"Wprost" strzelało ślepymi nabojami
Treść
Gigantyczna operacja medialna tygodnika "Wprost", założonego jeszcze przez byłego sekretarza PZPR Marka Króla, wymierzona w ojca Tadeusza Rydzyka i Radio Maryja, której celem było zdyskredytowanie i poniżenie dyrektora Radia Maryja, zakończyła się całkowitym blamażem. Prokuratura Okręgowa w Toruniu odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie ujawnionych przez "Wprost" taśm rzekomo zawierających wypowiedzi ojca Tadeusza Rydzyka, które zdaniem dziennikarzy tego tygodnika i wtórujących im liberalnych mediów miały "znieważać" parę prezydencką. Jak uznała prokuratura, w sprawie nie ma najmniejszych znamion przestępstwa, a o. Tadeusz Rydzyk nie obraził Lecha i Marii Kaczyńskich. Nie znieważył również narodu żydowskiego.
Toruńska prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie "taśm ojca Rydzyka". Śledczy nie stwierdzili, by w nagraniach ujawnionych przez tygodnik "Wprost", a podobno pochodzących z wykładów w WSKSiM, o. Tadeusz Rydzyk znieważył prezydenta bądź naród żydowski. W takich zarzutach prześcigały się liberalne i lewicowe media po tym, gdy "Wprost", a następnie TVN 24 na swoich stronach internetowych opublikowały zmanipulowane, wyrwane z kontekstu wypowiedzi przypisywane o. Tadeuszowi Rydzykowi, pochodzące jakoby z wykładów dla studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.
Do toruńskiej prokuratury wpłynęło siedemnaście zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa przez ojca Tadeusza Rydzyka. Ambasada Izraela w Polsce, choć nie zbadała wiarygodności nagrania, domagała się prawnego ścigania dyrektora Radia Maryja, a od polskich władz "przeprosin" i "potępienia" o. Tadeusza Rydzyka.
Choć część polityków PiS po pierwszych doniesieniach medialnych dała się ponieść emocjom i przyłączyła się do lewicowych krytykantów Radia Maryja, po udostępnieniu przez "Wprost" dźwiękowego zapisu nagrań zdecydowanie zmieniła stanowisko, dystansując się od... własnej wcześniejszej krytyki. I nic dziwnego: cała sprawa sprawiała bowiem wrażenie rozdmuchanej na zlecenie afery medialnej, w której fakty pomieszane są z kłamstwami.
Mimo politycznych nacisków lewicy i tzw. autorytetów medialnych nie udało się również zmusić toruńskiej prokuratury do nagięcia prawa. Śledczy, którzy prowadzili postępowanie sprawdzające, przez kilkanaście dni, w trakcie których analizowano zawartość taśm, odmawiali wszelkich komentarzy.
Ostateczny werdykt prokuratury okazał się druzgocący dla dziennikarzy postpezetpeerowskiego tygodnika "Wprost", autorów medialnej kampanii, w której rzetelność dziennikarska przegrała z konfabulacjami i manipulacjami.
- Nie ma znamion przestępstwa - uznali toruńscy prokuratorzy i odmówili wszczęcia postępowania.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2007-08-22
Autor: wa