Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wolność słowa czy poprawność polityczna?

Treść

W dniu 2 marca 2005 roku senatorowie Koła Senatorskiego Ligi Polskich Rodzin przyjęli stanowisko w sprawie wolności mediów w RP, w którym wyrażają głębokie zaniepokojenie postawą Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji odnośnie do nierównego traktowania nadawców telewizyjnych i radiowych.
Senatorowie uznali, że KRRiTV oscyluje między pobłażliwością w stosunku do nadawców politycznie poprawnych i nadgorliwością w stosunku do nadawców politycznie "niepoprawnych". Senatorowie zwrócili uwagę, że Rada zamiast stać na straży wolności słowa i interesu publicznego, stoi na straży interesów tylko niektórych nadawców oraz ich zaplecza politycznego. Żeby nie być gołosłownym, pragnę jako jeden ze współautorów wzmiankowanego stanowiska zapoznać radiosłuchaczy i telewidzów ze stosowną egzemplifikacją twierdzeń wyrażonych w stanowisku senatorów.
Na wstępie pragnę przypomnieć, że Sejm poprzedniej kadencji, przyjmując roczne sprawozdania KRRiTV (między innymi za rok 2001) wezwał Radę do bardziej skutecznego egzekwowania od nadawców przestrzegania przepisów ustawy, zwłaszcza dotyczących ochrony najmłodszych przed demoralizacją. Z kolei Senat Rzeczypospolitej Polskiej pięciokrotnie podejmował decyzje o odrzuceniu sprawozdania KRRiTV, za każdym razem motywując je brakiem ochrony niepełnoletnich przed programami szkodliwymi dla ich zdrowia i zagrażającymi ich rozwojowi. Rada Etyki Mediów (kwiecień, 2002) zaniepokojona nieskutecznością KRRiTV wezwała dziennikarzy pragnących być w zgodzie z zasadami etycznymi zawodu dziennikarskiego do powstrzymania się od obsługi ówczesnego programu "Big Brother" (TVN) i innych programów z tzw. reality show, które publicznie poniżają godność człowieka, naruszają prywatność, manipulują na masową skalę publicznością i lansują brak szacunku dla bliźniego, łamią dobre obyczaje i reguły fair play.
W związku z tym Krajowa Rada przeprowadziła monitoring dwunastu wydań tegoż programu i stwierdziła, że ogólna wymowa audycji "Big Brother" jest głęboko antywychowawcza i zagraża psychicznemu i moralnemu rozwojowi niepełnoletnich. Rada uznała, że program ten był apoteozą knajactwa, głupoty, prostactwa i prymitywizmu i wywierał niekorzystny wpływ na kształtowanie się pozytywnych wzorców zachowań i postaw. Rada uznała co prawda szkodliwość tej audycji, nakładając karę pieniężną (300 tys. zł, za odcinek "Big Brother Bitwa") za to, że został on wyemitowany w czasie ochronnym, sugerując tym samym, że odcinki te mogą być bezkarnie prezentowane w innym czasie. NIK z kolei zarzucił telewizji publicznej, że ta, mając ustawowy obowiązek nadawcy publicznego, coraz bardziej i natarczywiej wykazuje tendencje do komercjalizowania działań programowych.
Z kolejnego sprawozdania KRRiTV za rok 2002 dowiadujemy się, że w porównaniu z rokiem ubiegłym wzrosła liczba społecznych protestów dotyczących treści audycji publicystycznych oraz audycji adresowanych do dzieci i młodzieży emitowanych w telewizji publicznej. Telewidzowie zarzucali telewizji brak rzetelności, brak profesjonalizmu, stronniczość, manipulację, łamanie zasad bezstronności i norm dobrego obyczaju, uchylanie się od wypełniania misji telewizji publicznej, niewypełnianie obowiązków rozwijania kultury, kształtowania postaw obywatelskich i patriotycznych. Rada zaś stereotypowo jak zwykle stosowała pozorowane reakcje, za którymi nie szły w żadnej mierze stosowne sankcje.
Ze sprawozdania wynika, że z programu telewizji publicznej znikają audycje misyjne (o czym warto przypomnieć w sytuacji szeroko zakrojonej batalii medialnej odnośnie do płacenia abonamentu). Przykładem niech będzie ustawowy obowiązek nadawcy publicznego dla audycji wzmacniających rodzinę, który skutkował... zmniejszeniem o 222 godziny (!) tej audycji misyjnej. Spadł również udział audycji służących kształtowaniu postaw prozdrowotnych i audycji służących zwalczaniu patologii społecznej. Nadawca (Program 2 TVP), przedstawiając swój program KRRiTV, zapewne w geście rozpaczy do audycji służących umacnianiu rodziny zaliczył.... "Śpiewające fortepiany".
Na skutek społecznych protestów Krajowa Rada objęła monitoringiem 27 odcinków audycji "Bar" (Polsat) - emitowanych w porze chronionej, i stwierdziła, że nadawca naruszył art. 18 ustawy o radiofonii i telewizji poprzez ukazywanie scen stosunków seksualnych na wizji. W audycji pojawiały się sceny z piciem alkoholu, podpici lub całkiem pijani klienci "Baru" używali zwrotów wulgarnych, które często były zagłuszane lub wyciszane stosownym sygnałem. Rada uznała, że audycja ma charakter antywychowawczy i doszła do wniosku, że powinna być emitowana... ale po godz. 23.00. Wniosek Rady nie wymaga komentarza.
Ta sama Rada prezentowaną rozmowę (Program III Polskiego Radia) o molestowaniu seksualnym uznała za pustą audycję o żenującym poziomie intelektualnym, "ześlizgującą" się w nieprzyzwoitość i wulgarność, kiedy to jedna z osób biorących udział w rozmowie na antenie dokonuje przeróbki naszego hymnu narodowego w ten sposób, by nabrał treści seksualnych. I co robi Rada? Dochodzi do wniosku, że tego typu audycja, w której narusza się powagę symboli państwowych - hymnu narodowego - w czasie chronionym, jest niedopuszczalna. Czyżby kwalifikowała się do pasma w czasie pozaochronnym, to jest od 23.00 do 6.00?
Z kolejnego sprawozdania KRRiTV, tym razem za rok 2003, dowiadujemy się, że Komitet Rady Europy do spraw telewizji ponadgranicznej opracował dokument, dopuszczający rozpowszechnianie i rozprowadzanie przez nadawców z wyłączeniem telewizji ogólnodostępnej... treści pornograficznych. Nie trudno przewidzieć, że ktokolwiek sprzeciwiłby się takiemu zapisowi uznany zostanie za ksenofoba i wstecznika krępującego innych w ich swobodzie wypowiedzi i twórczości.
W przytoczonym sprawozdaniu KRRiTV przyznaje, że liczba społecznych protestów w porównaniu z rokiem 2002 wzrosła. Protesty dotyczyły głównie poziomu i jakości audycji rozrywkowych i adresowanych do dzieci i młodzieży. W sprawozdaniu powtarzają się identyczne zarzuty pod adresem telewizji publicznej - o brak rzetelności, profesjonalizmu, łamanie zasad bezstronności i dobrego obyczaju, stronniczość, manipulacje itd.
Rada, poza kolejnym odnotowaniem tego faktu, nie decyduje się ani na monitoring tych audycji, ani nie kieruje zawiadomienia do Rzecznika Praw Obywatelskich (jak to miało miejsce w przypadku Radia Maryja), ani nie stosuje sankcji.
Żywo reaguje natomiast na program toruńskiej rozgłośni Radia Maryja, zarzucając nadawcy sprzyjanie zachowaniom zagrażającym zdrowiu i bezpieczeństwu (jak do tej pory brak kazuistyki medycznej!!!). Natomiast na fakt emisji reklamy (Polsat) środka wczesnoporonnego, rzeczywiście szkodzącego zdrowiu, a nawet życiu, rzecznik KRRiTV oświadcza, że Rada nie wyciągnie w stosunku do nadawcy konsekwencji, a nawet nie wystosuje żadnego upomnienia.
Ta sama Rada wytyka toruńskiemu nadawcy, że ten dopuszcza na antenie wątki antysemickie i ksenofobiczne, a także propaguje argumenty antyunijne. Rada w swej ocenie nie bierze pod uwagę specyficznej formuły radia otwartego, którego istotą jest prezentowanie zróżnicowanych stanowisk, a nie tylko treści politycznie poprawnych. Przy formule otwartego mikrofonu wprawdzie nie sposób ustrzec się ocen i opinii prezentowanych na żywo, ale należy podkreślić, że KRRiT niesłusznie zarzuca stacji dopuszczanie wątków antysemickich, bo przecież za takie nie można uznać rozmów czy wypowiedzi o czyimś żydowskim pochodzeniu, nie dochodzi tu bowiem do nawoływania do agresji przeciwko komukolwiek.
Czyżby więc wolność słowa według Rady polegała jedynie na propagowaniu prosemickich, ksenofilnych i prounijnych wątków? A co z wątkami antychrześcijańskimi w programach wielu stacji? Tutaj Rada milczy. Wniosek?
Rada wybiórczo traktuje tzw. wolność słowa. Uznaje ją, o ile ta jest przychylna określonej opcji politycznej, jeśli jednak koliduje z tą opcją - wówczas padają zarzuty o działanie sprzeczne z prawem. W sytuacji odwrotnej Rada przyjmuje jedynie rolę niby bezstronnego prezentera, nie identyfikując się z przedstawionymi zarzutami, które w opinii wielu środowisk wykazują sprzeczność z prawem, sygnalizują zagrożenie zdrowia, bezpieczeństwa i domagają się ustawowych sankcji. Niestety, zazwyczaj tych sankcji brak. W ich miejsce pojawia się wciąż ten sam stereotyp. Najczęściej nadawcy "recydywiści" przyznają się do łamania prawa, zapewniając o czystości swoich intencji, a KRRiTV na zasadzie ustawicznej perseweracji poucza o niestosowności ich programu. Radzi nadawcom, by starannie dobierali materiały emisyjne, które zawierałyby akcenty wychowawcze i edukacyjne, przypomina im po raz kolejny, że nie zachowali zasad rzetelności i obiektywizmu itd.
Kiedy przed kilkoma laty pojawiła się stosowna do powyższych zaleceń programowych propozycja założeń i szkiców scenariuszy zatytułowanych "Zdrowie a sztuka przekazu", pozytywnie ocenionych między innymi przez Radę ds. Promocji Zdrowia przy ministrze zdrowia, jak i Stowarzyszenie Ochrony Radiosłuchacza i Telewidza (SORT), wówczas dyrekcja Programu 1 TVP uznała, że sytuacje w przedstawionym scenariuszu są: "sztuczne", "nadużywana" jest forma ulicznej sondy, zaś odcinki wydają się być "przegadane".
A szkoda, bo celem tychże propozycji programowych było uświadomienie odbiorcom wielu mediów, jaki wpływ na ich kondycję psychiczną, a w konsekwencji na zdrowie, ma treść i forma przekazów audiowizualnych. Żałować należy, że kolejna, społeczna inicjatywa nie ujrzała światła dziennego. Ale oto po kilku latach pojawił się kolejny projekt ustawowej propozycji przeciwdziałania przemocy w środkach audiowizualnych.
Kiedy jednakże Sejm podjął pracę nad tym projektem, KRRiTV zgłosiła do niego wiele uwag, skutkiem których projekt ten ugrzązł gdzieś w sejmowych komisjach. A szkoda, bo przyjęcie tej obywatelskiej propozycji ustawowej zabezpieczyłoby aspekt wychowawczy i edukacyjny poprzez ustawowe zdyscyplinowanie twórców i nadawców audiowizualnych.
A tymczasem nie milkną społeczne protesty wyrażające głębokie zaniepokojenie demoralizującymi treściami w programach telewizyjnych. Widzowie zarzucają decydentom audiowizualnym, że oferują programy obfitujące w przemoc, złe wzorce, zaś rodzina jako podstawowa komórka społeczna ukazywana jest w sposób podważający autorytet rodzicielski.
"Jako płatnicy abonamentu telewizyjnego - piszą w jednym z protestów skierowanych (dosłownie przed kilkoma dniami) na moje ręce - od których wymaga się terminowych wpłat, mamy również prawo wymagać i oczekujemy, że nasze pieniądze nie będą przeznaczone na promocję zła i wszelkiej niegodziwości. Chcemy mieć wpływ na to, co proponuje naszym rodzinom telewizja" [...]. Nasi podopieczni [uczniowie - JS] zapytani, czy chcą oglądać takie programy, w zdecydowanej większości odpowiedzieli, że nie, ponieważ sami czują, że ma to na nich zły wpływ i często nieświadomie identyfikują się z oglądanymi złymi zachowaniami. Zamiast obecnej oferty programowej chcieliby oglądać programy przyrodnicze, naukowe, kreskówki bez przemocy, filmy przeznaczone dla całej rodziny, które pomagałyby rozwiązywać ich problemy przez ukazywanie dobrych wzorców i sprzyjające rodzinnej integracji, zamiast jej rozbijaniu i planowej demoralizacji. Chcą, by ukazywano im bohaterów dobrych i mądrych, których zachowania mogliby potem wcielać w życie. Nie trzeba przecież nikogo przekonywać, że takie rozwiązanie służyłoby dobru wspólnemu naszego państwa, w myśl zamysłu, iż zadaniem telewizji jest uczyć, bawić i wychowywać, a nie demoralizować, rozbijać i ogłupiać".
Co na to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji?
Jan Szafraniec

"Nasz Dziennik" 2005-03-07

Autor: ab