Wprowadzić Chrystusa do klinik
Treść
Pewien katolicki lekarz opowiedział mi kiedyś bardzo doniosłą opowieść o jednym ze swoich pacjentów, który właśnie został zdiagnozowany jako chory na zaawansowanego raka z przerzutami i miał przed sobą względnie krótki czas życia.
Pacjent zwierzył się doktorowi, że jest katolikiem, ale odszedł od Kościoła i nie był praktykujący. Krótko po diagnozie doktor powrócił do pokoju szpitalnego swojego pacjenta w towarzystwie księdza z zapytaniem, czy chory nie zechciałby z nim porozmawiać. Ten bardzo się zdenerwował, wyrzucił ich obydwu ze swojej sali i powiedział doktorowi: "Już nigdy więcej tak nie rób!".
Przez następnych kilka tygodni stan zdrowia pacjenta się pogarszał, a doktor pracował z pełnym poświęceniem, zaspakajając jego potrzeby medyczne oraz te związane z opanowaniem bólu. Każdego dnia coraz bardziej zżywał się ze swoim pacjentem i rozmawiał z nim na najrozmaitsze tematy. Rozwinęła się pomiędzy nimi więź wzajemnego zaufania.
Kiedy stan zdrowia chorego znacząco się pogorszył, lekarz wiedział, że koniec jego życia jest już bliski. Jeszcze raz spróbował podejść do drzwi pokoju pacjenta w towarzystwie księdza i obydwaj stali tam przez chwilę. Pacjent zauważył spojrzenie doktora i z błyskiem w oku powiedział dość tajemniczo: "No trudno, on prawdopodobnie zna mnie lepiej niż ty, więc przyślij go do mnie".
Ksiądz pozostał w pokoju chorego ponad godzinę. Mężczyzna wyspowiadał się i przyjął ostatnie sakramenty. Odszedł do Pana półtorej godziny po wizycie księdza.
Mogłoby wydawać się zbyt odważne, że lekarz sprowadził księdza do chorego bez pytania. Czyn taki spowodowany był troską o jego potrzeby duchowe i uwzględniał ryzyko popełnienia błędu. Ta sama osobista troska, wzmocniona silniejszą więzią z pacjentem, spowodowała ponowną próbę, która pozwoliła choremu przyjąć sakramenty i pogodzić się z Bogiem. Odwaga lekarza i jego niestrudzona troska o pacjenta odegrała bardzo ważną rolę we wprowadzeniu Chrystusa w sytuację, w której Jego ukojenie było potrzebne, w sytuację, w której nawet sam ksiądz najprawdopodobniej nie dałby sobie rady.
Kilka miesięcy temu lekarz na Florydzie opowiedział mi podobną historię ze swojego doświadczenia. Młody mężczyzna, którego znaleziono nieprzytomnego i podejrzewano o przedawkowanie leków, został przyjęty na oddział intensywnej terapii. Jego mózg jeszcze pracował, ale wyniki badania neurologicznego okazały się bardzo słabe i śmierć była blisko. Rodzice i siostra chorego znajdowali się w ten niedzielny poranek w szpitalu i wyglądało na to, że ich bliski umrze w ciągu godziny. Lekarz wyjaśnił zaistniałą sytuację i zapytał, czy mają jakieś potrzeby duchowe, w których realizacji mógłby pomóc. Matka i ojciec zaznaczyli, że są katolikami, ale nigdy nie ochrzcili swoich dzieci, gdyż jak powiedzieli: "Myśleliśmy, że powinni sami dokonywać wyborów". Wtedy lekarz zapytał, czy zechcieliby ochrzcić syna. Bezgłośnie potaknęli, pomimo tego, że ich córka była temu przeciwna.
Lekarz wybrał numer szpitalnej służby duchownej, ale nie mógł się do nikogo dodzwonić. Próbował skontaktować się z dwoma lokalnym parafiami, ale księża akurat odprawiali Msze Święte. Wreszcie dodzwonił się do domu znajomego emerytowanego księdza i zapytał go, jak ochrzcić pacjenta. Ksiądz poinstruował doktora, w jaki sposób przeprowadzić chrzest warunkowy.
Kiedy lekarz powrócił, ojciec ponownie wyznał, że pragnąłby ochrzcić syna. W obecności pielęgniarki i rodziców przy łóżku chorego lekarz zaczerpnął w dłonie wody z kranu i wylał ją na jego czoło, wypowiadając słowa: "Ja ciebie warunkowo chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego". Pacjent zmarł w ciągu następnej godziny. Lekarz tak skomentował później tę sytuację: "Mam nadzieję, że pacjent skłaniał się do przyjęcia tego sakramentu. Wierzę, że jego rodzice odczuli ulgę związaną ze słusznością swojej decyzji. Decydując się na to, najprawdopodobniej uczestniczyli w najważniejszym wydarzeniu w życiu swojego syna".
Niektórzy katoliccy pracownicy służby zdrowia mogą mieć w dużej mierze podejście bezstronne, gdy chodzi o reakcję na duchowe potrzeby swoich pacjentów. Lekarz lub pielęgniarka mogą także czuć, że obawy natury duchowej nie leżą tak naprawdę w zakresie ich kompetencji lub opieki. Stąd bliska współpraca pomiędzy katolicką służbą zdrowia i duchownymi jest kluczem do skutecznego zaspokajania potrzeb pacjentów w obliczu zbliżającej się śmierci.
Nawet wtedy, gdy obecność kapłana nie jest możliwa, lekarze i pielęgniarki często będą mogli służyć jako szczególni wykonawcy łaski Bożej, jeśli zechcą być odważni, podejmować ryzyko i - wprowadzać Chrystusa do klinik.
Ks. dr Tadeusz Pacholczyk
Nasz Dziennik Czwartek-Piątek, 10-11 listopada 2011, Nr 262 (4193)
Autor: au