Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wolności zniewalane

Treść

Od początków XIX wieku mówi się i pisze coraz więcej i głębiej o wolności, ale przede wszystkim o wolności socjalnej, gospodarczej, politycznej, naukowej i kulturalnej. I to jest bardzo ważne i doniosłe. Ale za mało jest uwzględniana wolność umysłowa, moralna i duchowa. A właśnie w tych dziedzinach wolność jest coraz bardziej zniewalana, paradoksalnie i przez współczesny skrajny liberalizm, aż dochodzi do swego rodzaju terroryzmu w narzucaniu siłą określonych ideologii, światopoglądów i różnych orientacji umysłowych. Narzucanie to, rzekomo oparte na podstawach naukowych, bardziej oddala współczesnego człowieka od prawdy i wolności osobowej niż pradawne mitologie.

Alienacja umysłowa

Pierwszy chyba Hegel wskazał na dwuwartościowość ludzkiej twórczości, która z jednej strony przynosi coraz więcej wolności w opanowywaniu świata, ale jednocześnie z drugiej strony podbija człowieka w niewolę, i to drugie nazwał „alienacją” (Entfremdung), czyli przez swoją moc twórczości człowiek staje się sam sobie obcy. Zjawisko to dziś bardzo się nasiliło i powstał paradoks, że skrajny liberalizm skrajnie zniewala umysł człowieka. „Człowiek dzisiejszy – pisał św. Jan Paweł II już w pierwszym roku swojego pontyfikatu 1979 – zdaje się być stale zagrożony przez to, co jest jego własnym wytworem, co jest wynikiem pracy jego rąk, a zarazem – i bardziej jeszcze – pracy jego umysłu, dążeń jego woli. Owoce tej wielorakiej działalności człowieka […] skierowują się zbyt rychło przeciw człowiekowi. Zostają przeciw niemu skierowane lub mogą zostać skierowane przeciw niemu. Na tym zdaje się polegać główny rozdział dramatu współczesnej ludzkiej egzystencji w jej najszerszym i najpowszechniejszym wymiarze. Człowiek coraz bardziej bytuje w lęku” („Redemptor hominis”, nr 15).

Na płaszczyźnie umysłowej i duchowej zniewolenie niosą szczególnie błędne kierunki umysłowe, fałszywe ideologie, irracjonalne formy mentalności, światopoglądy, typy cywilizacyjne, mody myślowe, systemy prawne i etyczne, i inne. Na przykład słusznie powiedział Michał Łuczewski, że dziś sumienie i etykę wypiera mentalność techniczno-mitologiczna („Gazeta Wyborcza”, 29-31.08.2014). W związku zaś z 75. rocznicą wybuchu II wojny światowej i w czasie groźby wybuchu na wschodzie III wojny światowej stajemy jeszcze raz przed tajemnicą, jak to się dzieje, że jakiś jeden człowiek lub grupa ludzi o cechach, jak się później okazuje, psychopaty, oszusta czy zbrodniarza, osiąga tak olbrzymi i potężny wpływ, że nawet 80 proc. wielomilionowego państwa, często ludzi mądrych skądinąd, uczonych i religijnych, podbija w niewolę duchową i z pieśnią na ustach realizują jego zbrodnicze idee. Czy te miliony hipnotyzuje władca dzięki swej magii? Czy on tylko odczytuje głębsze nurty w świadomości tych ludzi? Myślę, że jedno i drugie jednocześnie. Na przykład sam Hitler ze swoją ideologią nie przekształciłby nigdy tysięcy i milionów Niemców w napastników i morderców. Dlatego stoi zawsze przed społeczeństwami wielkie zadanie prawdziwej religii, która jedna może dać wolność duchową.

Jezus nauczał, że ostatecznie wszelkie zniewolenie, tak jednostek, jak i społeczeństw, pokonuje prawda o Bogu, czyli Bóg jako Prawda i Wolność najwyższa. „Jezus powiedział do Żydów, którzy mu uwierzyli: ’Jeżeli będziecie trwali w nauce mojej, będziecie prawdziwie uczniami moimi i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli’” (J 8,31-32). Prawda o prawdziwym, żywym Bogu daje najwyższą duchową i doczesną wolność. Wolność ta to uzyskanie dziecięctwa Bożego, przezwyciężenie determinizmów doczesnych, czyli „żywiołów tego świata” (Ga 4,3-5). To wolność „od” błędów religijnych, błędnego światopoglądu, fałszywych wartości i błędnej drogi życia i zarazem wolność „do” Prawdy najwyższej, do pełni życia ludzkiego, do pełnego rozwoju osoby i do osiągnięcia ostatecznego sensu istnienia.

Samozniewalanie się przez nienawiść

Chrześcijaństwo przypomina, że jest takie paradoksalne zjawisko, iż człowiek, który nienawidzi bliźniego, sam siebie zniewala duchowo i czyni sobie wielką krzywdę. Kto nienawidzi bliźniego, nawet niekiedy źle postępującego, nie widzi w nim żadnego dobra, nie przebacza mu, gdy ten żałuje i przeprasza czy pokutuje, a zwłaszcza – co dziś się zdarza coraz częściej u ludzi znieprawionych – kiedy ktoś nienawidzi człowieka dlatego, że jest on uczciwy, sprawiedliwy, dobry i religijny, to sam popada w niewolę swej nienawiści, z której nie ma wyjścia. „Kto nienawidzi brata swego, jest w ciemności” (1 J 2,9). A nawet „każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą” (1 J 3,15). Bóg jest pełen miłosierdzia, ale nienawidzi zła, grzechu (Jdt 5,17). „Przez zawiść weszła na świat śmierć” (Mdr 2,24). Oczywiście, w miłości bliźniego nie chodzi zawsze o afekt i naturalną sympatię, lecz o miłość duchową, o życzliwość czerpaną od Boga. Poza tym taka miłość bliźniego godzi się z „nienawiścią” do jego ciężkich grzechów i „Pan miłuje tych, co zła nienawidzą” (Ps 47,10).

Tymczasem jest takie niewytłumaczalne zjawisko, że pewni ludzie, nawet i mieniący się chrześcijanami, „mają w nienawiści dobro” (Mi 3,2). I jest potworne, że i u nas zaistniały całe partie, ugrupowania i ośrodki, które po prostu nienawidzą samego Boga, Chrystusa, Kościoła Bożego, Ewangelii, etyki ogólnoludzkiej i całego dziedzictwa katolickiego. A choć sam Chrystus zapowiadał, że On sam i jego wszyscy uczniowie będą u wielu „w nienawiści bez powodu” (J 15,25, por. J 7,7; 15, 18 i inne), to jednak nie jest to dla dojrzałej osobowości ludzkiej normalne. Jest to ciężki grzech. A choć ci nienawistnicy tłumaczą się, że oni nienawidzą w chrześcijaństwie tylko samego zła, to jednak jest to nadal tylko pogłębianie samozniewalania i samooszukiwania. Wypływa ono albo z ciężkich win własnych, które chce się zdezawuować w ten sposób, albo po prostu z wypaczeń osobowościowych, gdyż nie jest to tylko spokojny ateizm, lecz haniebna i szatańska walka z Bogiem. Co ich pcha do tego, by zabierać innym wiarę i tak mordować ich duchowo?

Wyrazistym przykładem tego jest żądanie owych ludzi, by w Polsce zepchnąć Kościół katolicki, i tylko katolicki, do podziemia, zerwać konkordat, uznać wiarę w Boga za coś negatywnego w państwie, usunąć ze szkół nauczycieli religii, duchownych i świeckich, wyrzucić kapelanów ze wszystkich instytucji i ośrodków, łącznie ze szpitalami i z wojskiem, usunąć manifestujących wiarę katolików z wyższych stanowisk i urzędów, znieść wszelkie dotacje dla katolickich szkół, domów opieki, hospicjów i sierocińców, nie ubezpieczać katolickich misjonarzy polskich, nie dopuszczać żadnych dotacji z UE na potrzeby Kościoła i jego działalności publicznej, nie wspierać konserwacji budynków kościelnych ani ich budowania. Skąd te wszystkie żądania? A bo katolicy jako tacy nie mogą korzystać z budżetu państwowego. Jest to oczywiście obłędne, bo z budżetu mogą korzystać tylko ateiści i wrogowie Kościoła. Tymczasem na budżet płacą w 90 co najmniej procentach właśnie katolicy. Idąc za myślą owych dziwnych ludzi, należałoby postawić sprawę podatków i budżetu tak: niech owi ludzie utrzymują się tylko ze swoich podatków, a katolicy ze swoich. Dlaczego katolicy mają łożyć na swoich wściekłych wrogów? Podobnie np. i prof. Magdalena Środa zaatakowała („Gazeta Wyborcza”, 20.08.2014) niedawno red. Krzysztofa Ziemca za to, że przyjął on w TVP wywiad – „nie za swoje pieniądze” – ojca Bashobory z Ugandy, żarliwego głosiciela Chrystusa jako Uzdrowiciela duszy i ciała. Powstaje przecież zasadnicze pytanie, dlaczego władze państwowe otwierają u nas coraz szerzej drzwi dla tego rodzaju „nowoczesnych wolności”. I obawiamy się, żeby nie za takie rzeczy nasi byli nagradzani stanowiskami w ateizującej UE, przy czym nasi „domowi” okazują się bardziej antychrześcijańscy niż na Zachodzie.

Apatrydzi, wasale i przeciwnicy powstań

Brak miłości Boga i bliźniego powoduje też duże osłabienie czy nawet zupełny brak miłości ojczyzny i narodu. Niektórzy jeszcze wykazują uczucie względem małej ojczyzny, czyli okolicy, regionu swojego pochodzenia, ale już coraz mniej żywi uczucia względem wielkiej ojczyzny (apatrydzi). Najczęściej umysłowość takich ludzi jest zniewolona przez ideologie rewolucyjne i ateizujące. Od dawna już ludźmi „bezojczyźnianymi” byli wszelkiego rodzaju lewicowcy. U nas chwalą się oni, że „serce jest po lewej stronie”. Ale trzeba pamiętać, że „lewa strona” już od tysiącleci była uważana za gorszą od prawej, za buntowniczą i rujnującą porządek, dziedzictwo i kulturę, a także i religię. Znaczenie to wyłania się choćby ze zdania Księgi Koheleta z III w. przed n.Chr.: „Mędrzec zwraca się ku swej prawej stronie, a serce głupca trzyma się strony lewej” (Koh 10,2). Rodzi się tu pytanie, czy ewentualne przyjęcie przez nowoczesne lewice Boga jako najwyższego Wyzwoliciela społecznego i duchowego, jak w latynoamerykańskiej „teologii wyzwolenia”, nie tchnęłoby w lewicę nowego, bardzo twórczego ducha. Papież Franciszek chce dialogować z potępianą dotychczas teologią wyzwolenia, która chce wolność społeczną i polityczną wywieść z ducha chrześcijaństwa. Ale problem jest bardzo trudny, bo grozi albo upolitycznienie religii, albo ureligijnienie polityki. Lewica nie chce zachowania całego kodeksu etyki chrześcijańskiej. Jednakże bardzo wielu katolików czuje się socjalistami, ale jednocześnie i autentycznymi katolikami, i uważają, że nie poddali się zniewalającej duchowo ideologii socjalizmu ateistycznego. Tam jednak, gdzie nie ma i nie było silniejszej tradycji chrześcijańskiej, etyka ruchów lewicowych jest bardzo negatywna.

Mamy zatem również do czynienia ze zjawiskiem, że politycy „bezojczyźniani” i „beznarodowi” nie mają swojej naturalnej tożsamości i łatwo oddają swój kraj jakiemuś seniorowi jako wasalny, przynajmniej w pewnych dziedzinach. Tak i nasze polskie władze po roku 1989 poszukują jakby swojego seniora, o którego chcą oprzeć Polskę: a to o Rosję, kontynuując komunizm, a to o Niemcy, silne gospodarczo i politycznie, a to o UE jako o „nową ojczyznę europejską” i „nowy naród europejski”. Ale tracimy przy tym naszą tożsamość i autentyczność. Może myślą, że Polskę uratują i rozwijają, ale faktycznie ją powoli unicestwiają. Niebezpieczeństwo to rozumieją głęboko wybitni profesorowie, jak Witold J. Kieżun, Andrzej Nowak, Jacek Bartyzel, Piotr Jaroszyński, ks. bp Adam Lepa, Zdzisław Krasnodębski, Andrzej Zybertowicz i wielu innych, a także całe grupy bardzo bystrych i erudycyjnych dziennikarzy i pisarzy, związanych z tygodnikami niezależnymi od mediów propagandowych, i inni, ale mało jest polityków, którzy by to wielkie niebezpieczeństwo dostrzegali i głęboko rozumieli.

Fatalna była zwłaszcza wasalizująca polityka PO wobec Rosji. Władimir Putin to dalekosiężny polityk. Ukraińcy mówią, że on już od lat słał swoich ludzi na Ukrainę Wschodnią. A my dopiero dziś zaczynamy lepiej rozumieć, po co nakazał on patriarsze rosyjskiemu Cyrylowi dokonać pojednania Cerkwi z Kościołem katolickim w Polsce. Cerkiew rosyjska długo się opierała. Albo jakże fatalne było całkowite powierzenie Rosji badań nad katastrofą smoleńską przez premiera Donalda Tuska, co przypomina jako żywo akt oddania Rzeczypospolitej w „matczyne ręce” carycy Katarzyny II w roku 1795. Podobną łaskawość carycową okazał prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew, gdy w czasie wizyty w Warszawie „oznajmił” na Zamku Królewskim, że wyniki polskich badań nad katastrofą smoleńską „nie będą się różniły od wyników MAK”, choć jak się okazało, MAK dokonał wielu manipulacji antypolskich. Co gorsza, nasi lennicy postanowili, że kto u nas nie przyjmuje co do przecinka raportu MAK, a następnie kalkującego go we wszystkim raportu polskiego, to ma być traktowany i karany jako „kłamca smoleński” pod taką samą sankcją jak „kłamca oświęcimski”. I do dziś właściwie przedstawia się, że wszystkie zaniedbania i błędy w organizacji lotu Tu-154M nie wiązały się bynajmniej z nienawiścią do suwerennej i wyraźnie propolskiej polityki braci Kaczyńskich, lecz wypływały ze strony antyrosyjskiej postawy prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Mają być bez żadnego znaczenia takie sprawy jak: śmierć całej polskiej generalicji NATO, spętanie przy pomocy Niemiec całej UE więzami gospodarczymi, zestrzelenie pasażerskiego samolotu malezyjskiego rakietą wyprodukowaną w Rosji, ataki Rosji na Polskę za to, że próbuje bronić Ukrainy, a nawet wygrażanie Polsce bronią atomową. A wreszcie pewna grupa ludzi żąda gwałtownie, z poparciem PO, kary za rozwiązanie WSI, tak silnie w swoim czasie związanych z rosyjskim GRU. Lenniczy duch w stosunku do Rosji bynajmniej nie wygasł. Takie są atuty imperium.

I wreszcie z apatrydami i materialistami nie warto dyskutować na temat powstań patriotycznych i narodowych, a nawet i wojen obronnych, bo oni po prostu są wewnętrznie zniewoleni i nie odbierają na falach ojczyźnianych i narodowych, i mają materialistyczny i utylitarny system wartości. Tymczasem w nauce historii są stosowane także duchowe sądy wartościujące (J. Topolski). Faktycznie bywają u nas potępiane niemal wszystkie powstania, nie tylko nieudane, ale czasami i udane – jako zbyteczne. Są to: konfederacja barska (1768-1772), Insurekcja Kościuszkowska (1794), Powstanie Listopadowe (1830-1831), Powstanie Styczniowe (1863-1864), Powstania Wielkopolskie (1794, 1806, 1846, 1848, 1918-1919, 1956), Powstania Śląskie (1919-1921), Powstanie Sejneńskie (1919), wojna obronna (1939), Zbrojny Ruch Oporu przeciwko Niemcom (1940-1945) i przeciwko Sowietom (1944-1956), Powstanie Warszawskie (1944), „Solidarność” (1980-1989). Otóż można i należy dyskutować nad sytuacją powstania, nad jego organizacją, momentem wybuchu, przebiegiem, o zakorzenieniu w społeczeństwie, o ideach, o racjach za i przeciw jego materializacji, ale nie można dyskutować o samym jego sensie duchowym, wartości wolnościowej i o znaczeniu dla egzystencji, bytowości i tożsamości narodowej. Walka o wolność i niepodległość to nie jest ani romantyzm, ani szaleństwo, choćby w najgorszych okolicznościach, ale jest to obrona pełnego człowieczeństwa, indywidualnego i społecznego. Nie wystarcza sama wolność fizyczna, ekonomiczna i behawioralna. Rachmistrze materialni i czysto utylitarni powstań patriotycznych i narodowych nie znają prawidłowości historycznej, że kraje i narody, które nie podejmowały zrywów, choćby nieudanych, przeciwko zniewalającym je wrogim siłom, wcześniej czy później ginęły na zawsze, jak Sumerowie, Akadowie, Drawidowie, Medowie, Persowie, Egipcjanie, Celtowie i tylu innych. A naród, zwłaszcza w sferze duchowej, jest, jak dotychczas, najwyższym stopniem antropogenezy społecznej.

Zniewalająca niemoralność

Ze smutkiem trzeba stwierdzić, że dziś bardzo wielka liczba wybitnych polityków prowadzi życie niemoralne. Ma temu sprzyjać ideologia skrajnego liberalizmu. Ale niemoralność jest największym zniewoleniem duchowym i umysłowym. Nawet „najczystszy” liberał nie jest wolny, jeśli jest głęboko niemoralny. I taki typ człowieka po prostu „nie może” nie być wrogiem chrześcijaństwa i Ewangelii, bo nie ma wolności. Chrystus powiedział: „Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu” (J 8,34). Największe zniewolenie i spustoszenie duchowe sieją niewątpliwie: powszechne zakłamanie i oszustwa w pracy i produkcji, żądza pieniądza, rozpusta seksualna, korupcja, nieprzestrzeganie podstawowych praw, pycha, cwaniactwo, lekkomyślność, no i chamstwo. Szlachetni, religijni i starsi Polacy nie chcą na ogół przyjmować, że jest bardzo źle, ale przesadny optymizm czyni społeczeństwo bezbronnym. Trzeba patrzeć pozytywnie i twórczo, ale nie bezkrytycznie, bo pewne ugrupowania mogą wszystko zniszczyć. Przede wszystkim na górze cementuje się jakaś czapa, jak popsuty aparat radiowy czy telewizyjny, który fal duchowych, moralnych i w ogóle o wysokich wartościach już po prostu nie odbiera.

I wtedy nie usłyszy się żadnego głosu spoza materii i ciała. Takich ludzi – pisze św. Paweł – „wydał Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie. A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę nieczystych myśli, aby czynili to, co niestosowne. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości, potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości” (Rz 1,26-31). I Pismo jeszcze dodaje, że sprawcy tych złych czynów „nie tylko, że je sami popełniają, to jeszcze chwalą tych, którzy to czynią” (w. 32).

Istotnie, taka pochwała wszelkiej niemoralności w rozumieniu Kościoła ma dziś poczesne miejsce w ideologii UE pod przykrywką „fundamentalnych praw” dzisiejszego człowieka. Kościół katolicki przeżywa dziś znowu ciężką nawałnicę. W pierwszych wiekach w Imperium Romanum musiał „świadczyć” krwią prawdy wiary, od końca IV wieku musiał bronić moralności, która w wolności i w agonii imperium bardzo słabła (według Papieża św. Leona Wielkiego), a dziś obie te fazy historii Kościoła zeszły się razem i trzeba nawet krwią bronić na świecie i prawd dogmatycznych, i zasad moralności (według św. Jana Pawła II i Papieża Franciszka).

W Polsce – trzeba to wyraźnie powiedzieć – fala ta coraz bardziej i nas zalewa, pochłaniając wolność umysłu i duszy. Mamy ponad milion uzależnionych alkoholików i kilka milionów pijących za dużo, nawet kierowców. Polacy – zwłaszcza młodzi – używają trzy razy więcej narkotyków niż średnio w innych krajach Europy, może poza Holandią. Szerzy się korupcja niemal na wszystkich szczeblach, złodziejstwo, manipulacje, aborcje, in vitro, związki partnerskie, seksoholizm, cwaniactwo, chamstwo, a przede wszystkim oszustwa i zakłamanie we wszystkich dziedzinach, poczynając od władzy i mediów oficjalnych. No i rządzi ciągle „sprawiedliwość inaczej”. Pobrzmiewa echo słów mędrca Pańskiego z III w. przed n.Chr.: „Wynosi się głupotę na wysokie stanowiska, podczas gdy zdolni siedzą nisko” (Koh 10,6). W ogóle życie społeczne, polityczne i kulturalne jest spętane jakimiś ukrytymi dla publiczności więzami, których też wyborcy jako „pożyteczni idioci” nie mogą w żaden sposób zerwać ani nawet rozluźnić. I najgłośniej wołają, że mamy pełną wolność, ci, którzy stają się naszymi dyktatorami i niszczycielami dusz. Chciałoby się teraz głośno wołać słowami Księgi Judyty: „Panie, Boże niebios, spójrz na ich pychę i zmiłuj się nad poniżeniem naszego narodu!” (Jdt 6,19) – nad poniżeniem naszego Narodu Polskiego – przez ludzi, którzy głoszą pełne wyzwolenie z religii i Dekalogu, a sami są zniewoleni umysłowo i moralnie! Jakże słusznie „Nasz Dziennik” w ramach dzisiejszej „Modlitwy Narodu Polskiego” nawołuje do odmawiania i realizowania Litanii Narodu Polskiego zainicjowanej w roku 1914 przez pomocniczego biskupa lwowskiego Władysława Bandurskiego (zm. 1932), a obecnie dopełnionej aż do wezwania do św. Jana Pawła II i zatwierdzonej przez ks. kard. Stanisława Dziwisza 26 sierpnia br. do prywatnego odmawiania. Trzeba się modlić za Polskę, bo „czasy są złe”, wbrew opinii ludzi, którzy się sami duchowo zniewalają. Trzeba się modlić, żeby Bóg uwolnił Ojczyznę od takich ludzi.

I nie jest to chyba czysty przypadek, że podejmujemy dziś na nowo Litanię Narodu Polskiego, Litanię, która była dziełem patriotów polskich z roku 1914, a więc w czasie zaborów i w klimacie wszczynającej się zawieruchy wojennej. Dzisiaj zaś jest bardzo niepokojące, że inspirator imperialny Putina Aleksander Gielewicz Dugin podobno sugeruje Putinowi i Niemcom coś podobnego do paktu Ribbentrop-Mołotow względem Polski, tyle że, na razie, nie o charakterze militarnym, lecz ekonomicznym, dyplomatycznym i politycznym. W każdym razie Polska nie byłaby państwem ściśle samoistnym, lecz raczej tylko „korytarzem” między tymi mocarstwami. Może dlatego, kiedy Amerykanie przyjmowali Polskę do NATO, Niemcy w roku 1997 napierały, by zgodzić się na żądanie Rosji, żeby w Polsce nie było baz NATO. I teraz Angela Merkel chce ten punkt za wszelką cenę utrzymać. Toteż ostatnio na szczycie NATO w Newport niemiecka kanclerz zgodziła się tylko na szpicę wojskową, i to tylko w Szczecinie, który może uchodzić politycznie za miasto niemieckie. Oczywiście. Owa szpica ma mieć charakter tylko „motelu natowskiego”, do którego przyjeżdżałby wymieniające się grupy „turystów” wojskowych. Nie jest jeszcze ustalone dokładnie, w jakiej liczbie. Mówi się o 5 tysiącach, ale nie wiadomo, czy to chodzi o sam Szczecin, czy też o wszystkie cztery takie „hotele” w ogóle na wschodzie, czyli i w innych państwach. I zakrawa już na ironię, że w razie ataku, np. rakietowego ze strony Rosji, szpica będzie miała od 2 do 5 dni na reakcję. Prawdopodobnie, gdyby np. Rosjanie zdobyli w ciągu 5 dni Warszawę, to żołnierze NATO wyruszyliby na rowerach ze Szczecina „z pomocą” Polakom. Podobnie została potraktowana Ukraina, która dostała tylko 15 mln euro, co starczyłoby tylko na konsolację dla wojska po utracie Ukrainy Wschodniej. W tej sytuacji rozumiemy lepiej, dlaczego Niemcy dołożyły się do budowy North Stream, dlaczego nie chciały natowskiej komisji do badania katastrofy smoleńskiej i dlaczego zabiegały o prorosyjską politykę Tuska, a teraz Merkel wzięła go pod swoją bliższą „opiekę”. Teraz Niemcy rozwijają pełną akcję, by w nowych wyborach nie wygrało PiS, bo cała polityka rosyjsko-niemiecka wobec Polski by „się rypła”. Niestety, tej rozmaitej ingerencji Niemiec w nasze życie wewnętrzne w celu osłabienia naszej tożsamości nie rozumieją całe niektóre partie i ogół słabych polityków.

***

Ludzie łatwo dostrzegają kryzysy gospodarcze, socjalne, polityczne i kulturowe, a odsuwają na plan dalszy kryzysy umysłowe, duchowe i moralne. Tymczasem te drugie są najwyższej wagi i one to zaległy obecnie nad całą Europą i rujnują już i Polskę, która nie ma swojego gospodarza. Choć wolność duchowa jest istotną strukturą człowieka, bez której nie byłby bytem osobowym, to jednak niektóre kierunki i ideologie, dążące jedynie do mitologicznej i fałszywej wolności czysto materialnej, zniewalają jedną i drugą, czyli i materialną, i duchową. Główną winę za to ponosi odrzucanie Boga i Kościoła. Bóg jest miłosierny, lecz „nie łudźcie się! Bóg nie dozwoli z siebie szydzić” (Ga 6,7). I my, katolicy, którym Chrystus wywalczył wolność duchową, nie powinniśmy dawać się zabijać na duszy. Jak to się dzieje, że Europą chrześcijańską, a zwłaszcza naszym Narodem katolickim, rządzą z wrogością niewielkie grupy, i to dzięki naszym wyborom, zwolennicy „śmierci Boga w państwie”, a nawet tacy, co chcą zabić nasze dusze? Jezus mówił: „Bójcie się Tego, który może zatracić ciało i duszę” (Mt 10,28).

Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Nasz Dziennik, 20 września 2014

Autor: mj