Przejdź do treści
Przejdź do stopki

WSI w służbie paliwowego barona

Treść

Prominentny członek mafii paliwowej Piotr Komorowski vel "Komor", nazywany też "Królem Sztumu", który - jak twierdzi krakowska prokuratura - miał wręczyć posłance SLD Małgorzacie Ostrowskiej 155 tys. zł łapówki w zamian za pomoc w przejęciu terenu fabryki w Malborku, prawdopodobnie był chroniony przez funkcjonariuszy Wojskowych Służb Informacyjnych. Zdaniem naszych informatorów, wojskowi mieli nie tylko ochraniać transporty barona paliwowego, ale również blokować prowadzone przeciwko niemu dochodzenia. Zeznania "Króla Sztumu" obciążają kolejne osoby związane z mafią paliwową. Tyle że wszystko wskazuje na to, iż chroni on współpracujących z mafią funkcjonariuszy WSI.
Piotr Komorowski, znany na Pomorzu również jako "Komor", w kręgach najbliższych współpracowników nazywany jest również poufale "Królem Sztumu". Na początku marca 2006 r. Komorowski stanął przed krakowskim sądem jako oskarżony o zorganizowanie i kierowanie grupą przestępczą zajmującą się obrotem nielegalnym paliwem i spowodowanie co najmniej 218 mln zł strat ze Skarbu Państwa. Przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze. Sąd skazał go na 3 lata pozbawienia wolności. Jak twierdzą nasi informatorzy, niski wyrok dla Komorowskiego to efekt nieoficjalnej ugody pomiędzy paliwowym baronem a jednym z zaangażowanych w dochodzenie prokuratorów. W wyniku umowy, na mocy której "Komor" cieszy się niewielkim wyrokiem, wskazuje śledczym inne osoby powiązane z mafią paliwową. To właśnie na podstawie jego zeznań krakowska prokuratura przygotowała wniosek o uchylenie immunitetu posłance Małgorzacie Ostrowskiej (SLD) podejrzewanej o korupcję w aferze paliwowej. Jeśli Sejm pozytywnie rozpatrzy ten wniosek - Ostrowskiej postawiony zostanie zarzut przyjęcia korzyści majątkowej w wysokości 155 tys. zł w zamian za pomoc Komorowskiemu w nabyciu działki w Malborku - terenu po jednej z fabryk w tym mieście.

Wpadają tylko "płotki"
"Król Sztumu" składa obciążające zeznania, wskazując na osoby związane z mafią paliwową, jednak - zdaniem naszych informatorów - obciąża wyłącznie osoby stojące najniżej w hierarchii mafijnej lub tylko takie, które miały związek ze zorganizowaną przestępczością poprzez jednorazowy "biznes". W wyniku zeznań Komorowskiego bowiem do tej pory na ławę oskarżonych nie trafił ani jeden z prominentnych "baronów paliwowych". Sam "Komor" równie skrupulatnie pomija w swoich wyjaśnieniach nazwiska funkcjonariuszy służb specjalnych, którzy chronili jego działalność. A takich, zdaniem naszych rozmówców, nie brakowało.
- Jego pozycja w mafii paliwowej była żadna, on samodzielnie nie mógł nawet podjąć decyzji o zakupie pociągu - transportu z komponentami do paliw. Był figurantem, podobnie jak Jan Bobrek - tyle że w kategorii marionetek. Jeżeli szacowalibyśmy ich na pozycjach od 1 do 10, Komorowski jest na pozycji 8. czy 9. Ma wiele do stracenia, dlatego nie ujawnia nazwisk osób, z którymi bezpośrednio współpracował, lub które wydawały mu polecenia - twierdzi nasz informator.
Komorowski prawdopodobnie obawia się byłych funkcjonariuszy WSI, którzy na zlecenie mafii paliwowej przez długi okres chronili jego działania. Zdaniem naszych informatorów, agenci WSI kontaktowali się z Komorowskim jesienią 2002 r. po opuszczeniu przez niego celi aresztu. 9 lipca 2002 r. został on bowiem tymczasowo aresztowany na okres trzech miesięcy, jednak celę opuścił już po dwóch - nieoficjalnie mówi się, że dzięki układowi z prokuraturą. To właśnie wówczas ludzie związani z wojskowymi służbami specjalnymi mieli ostrzec Komorowskiego, by "trzymał gębę na kłódkę".

WSI w branży paliwowej
- W trakcie prac nad likwidacją Wojskowych Służb Informacyjnych rzeczywiście ustaliliśmy, że zdarzały się przypadki współpracy funkcjonariuszy WSI z tzw. mafią paliwową - potwierdza w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Antoni Macierewicz, szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Jak wynika z naszych informacji, funkcjonariusze WSI zaangażowani we współpracę z mafią paliwową objęli ochroną Komorowskiego pod koniec 2000 roku. Wtedy to bowiem zupełnie przypadkiem jeden z mieszkańców Sztumu stwierdził obecność ropopochodnej cieczy w bagnie graniczącym z posesją Komorowskiego. Szybko okazało się, że takie odpady - pozostałości po przerabianiu paliwa odkryto w okolicznych gminach Dzierzgoń i Stary Dzierzgoń.
- Były to specjalne "wsady", głównie zasiarczone wapno używane przy odbarwianiu oleju opałowego. Przepuszczano przez to olej opałowy i uzyskiwano kolor zbliżony do oleju napędowego. Co prawda zapach pozostawał nadal bardzo charakterystyczny, ale najważniejszy był kolor. Tak przetworzone paliwo rozwożono cysternami po Polsce. Samochody były zabezpieczane przez funkcjonariuszy WSI, niekiedy funkcjonariuszy na urlopie - uważa były prokurator Andrzej Czyżewski, główny świadek sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen.
Grożące katastrofą ekologiczną znalezisko musiało sprowokować działania organów ścigania. Wszczęte śledztwo wskazywało jednoznacznie na to, że całym procederem zawiaduje Piotr Komorowski. Wtedy na horyzoncie pojawili się funkcjonariusze WSI, którzy zdaniem naszych informatorów próbowali naciskać na pracowników organów ścigania w Malborku.
- W pewnym momencie pojawiła się grupa ludzi podających się za pracowników MON, nawet nie ukrywali tego, że są związani ze służbami specjalnymi. Próbowali przejąć wszystkie dokumenty, nalegali, żeby sprawę wyciszyć - mówi jeden z naszych rozmówców.
Jednak próba się nie powiodła. Na początku marca 2006 r. Sąd Apelacyjny w Krakowie wydał wyrok, w którym nakazał Komorowskiemu zwrot ponad 2 mln zł jako rekompensatę kosztów, które poniósł samorząd powiatu malborskiego zmuszony do utylizacji odpadów ropopochodnych. Podobnym fiaskiem zakończyła się próba odbicia przez mafię paliwową cysterny z olejami zabezpieczonymi przez policję na terenie posiadłości jednej z firm. Cysternę miały przejąć osoby podające się za funkcjonariuszy policji. Według naszych informatorów, byli wśród nich również funkcjonariusze WSI. Mieli oni znajdować się również w osobistej ochronie Piotra Komorowskiego.
- W pewnym momencie po prostu wystawiono go policji "do odstrzału". Był zbyt mało ważną figurą w przestępczej hierarchii, dlatego zdecydowano się go poświęcić, by chronić prawdziwych bossów, również tych powiązanych ze służbami specjalnymi - uważa Andrzej Czyżewski.

Świadek niewiarygodny, bo niewygodny?
Były prokurator Andrzej Czyżewski, obecnie mieszkający w Niemczech i korzystający z ochrony policji niemieckiej, był głównym świadkiem sejmowej komisji ds. PKN Orlen i prokuratury prowadzącej postępowanie w sprawie mafii paliwowej. To on przekazał śledczym mapkę z miejscami baz mafii, wskazał nazwiska osób zaangażowanych w przestępczy proceder. Wówczas niemal nikt - za wyjątkiem osób, które znalazły się w kręgu zainteresowania prokuratury - nie podważał jego wiarygodności. Wczoraj jednak Czyżewski sam stał się celem niewybrednego ataku. "Gazeta Wyborcza" opublikowała materiał podważający jego wiarygodność jako świadka. Dziwnym trafem zbiegło się to w czasie z ujawnieniem przez niego informacji wskazujących na powiązania z mafią paliwową polityków i przedstawicieli dolnośląskiego wymiaru sprawiedliwości kojarzonych właśnie z tym środowiskiem. Nie bez znaczenia jest również fakt, że Czyżewski najprawdopodobniej miał zostać wezwany jako jeden z głównych świadków w sprawie, której stroną jest właśnie Agora.
- Wiarygodność pana Czyżewskiego oceniam 50 na 50. Jeśli jednak chodzi o jego wiedzę dotyczącą działania mafii paliwowej i firmy Dansztof, procederu przestępczego osób związanych z mafią paliwową, to ma dużą wiedzę. W wyniku czynności procesowych jego zeznania często się potwierdzają - mówi nam jedna z osób związanych z Prokuraturą Krajową.
Tymczasem krakowska prokuratura sprawdzi, czy Andrzej Czyżewski nie złożył fałszywych zeznań - poinformował wczoraj szef Prokuratury Rejonowej dla Krakowa Śródmieścia Wschód Piotr Kosmaty. To efekt jednego z wątków tzw. afery paliwowej, w której świadkiem był Andrzej Czyżewski. Badająca sprawę Prokuratura Okręgowa w Przemyślu znalazła dokumenty mogące wskazywać, że Czyżewski kilkakrotnie złożył fałszywe zeznania, zatajając swój udział w podwyższeniu kapitału zakładowego spółki paliwowej. On sam twierdzi, że te dokumenty zostały spreparowane.
Przebywający w Niemczech Andrzej Czyżewski - były asesor Prokuratury Rejonowej w Malborku - w marcu i maju 2005 r. był przesłuchiwany jako świadek w śledztwie paliwowym przez prokuratorów i członków sejmowej komisji ds. PKN Orlen. Jak informowali wtedy członkowie komisji, jego zeznania były porażające. Prokuratura apelacyjna ostrzegała jednak, że zeznania te będą trudne do weryfikacji, ponieważ świadek przekazał mnóstwo dokumentów i podał kilkaset nazwisk, zaś sprawdzanie wszystkich informacji będzie czasochłonne.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2007-02-13

Autor: wa