Wreszcie dobry pomysł Sikorskiego
Treść
Działania na rzecz osób polskiego pochodzenia, niezrzeszonych w organizacjach polonijnych, oraz włączenie w działalność polonijną blisko 70 proc. polskiej społeczności na świecie, która nie zna języka polskiego - to założenia programu, którego projekt opracowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Brawo! Wreszcie ambitny program autorstwa polskiej dyplomacji. Oby tylko doszło do jego realizacji. Przed wyborami.
Znawcy problematyki polonijnej podkreślają, że to bardzo ambitny program. Zwłaszcza że chodzi o aktywizację tak licznej rzeszy osób, która nie włada polszczyzną, ale nie zapomniała o swojej tożsamości narodowej. Można mieć tylko nadzieję, że nie jest to przedwyborcze działanie propagandowe partii rządzącej i rzeczywiście rozpocznie się realizacja projektu.
Ogólne cele programu na rzecz współpracy z Polonią i Polakami za granicą, według Jana Borkowskiego, wiceministra spraw zagranicznych, to dążenie do poprawy sytuacji polskich mniejszości narodowych, współdziałanie z organizacjami zrzeszającymi Polaków za granicą, działania na rzecz włączenia Polaków i Polonii w miejscowe społeczności. W rozmowie z "Kurierem Wileńskim" Borkowski poinformował, że obecnie napływają uwagi poszczególnych resortów na temat zawartych w dokumencie zapisów.
W opinii znawców problematyki polonijnej, planowane działania rządu na rzecz wielkiej rzeszy rodaków, którzy do tej pory nie uczestniczyli aktywnie w organizacjach polskich za granicą, jest jak najbardziej godne poparcia. Polska diaspora na świecie jest szacowana na prawie 17 mln osób. Najliczniejszym skupiskiem emigracji polskiej są Stany Zjednoczone, gdzie mieszka około 8,9 mln Polaków. Natomiast w Brazylii i Niemczech jest ich po około 1,5 mln, a w Kanadzie ok. 1 miliona. Na Wschodzie oficjalne dane ze spisów ludności podają znacznie mniejsze liczby. Według tamtejszych polskich organizacji, na Ukrainie żyje około 1 mln Polaków, na Litwie - 325 tys., w Rosji - 350 tysięcy. - Bardzo dobrze byłoby, gdyby opracowywany program rządowy opierał się na podstawowej koncepcji bycia członkiem Narodu, jaką jest samookreślenie i deklaracja przynależności. Oprócz Litwy bowiem - która jest ewenementem, bo istnieją tam polskie szkoły - nikt czystą polszczyzną na Wschodzie raczej nie włada. Deklaracja ta powinna mieć zatem wymiar praktyczny poprzez zmianę rozporządzeń MSZ dotyczących obowiązkowych egzaminów z języka polskiego przy staraniach o Kartę Polaka i o wizę repatriacyjną. Jak bowiem mają zdać te egzaminy potomkowie w trzecim pokoleniu zesłańców z 1936 roku? - zastanawia się dr Robert Wyszyński, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, były szef Instytutu Kresowego. Dodaje, że oddzielenie polskości od znajomości języka "w jego odmianie współczesnej, na przykład z Warszawy, byłoby więc bardzo dobrym kierunkiem rządowego programu". - Ponieważ nigdy na Kresach nie było tak, że Polakiem był tylko ten, kto poprawnie mówił po polsku, lecz raczej ten, kto wyznawał katolicyzm - zaznacza Wyszyński. Informuje, że język polski dla Polaków na Wschodzie to głównie język "liturgiczny", język nabożeństw, modlitwy. - Na co dzień używają lokalnej jego odmiany czy wręcz gwary, jak "trasianka", "surżyk" - mówi socjolog.
Pozytywnie inicjatywę rządu ocenia Michał Dworczyk, członek Zarządu Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", były doradca premiera Jarosława Kaczyńskiego ds. Polonii i Polaków na Wschodzie. - Trzeba się cieszyć, że MSZ podejmuje takie działania. Jeżeli taki program zostanie opracowany, wdrożony i - co najważniejsze - zrealizowany, będzie to bez wątpienia sukces. Dotychczasowe bowiem doświadczenia są niestety takie, że nie wszystkie dokumenty, które były uchwalane - na przykład ostatni program rządowy współpracy z Polonią i Polakami za granicą - doczekały się realizacji - uważa Dworczyk. Jego zdaniem, "trzeba trzymać kciuki za rząd i MSZ, żeby udało się te zapowiedzi spełnić". - Bo pomysł wciągnięcia 70 proc. polskiej emigracji do jakiejś aktywnej współpracy jest niezwykle ambitny - konkluduje członek Zarządu Stowarzyszenia "Wspólnota Polska".
Można mieć tylko nadzieję, że rzeczywiście rząd rozpocznie aktywizowanie Polaków niezrzeszonych w żadnych organizacjach polonijnych, a zapowiadany program nie jest kolejnym chwytem przedwyborczym Platformy Obywatelskiej. Warto bowiem przy okazji przypomnieć kilka faktów, które nie najlepiej świadczą o trosce obecnych władz o Polaków za granicą. Mianowicie 17 grudnia 2009 r. Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych, szumnie zaprezentował rządowy "Raport o sytuacji Polonii i Polaków za granicą", który - jak informuje resort na swoich stronach internetowych - "stanowi pierwszą próbę przedstawienia w sposób kompleksowy polskiej diaspory w końcu pierwszej dekady XXI wieku". Problem w tym, że taki raport powstał już wcześniej, za rządów premiera Jarosława Kaczyńskiego. Został przygotowany przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów w 2006 roku. Nosił nazwę "Polityka Państwa Polskiego wobec Polonii i Polaków za granicą w latach 1990-2005" i w rzeczywistości był właśnie pierwszym rządowym raportem, który określał sytuację środowisk polskich na świecie. Na jego podstawie powstał następnie "Rządowy program współpracy z Polonią i Polakami za granicą", który w listopadzie 2007 r. został oficjalnie przyjęty przez rząd PiS. Oba dokumenty, które dokładnie opisują, jak każde z ministerstw powinno działać w zakresie współpracy z Polakami za granicą, po objęciu władzy przez PO zostały całkowicie zignorowane i przemilczane. Można więc uznać, że zostały zwyczajnie wyrzucone do kosza, nawet nie odnosząc się bezpośrednio do ich treści, by wykazać, jakie posiadają zalety bądź ewentualne wady.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2010-01-11
Autor: jc