Wolność
Treść
Istotę relacji: ja - Bóg można w pełni zrozumieć tylko wtedy, gdy jest się wolnym. Modlę się, przyjmuję Jego słowo, staram się żyć wedle określonych kryteriów, bo chcę - nie dlatego, że muszę! Problemem wielu ludzi jest to, że swoją wiarę traktują jak jarzmo, które ich pęta, ogranicza. Nic więc dziwnego, że przy pierwszej lepszej okazji zrzucają je pod byle pretekstem. Jest wiele powodów, dla których scena Zwiastowania może uchodzić za jedną z ważniejszych w Biblii. Jest to opowieść o wolności, o sposobie wchodzenia Boga w ludzki świat, także o tym, na jakich zasadach jest oparta relacja Bóg - człowiek. Ukazuje rozumność wiary, jej dialogiczny wymiar. Bóg jawi się tutaj jako Ten, który szanując ludzką wolność, stopniowo objawia swój zbawczy plan, ale też pozwala na stawianie pytań - więcej: prowokuje do nich! - i słucha. Sprowadza dialog miłości do poziomu ludzkich realiów. Posłusznie i pokornie. Godzi się na człowiecze błądzenie, pozwala wybierać różne drogi. Dopuszcza wątpliwości, daje znaki i uwiarygodniające słowa. Nie pozostawia też człowieka samego sobie z treściami, które go przerastają, i których nie byłby w stanie udźwignąć. Umacnia go swoją potęgą, okrywając płaszczem łaski. Do końca nie narusza jego wolności. U wielu ludzi, których spotykam, dostrzegam tragiczne poczucie zniewolenia, które nie pozwala im w czysty sposób modlić się, każe niecierpliwie wiercić się na Mszy św. i spoglądać co kilka chwil na zegarek. Idą do kościoła, traktując to jako zło konieczne, z wielkim trudem wpasowują swoje życie w przykazania, limitują ściśle czas wieczornego pacierza - dlaczego? Bo muszą. Bo patrzą rodzice. Bo taki jest zwyczaj. Niewolnicy sumienia. Niezdolni - a może nawet niezainteresowani tym, by wskrzesić w sobie zdrowy okrzyk buntu, zapytać siebie o motywację, porzucić dziecięcy kubraczek wiary i spojrzeć na nią dorosłymi oczami. Zadać sobie trud postawienia pytania: Kim jestem? Nie dziwi zatem, że kiedy znajdą okazję, by "urwać" się z tej samozaciskającej się (wedle ich mniemania) pętli, czynią to ochoczo pod byle pretekstem, często wymyślonym naprędce czy zasłyszanym gdziekolwiek. Obwiniają za swoje odejście księdza, fałszywą sąsiadkę w moherowym berecie (bo oni wszyscy tacy...), Kościół, rodziców, im przypisując powód swojego rozstania z Bogiem. Czy stają się przez to bardziej wolni? Czy nie jest tak, że zakładają wtedy jarzmo stokroć gorszej niewoli, pętając swoje myśli i marzenia, szukając tylko siebie, czy żyjąc tak, jakby Boga nie było?... Czy można być wolnym, patrząc w puste niebo? Młodziutka Miriam w domu nazaretańskim pytała. Nie wiedziała do końca, co się dzieje, gdy przyszedł do niej archanioł Gabriel i oznajmił, że będzie Matką Syna Bożego. "Zmieszała się i ROZWAŻAŁA, co miałoby znaczyć to pozdrowienie". Dziwić może Jej postawa: zamiast się cieszyć, tańczyć z radości - ona wątpi! I kolejne pytanie: "Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?". Sytuacja zdaje się komplikować. Serce skacze z radości, ale rozum działa sprawnie, trzeźwo analizuje słowo po słowie. Otrzymuje znak. "Niech mi się stanie według twego słowa". Historia zbawienia gwałtownie przyśpiesza. W przestrzeni wolności jest miejsce na pytania. Wiara jest rozumna - to nie zbiór bajek, idei bez pokrycia czy mitów. Boimy się pytać, bo boimy się bluźnierstwa. A może inaczej: nie chce nam się pytać. Lepiej być obserwatorem, kibicem. Wbrew pozorom pozycja niewolnika jest dość komfortowa - zawsze wtedy łatwiej o wymówkę, wytłumaczenie bierności. Tymczasem "wolność to nie ulga, lecz trud wielkości", jak pisał Leopold Staff. Dojrzewanie w wierze to wewnętrzna zamiana, która dokonuje się na płaszczyźnie motywacji: "muszę" na "chcę". To odkrycie, że bycie dzieckiem Boga, możność stawania przed Nim i zwracania się jako do Ojca to przywilej, znak wybrania! To jest jak pokonanie szczytu góry, z którego wszystko jawi się inaczej. ks. Paweł Siedlanowski "Nasz Dziennik" 2008-12-20
Autor: wa