"Wojna domowa" i polityczna poprawność
Treść
Ostatnio program 2 TVP wznowił, kolejny zresztą raz, kultowy już, jak się dzisiaj mówi, serial z lat sześćdziesiątych pt. "Wojna domowa". Zacząłem go oglądać świeżym okiem i byłem coraz bardziej zaskoczony i zdziwiony.
Pod względem artystycznym nic filmowi nie można zarzucić. Jest świetny. Najlepsi aktorzy grają fenomenalnie. W wielu scenach rzeczywistość PRL-u uchwycono celnie i z humorem. Film nie zawiera żadnych - tak licznych wówczas w filmie i telewizji i przyprawiających wręcz o mdłości - elementów propagandy komunistycznej. Wręcz przeciwnie - znaleźć w nim można wiele, i to czytelnych, żartów i kpin z ustroju i jego różnorodnych owoców. Poza tym film z sympatią odnosi się do świata Zachodu, do Stanów Zjednoczonych i Europy, co na tamte czasy jest ewenementem. Dlaczego ten film powstał? Dlaczego go wtedy emitowano? Odpowiedzi na te pytania nasuwają się po krótkim namyśle same. Wydają się czytelne i jednoznaczne.
Film jest propagandowym majstersztykiem, wyrafinowanym i subtelnym. Jest w istocie apoteozą "nowego", apoteozą wszelkiego "postępu". Zawiera też, siłą rzeczy, pogardę dla "starego", dla tradycji, obyczaju, całej przeszłości.
Wyraźnie też jest nośnikiem tych "wartości", które dziś wiąże się z terminem "polityczna poprawność". W serialu pojawiają się dwie "modelowe" rodziny. Jedna z nich, staromodna, śmiesznie konserwatywna otwiera się na nowoczesność. Reprezentuje ona model 2+1. Druga, z założenia nowoczesna i otwarta aż do bólu na wszystko to, co nowe, jest bezdzietna. Tak na marginesie pojawia się trochę w cieniu trzecia rodzina. U tych bezdzietnych zaczyna mieszkać młoda krewniaczka, bo jej rodzice właśnie się rozwodzą.
To, co nowoczesne, przedstawiane jest wciąż jako atrakcyjne, mądre, wręcz wspaniałe. To, co nowe, nie niesie za sobą żadnych zagrożeń. Jest gwarantem szczęśliwej przyszłości. To, co "stare", jest zawsze staromodne; jest albo śmiesznym, niekiedy żałosnym przeżytkiem, albo czymś, co może nawet zagrażać człowiekowi i szczęśliwej przyszłości.
Wszystko to jest tak skonstruowane i podlane takim sosem, że dla widza jest oczywiste, iż musi utożsamiać się z tym przesłaniem. Mistrzostwo tej konstrukcji powoduje również, że widz nie zauważa, iż identyfikując się z nim, neguje te wartości, które wtedy chciał wyrugować komunizm, a z którymi walczy dzisiaj tzw. polityczna poprawność.
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2006-02-09
Autor: mj