ducha studiami jest przydatne, a nawet konieczne: „Słuchać chętnie czytania duchownego”. Kasjan naucza:

Wszyscy musimy pilnie uczyć się na pamięć i głośno powtarzać kolejne księgi Pisma Świętego. To ciągłe rozważanie (meditatio) przynosi nam bowiem podwójny zysk. Po pierwsze – dopóki nasza uwaga skupiona jest na czytaniu i studiowaniu, nie wpadnie nigdy w sidła szkodliwych myśli. Po drugie, zdarza się, że mimo wysiłku i ciągłego powtarzania nie potrafimy czasem zrozumieć fragmentu, którego uczymy się na pamięć: dzieje się tak, dlatego że umysł zajęty jest w tym czasie innymi sprawami. Później jednak, gdy jesteśmy wolni od naszych zajęć i zewnętrznych wrażeń, zwłaszcza w czasie spokojnego nocnego rozważania (meditatio), i przypomnimy sobie tamten fragment, widzimy wszystko o wiele jaśniej, do tego stopnia, że nawet najbardziej ukryte znaczenie Pisma Świętego, którego w ciągu dnia w ogóle się nie domyślaliśmy, odsłania się przed nami nocą, gdy ciało znajduje wytchnienie, a umysł wydaje się być pogrążony w półśnie.

Dzięki podjętemu przez nas wysiłkowi zauważymy, że wraz ze zmianą naszej duszy będzie się nam również ukazywało nowe oblicze Pisma Świętego, to znaczy wraz z postępem będziemy coraz bardziej odkrywali piękno duchowego znaczenia tej Księgi. Musimy bowiem wiedzieć, że w zależności od stanu ludzkiej duszy słowo Boże jest czymś ziemskim dla ludzi cielesnych i czymś Boskim dla duchowych. Może się więc zdarzyć, że ci, którzy dawniej postrzegali je jakby okryte gęstą mgłą, teraz nagle nie będą mogli uchwycić wszystkich jego subtelności ani wytrzymać bijącego od niego blasku.

Święty Paweł daje nam tę samą naukę, mówiąc do koryntian:

A myśmy nie otrzymali ducha tego świata, lecz Ducha, który z Boga jest, abyśmy poznali, co nam Bóg darował. Głosimy też to nie przez uczone słowa ludzkiej mądrości, ale przez naukę Ducha, do rzeczy duchowych duchową miarę stosując (1 Kor 2,12–13).

Wszystko w życiu duchowym powinno więc wznosić duszę do zajmowania się rzeczywistością nadprzyrodzoną, aby nasycona Boską obecnością stopniowo nabywała niebiańskich obyczajów. Jednak to jeszcze nie wystarczy. Zdajemy się tu w pełni na mądrość starożytnych Ojców, którzy mówili: „Istotnie, niewiele modli się ten, kto modli się tylko wtedy, gdy klęczy, a w ogóle nie modli się ten, kto klęcząc, ma serce pełne rozproszeń”.

Przypomnimy teraz praktykę powszechnie zalecaną przez mistrzów życia duchowego – chcemy powiedzieć kilka słów o modlitwie aktów strzelistych. Ojcowie przywiązywali wielką wagę do tych częstych i krótkich westchnień kierowanych ku Bogu jako bardzo odpowiednich do kształtowania ducha modlitwy. Jak napisał Kasjan:

Mistrzowie życia duchowego sądzą, że lepiej jest odmawiać modlitwy krótkie, ale często je powtarzać. Powtarzając je, głębiej przylgniemy do Boga, a czyniąc je krótkimi, łatwiej unikniemy strzał, które wypuszcza demon, mierząc przede wszystkim w nas.

Gdzie indziej zaś dodaje:

Mamy modlić się często i krótko, tak aby podstępny nieprzyjaciel nie miał czasu podsunąć czegoś naszemu sercu.

Według tych świętych ludzi modlitwa krótka łatwiej staje się czysta, ponieważ wolna jest od rozproszeń. Uważają, że dla osiągnięcia zjednoczenia z Bogiem takie spontaniczne porywy wypływające z serca są bardzo skuteczne; przynoszą więcej korzyści niż modlitwa przedłużana i zrutynizowana.

Psalmy, forma i wzór wszelkiej modlitwy, ukazują nam wiele takich krótkich i bogatych w treść westchnień. Werset: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu (Ps 69,2) szczególnie poruszał starożytnych, a wyjątkowe upodobanie miała w nim św. Katarzyna ze Sieny. Z kolei św. Teresa z Ávili umiłowała inny: Zmiłowania Pańskie na wieki wyśpiewywać będę (Ps 88,2). Nie trzeba sobie zresztą tworzyć systemu, ale posłusznie podążać za skłonnością naszej duszy i działaniem Ducha Bożego.

W ten sposób dusza osiąga nie tylko to, że w biegu codziennych spraw zachowuje poczucie Bożej obecności, ale też cały czas spokojnie rozmawia z Nim, czy to tylko w sercu, czy też w sercu i ustami, a dzieje się to tak, że żadna praca ręczna ani intelektualna nie może jej w tym przeszkodzić. Dusza, która jest wierna tej praktyce i która się do niej z hojnością przykłada, może sądzić, że przez to zbliża się do spełnienia polecenia Pana: Zawsze należy się modlić i nie ustawać (Łk 18,1). W tej praktyce znajduje wielką pomoc przy uciszaniu swoich namiętności, ograniczaniu przesadnej aktywności zewnętrznej, wychodzeniu z duchowego lenistwa. Przyzwyczaja się w ten sposób do życia w bliskości z Bogiem i praktykuje to, o czym św. Hieronim pouczał świętą dziewicę Eustochium:

Niech zawsze cię strzeże zacisze twojej izdebki. Niech tam wewnątrz zawsze igra z tobą Oblubieniec. Modlisz się? – mówisz do Oblubieńca. Czytasz? – On mówi do ciebie.

Czyż nie to samo, choć w innej formie, znajdujemy w legendzie o św. Hugonie, opacie Cluny: „Zachowując ciszę, zawsze był z Panem, mówiąc, zawsze mówił w Panu albo o Panu”? Wtedy życie nadprzyrodzone wzrasta, jeśli można tak powiedzieć, z godziny na godzinę, aż dochodzi do tego, że owocuje doskonałą miłością, która jest świętością.

Jednak ludzka ułomność jest tak duża, że te pobożne metody oddziaływania, których celem jest ukształtowanie w nas ducha modlitwy, pozostałyby nieskuteczne, gdyby dusza nie poświęcała każdego dnia kilku chwil na sporządzenie dla siebie samej szczegółowego rachunku z utrwalonych skłonności i błędów. Z jednej strony szkodliwe jest dla nas, gdy nigdy nie wychodzimy ze skoncentrowania się na nas samych i przekształcamy każdą modlitwę myślną w rachunek sumienia, z drugiej – zgubne jest zaniechanie obserwowania siebie, aby się osądzać i poprawiać, zwłaszcza w przypadku osób początkujących, płytkich i takich, których niedoskonałości są jeszcze słabo opanowane. Sądzimy wręcz, że postęp duszy może być wielce spowolniony przez to zaniedbanie: Rozmyślałem drogi moje i zwracałem nogi moje ku świadectwom Twoim (Ps 118,59).

Rachunek sumienia to starożytna praktyka, oparta na trzeźwym osądzie, której oddawał się święty król Ezechiasz: Będę rozmyślał wszystkie lata moje w gorzkości duszy mojej (Iz 38,15). Nie jest to jakiekolwiek badanie sumienia – odbywa się przed Bogiem, w świetle łask otrzymanych od Jego dobroci, jakby na progu wieczności. W jego wyniku rodzi się w duszy całkowite oddanie się w ojcowskie ręce Pana, a dusza napełnia się pokorną ufnością, która sprawia, że mówi: Panie, jeśli tak żyję i takie jest życie ducha mego, ukarzesz mię i ożywisz mię (Iz 38,16). Te uczucia są bardzo dalekie od wszystkich złudzeń, którymi mamią się ludzie uważający, że sąd jest od nich daleko, i przekonani, że czas należy do nich.

Gdy dusza osądza się w ten sposób przed Bogiem, bez wymówek, ale i bez przesady, gdy oddaje się w ręce Pana, już samo to działanie pozwala jej znaleźć łaskę i miłosierdzie. Świadoma swych win staje przed Nim, podobna do tej biednej kobiety, którą przyprowadzono przed Zbawiciela, oskarżając ją, a ona, pełna wstydu nie potrafiła niczego powiedzieć na swoją obronę:

„Niewiasto, gdzież są twoi oskarżyciele? Nikt cię nie potępił?”. A ona rzekła: „Nikt, Panie”. A Jezus powiedział: „I Ja cię nie potępię. Idź, a nie grzesz więcej” (J 8,10–11).

Czyż nie wygląda to tak, że suwerenna Świętość staje jakby bezbronna wobec tej grzesznicy, która osądza samą siebie przez swe milczenie?

Bardzo ważne dla uświęcenia jest więc, aby dusza, co najmniej raz dziennie, zbadała samą siebie i zdała sobie sprawę nie tylko z tych popełnionych błędów, o których mówi teologia, ale również ze swoich niedoskonałości i ukrytych skłonności. Jest to pewna metoda pozwalająca na poznanie samego siebie, na udaremnienie zasadzek złego, który zazwyczaj ma za sprzymierzeńców naszą własną nieuwagę i bezmyślność. Jest to sposób na nadrobienie strat, które ponosimy każdego dnia, przez gorliwe wyparcie się zła, na otrzymanie obfitych łask, wreszcie na przygotowanie stałej poprawy życia. Święty Benedykt nie mógł pominąć napomknięcia o tak ważnej praktyce, więc zaleca ją w ten sposób:

Dawne swoje grzechy codziennie ze łzami i wzdychaniem na modlitwie wyznawać Bogu. A na przyszłość poprawić się z tych grzechów.

Myśl tę znajdujemy również w psalmie w innej formie: Dusza moja zawsze w rękach moich i nie zapomniałem zakonu twego (Ps 118,109).

Powtórzmy jednak skrupulatnym sumieniom: takiego rachunku, aby przyniósł pożytek, powinno się dokonać sercem, a nie głową, winien on zrodzić ufność i mocne postanowienie poprawy, a nie złość i zniechęcenie. Stosowne jest również, aby był krótki, ograniczony do czasu, jaki jest mu wyznaczony. Nie należy go wydłużać, aby nie stał się formą nieustannego skupiania się na sobie. Są dusze, które nie potrafią się zwrócić ku Bogu bez jednoczesnego wpadania w taki rachunek sumienia. Ta skłonność jest bardzo destrukcyjna i prowadzi do zniszczenia tak ducha modlitwy, jak i całego rozwoju życia duchowego. W każdym razie koniecznym zwieńczeniem tej praktyki powinien być szczery żal oraz mocne, odważne i spokojne postanowienie poprawy na przyszłość.

Ogólnie mówiąc, działania duszy wtedy są bardziej stanowcze, gdy podjęta decyzja zostanie szybko i energiczne wprowadzona w życie, a dusza nie daje pola czczemu marzycielstwu. Powolność wielu osób jest tylko przebranym lenistwem, próżną przebiegłością, która jest przeciwieństwem działań duchowych. Aby postępować w życiu duchowym, trzeba zdecydowania i zaufania Bogu. Jeżeli zaś analiza jest właściwością naszego powolnego umysłu, trzeba wystrzegać się, aby nie doprowadzać jej i rozważań nad samym sobą do przesycenia, stanu, w którym odbierają one duszy wszelkie zaufanie do Boga i całą stanowczość oraz zostawiają ją w nieustannym i małodusznym niezdecydowaniu.

A zatem osoby rozproszone, podatne na wrażenia i chwiejne powinny, badając stan swojej duszy dłużej i z większą uwagą, nadawać swoim postanowieniom charakter konkretny i praktyczny, jeśli nie chcą, aby najlepsze poruszenia ich wnętrza rozwiały się jak mgła. Ogólne i mgliste dobre chęci nie wystarczą, aby iść w kierunku Boga i się uświęcić, trzeba wiedzieć, czego się chce, określić szczegółowo rzeczy do zrobienia i zdecydowanie podążać do celu, co jest niemożliwe wtedy, kiedy nie ma poważnego rachunku sumienia.

Tak rozumiany będzie on najlepszym przygotowaniem do sakramentu pokuty. Dokonywany każdego dnia uwolni duszę przygotowującą się do oskarżenia za swoje winy od niekończących się poszukiwań, w których liczne dusze pogrążają się przed spowiedzią. Szczęśliwe są te, które podchodzą do tego sakramentu pełne wiary, gorliwości, żalu i dobrych postanowień, gorąco pragnąc zdobyć tę doskonałą miłość, która jednocześnie wymazuje skazę i uwalnia od kary. Bardzo szybko dojdą do pełnej czystości, której pragną, a zjednoczenie z Bogiem będzie w nich głęboko utrwalonym stanem.

Taki właśnie jest ostateczny cel, do którego dąży Kościół. Aby dopełnić niewystarczalność naszych zadośćuczynień, po zaproszeniu nas do częstego korzystania z sakramentów otwiera nam jeszcze szczodrze skarbiec odpustów. Pragnie i stara się, aby ujrzeć wszystko odnowione przez Chrystusa w naszych duszach. Dlatego też tak długo, jak istnieje jakaś przeszkoda w naszych relacjach z Bogiem, Kościół cierpi, jakby znalazł się w stanie nieuporządkowania i zagrożenia. Można powiedzieć, że nieustannie powtarza sobie: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,8). Jego macierzyńska miłość nie zazna spoczynku ani radości, dopóki nasze dusze nie staną się czyste jak kryształ, zdolne do przyjęcia i odbicia promieni niestworzonej światłości.

Nawet cierpiąc, święta oblubienica Pana nie zgodzi się, aby jej synowie zrezygnowali z ducha pokuty, którego obecność jest konieczna w człowieku aż do końca jego pielgrzymowania na tym świecie. Każdego roku będzie prowadziła swoje dzieci, nawet te doskonałe, do uroczystej pokuty wielkopostnej. Albowiem także ci, którzy osiągnęli doskonałość, nigdy nie są utwierdzeni w pełni dobra, prawdy i piękna – tak długo, jak jeszcze są na tej ziemi. Do nich to odnosi się ta wspaniała nauka, którą św. Dionizy opisuje duchy niebieskie:

Jednak ktoś może nabożnie stwierdzić, że jest coś w hierarchii niebiańskiej, co odpowiada oczyszczeniu tych substancji, które zajmują niższe poziomy: jest to oświecenie, które w sposób Boski objawia im to, co dotąd było im nieznane. To ono im dostarcza bardziej doskonałego wejrzenia w wiedzę o rzeczach Boskiej Zwierzchności i oczyszcza ich z niewiedzy o prawdach, które dotąd były przed nimi zakryte, i za pośrednictwem pierwszych i bardziej Boskich substancji unosi ich w górę do najwyższych i najjaśniejszych Boskich objawień.

To samo dokonuje się w duszach, które Bóg nasycił swoją pełnią. Nie muszą już czynić zadośćuczynienia za swoje winy, ale tak długo, jak pozostają na ziemi, mogą – wykonując dzieła pokutne – zostać dopuszczone do wznioślejszego posiadania Bóstwa i nieustannie się oczyszczać, w tym znaczeniu, że przechodzą do dobra jeszcze doskonalszego, zgodnie z radą apostoła: Ale wy ubiegajcie się o lepsze dary (1 Kor 12,31).

Fragment książki Życie duchowe i modlitwa według Pisma Świętego i tradycji monastycznej (seria Biblioteka Christianitas)

Cécile Bruyère OSB (1845–1909) francuska benedyktynka, duchowa córka Dom Prospera Guérangera, założycielka żeńskiego opactwa św. Cecylii w Solesmes (1866). W 1870 r., gdy miała zaledwie 24 lata, została przez papieża Piusa IX mianowana ksienią tego klasztoru i piastowała ten urząd aż do śmierci.

Żródło: cspb.pl,

Autor: mj