"Wprost" przeprasza za Tuska
Treść
Donald Tusk przeprosił już za słowa sugerujące, jakoby celem spotkań z  członkami rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej była chęć uzyskania przez  nich odszkodowania - ogłosił portal Wprost.pl. Jednak same rodziny  mówią, że nie było żadnych przeprosin, a tylko pokrętne tłumaczenie i  zasłanianie się emocjami. Osoby, które straciły najbliższych w  katastrofie rządowego Tu-154M, mają ponadto żal o to, że wbrew  obietnicom premiera do tej pory nie przekazano im stenogramów z  oficjalnych spotkań.
"Donald Tusk przeprosił rodziny ofiar  katastrofy smoleńskiej za dwie wypowiedzi dotyczące katastrofy: jedną  swoją i jedną rzecznika rządu Pawła Grasia" - twierdzi portal tygodnika  "Wprost".
Owszem, przepraszać było za co. Według relacji świadków,  premier sugerował, że rodziny ofiar katastrofy rzekomo domagały się  spotkania z nim ze względu na roszczenia finansowe wobec rządu. Druga  natomiast sprawa, za którą miał przeprosić Donald Tusk, dotyczyła  wypowiedzi Pawła Grasia, który w Radiu Zet pozwolił sobie na wyjątkowo  cyniczną uwagę, jakoby tupolew z prezydentem Lechem Kaczyńskim i  95-osobową delegacją katyńską rozbił się na Siewiernym, bo ktoś  "podpiłował skrzydło".
Rodziny smoleńskie są przekonane, że premier  na spotkaniu 10 listopada tylko się tłumaczył, a nie przepraszał. - Była  to raczej pokrętna odpowiedź pana premiera. Powiedział mianowicie, że  słowa o tym, iż wie, że rodzinom chodzi o odszkodowania, pieniądze,  padły z podpuszczenia jednego z dziennikarzy. Tymczasem jak  sprawdziliśmy, nie było takiego pytania ze strony przedstawicieli prasy,  czy przynajmniej w takim skrócie, jak to zostało pokazane - zauważa  Andrzej Melak, brat tragicznie zmarłego pod Smoleńskiem Stefana Melaka,  przewodniczącego Komitetu Katyńskiego. Według jego relacji, podczas  spotkania premier "z ciężkim sercem i zbity z tropu" wyraził się:  "Jeżeli tak powiedziałem, to przepraszam". Melak zaprzecza natomiast,  jakoby Tusk przeprosił za wypowiedź rzecznika Grasia.
Beata  Gosiewska, wdowa po pośle Przemysławie Gosiewskim, w ogóle nie pamięta,  by 10 listopada w kancelarii premiera doszło do jakichkolwiek  przeprosin. Zaznacza ponadto, że ewentualne słowa skruchy powinny  wywołać poprawę w postępowaniu szefa rządu, tymczasem na kolejnym  spotkaniu 11 grudnia ponownie doszło do obraźliwej wypowiedzi z jego  strony w odniesieniu do pani Ewy Kochanowskiej, wdowie po dr. Januszu  Kochanowskim, rzeczniku praw obywatelskich. Donald Tusk bezpodstawnie  zarzucił jej wtedy "bezczelność". - Na pierwszym spotkaniu 10 listopada  tłumaczył się, mówiąc, że jest to efekt emocji, po czym na kolejnym  obrażał rodziny - ocenia Gosiewska.
Bliscy ofiar smoleńskich wytykają szefowi rządu gołosłowność.
-  Premier na tym spotkaniu obiecał jeszcze jedno - i tych słów nie  dotrzymał. Powiedział mianowicie, że wszystkie nasze rozmowy będą  rejestrowane, bo taki jest wymóg, i będzie można otrzymać stenogramy.  Natomiast później okazało się, że szukają podstaw prawnych, żeby  rodzinom to udostępnić - podkreśla brat przewodniczącego Komitetu  Katyńskiego.
- Premier mówił na początku spotkania, że wszystko  będzie nagrywane, bo stanowi to informację publiczną. Ku mojemu  zdumieniu, po świętach otrzymałam pismo od pana Tomasza Arabskiego,  szefa kancelarii premiera, że jednak nie jest to informacja publiczna.  Więc teraz nie wiem, czy premier kłamał i nas zastraszał? - pyta  retorycznie Beata Gosiewska. 
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2011-01-03
Autor: jc