Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wojenne rozstanie

Treść

O powrocie do Polski "ludowej" pułkownika Witolda Linsenbartha, zaufanego oficera gen. Władysława Sikorskiego, nie mogło być mowy! Oznaczałoby to aresztowanie, a potem pójście na współpracę lub w razie odmowy - śmierć. Ale syn Adam o tym nie mógł wiedzieć. Rozstanie z ojcem przeżywał jak osobistą krzywdę.
Pod koniec sierpnia 1939 r. wszyscy mówili z niepokojem o wojnie, ale Adaś Linsenbarth nie bał się jej, miał przecież wspaniałego ojca, który poradzi sobie z każdym wrogiem! "My, szwoleżerowie, zuchy, co się zowie, na bój pójdziem jak ci, co w rokitniańską szarżę szli"... Ileż to razy słyszał tę zadziorną piosenkę ułożoną przez pana majora Włodzimierza Gilewskiego, przyjaciela ojca, śpiewaną na melodię "Pierwszej Brygady". Były tam jeszcze inne słowa: "A gdy ojczyzna nam rozkaże, byśmy swą krwią spłacili dług, oddamy chętnie życie w darze, byle zwycięstwo dał nam Bóg"... O tych słowach chłopiec jednak nie myślał, wydawały mu się zbyt smutne i zbyt odległe, a w nim było tyle energii, radości życia, optymizmu i tak mało jeszcze życiowego doświadczenia.
Adaś myślał więc nie o wojnie, lecz o zbliżających się ósmych urodzinach, które przypadały na ostatni dzień listopada. W tym wieku chciałoby się być dorosłym - zwłaszcza gdy ma się ojca w pięknym szwoleżerskim mundurze rotmistrza, któremu żołnierze salutują z szacunkiem i który wydaje się czasami synkowi jak anioł z nierealnego świata, gdy szwadron przechodzi na chwilę w galop podczas paradnej defilady przed panem prezydentem Rzeczypospolitej na polach rokocińskich pod Starogardem. Ten widok zapiera dech w piersiach! Na maneżu Adaś potrafi bezbłędnie rozpoznać ojcowego konia, bo jako jedyny w 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich ma taką białą łatkę na lewej przedniej nodze.
Linsenbarthowie
"Synku mój mały! Obco brzmiące nazwisko będziesz nosił. Wiedz, że twój dziad na polskiej łące trawę krwią swoją zrosił. Że tej krwi kropla na twe czoło wieczystym padła znakiem, że z nazwy Niemiec, szablą gołą zatwierdził się Polakiem! [...]. I pomnij, jakimkolwiek chodzi los twego życia szlakiem, że każdy wraz się tutaj rodzi człowiekiem i Polakiem. I że to dwie są święte rzeczy o sile apostolskiej: piękny i dobry duch człowieczy w gorącej piersi polskiej!".
"Fragment z wiersza dla mego synka" napisał kiedyś Kazimierz Przerwa-Tetmajer, świadomy niepolskiego pochodzenia swego nazwiska, ale czerpiący z tego faktu satysfakcję, bo nie dźwięk nazwiska, lecz gorące serce decyduje o tym, że ktoś jest Polakiem. Pewnie myślał i o swojej rodzinie, i o kilku pokoleniach zasłużonych dla polskiej kultury Estreicherów z Krakowa, o Wincentym Polu, którego ojciec nazywał się jeszcze Pohl i był austriackim urzędnikiem, i o wielu jeszcze innych rodach, które stały się polskie, choć "obco brzmiące", bo polska historia, tradycja i obyczaje zniewoliły je.
Ten wiersz pasuje jak ulał do historii rodu Linsenbarthów, przodków Adasia.
Udokumentowane korzenie szlacheckiego rodu Linsenbarthów sięgają połowy XVIII w. na Podolu. Cechował Linsenbarthów zmysł ekonomiczny. Wielu członków rodziny związanych było z przemysłem cukrowniczym na Kijowszczyźnie, wielu kojarzono z dobrą administracją majątków ziemskich - aż do czasów II RP. Przede wszystkim jednak mężczyźni z tego rodu zasłużyli się nieraz Polsce jako znakomici żołnierze, a kobiety wpisywały się w romantyczny konterfekt "matki Polki".
W roku 1812 Aleksander Linsenbarth brał udział w kampanii moskiewskiej Napoleona. Został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Legii Honorowej. W czasie Powstania Listopadowego wykazał się w bitwie pod Białołęką oraz pod Olszynką Grochowską, gdzie na czele oddziału saperów przygotowywał pod silnym ogniem wszystkie przeprawy dla dział i wojska. W marcu 1831 r. otrzymał Złoty Krzyż Virtuti Militari.
W czasie buntu polskiej młodzieży w gimnazjum białocerkiewskim na Kijowszczyźnie jednym z przywódców był stryjek Adasia - Jerzy Linsenbarth, który otrzymał wilczy bilet "za czynny udział w rozruchach". Młodzi Linsenbarthowie działali aktywnie w powstającym na Kresach harcerstwie polskim i w Polskiej Organizacji Wojskowej.
Okrutny los z rąk bolszewików spotkał matkę i córkę z rodu Linsenbarthów, które po rewolucji bolszewickiej pozostały na Ukrainie. Maria Dunin-Kozicka w książce "Burza od Wschodu" tak to opisała: "Nagle nowa, straszna pogłoska obiegła w okamgnieniu całe miasto [Kijów]. W nocy była niespodziewana rewizja u pani Linsenbarth. Natrafiono na ślady Polskiej Organizacji Wojskowej, znaleziono broń w znacznej ilości i aresztowano osiemnastoletnią córkę pani L. Nieopatrzna Linsenbarthówna, nie należąc do organizacji wojskowej, zatelefonowała z jakiejś cukierni, iż chętnie weźmie broń na przechowanie, a system szpiegowski, znakomicie przystosowany do okoliczności, wykrył natychmiast jej ślady i doprowadził czekistów do mieszkania. Rewizja była skończona. Zabierano broń i dziewczynkę do czerezwyczajki. Matka splotła ręce, wyciągnęła je przed siebie i tak trwała w osłupieniu, patrząc na wszystko, co się przesuwało przed jej oczami. W tej jednej godzinie jakieś nielitościwe wyroki skazały jej córkę na męczarnie i śmierć. W tej godzinie i ona uczuła, że ciężar życia jest nad jej siły. - Bierzcie i mnie! - rzekła rozkazująco. - Ja ją tak wychowałam, ja ją nauczyłam kochać swój kraj! To ja jestem winna i chcę pokutować! Wzięto tedy obie do czerezwyczajki. Dochodziły do nas wieści, iż dręczono to młodziutkie stworzenie w najokrutniejszy sposób, chcąc wyrwać zeznania, co do związkowców. Długo męczono ją, a cały Kijów drżał z obawy. Wyda czy nie wyda nazwiska tych, co u niej broń złożyli? Wydano wreszcie wyrok śmierci. Wyprowadzono obie ofiary na podwórze czerezwyczajki. Skierowano na nie lufy karabinów. Wówczas, w tej chwili ostatniej ziemskiego istnienia, splotły się ramionami. Tak jak je rozstrzelano, tak znaleziono przy odkopywaniu grobów za czasów Denikina i tak je pochowano we wspólnej trumnie".
Ofiarami tej zbrodni były Maria Petronela Linsenbarth i jej córka Halina Linsenbarth. Ile takich strasznych wydarzeń, zarazem pięknych świadectw polskości z czasów bolszewickiej rewolty, uległo zapomnieniu, przykrytych okrutnymi obrazami z czasów II wojny światowej?
Feliks Bołsunowski, mąż Anny Linsenbarth, był dowódcą oddziału aeronautycznego w armii gen. Józefa Hallera. Odznaczył się w wojnie z bolszewikami. Podobnie Stefan Linsenbarth, podporucznik obserwator, dowódca kompanii aeronautycznej.
Mikołaj Linsenbarth, jako harcerz i członek POW, dowodził oddziałem zbierającym informacje o ruchach oddziałów bolszewickich w Białej Cerkwi.
Roman Linsenbarth brał udział w walkach z bolszewikami. Zginął śmiercią lotnika 17 sierpnia 1929 roku.
Konstanty Linsenbarth po rewolucji bolszewickiej został na Ukrainie. Z "wyroku" NKWD został w roku 1939 rozstrzelany za "szpiegowanie" dla Polski i za "agitację antysowiecką".
Mimo że Linsenbarthowie żyli przez wiele pokoleń na dalekich Kresach, to jednak zachowywali swoją polskość i przekazywali ją kolejnym pokoleniom. Małżeństwa zawierane były niemal wyłącznie pomiędzy Polakami. Ślubów kościelnych udzielali polscy księża. Dzieci były chrzczone w kościołach rzymskokatolickich. Nauka języka i historii polskiej odbywała się w domach, gdzie rosyjski nauczyciel - rusyfikator, nie miał wstępu.
Ojciec
Ojciec Adasia - Witold Linsenbarth urodził się 14 stycznia 1901 r. w Szamrajówce pod Białą Cerkwią, gdzie jego ojciec Józef Linsenbarth był głównym mechanikiem w cukrowni należącej do hrabiego Branickiego. W 1912 r. wstąpił do szkoły handlowej pierwszego Zrzeszenia Nauczycieli Miasta Kijowa. Od roku 1913 pełnił służbę konspiracyjną w skautingu polskim, w sztabowej drużynie Naczelnictwa Harcerstwa Polskiego w Kijowie. W roku 1916 jako zastępowy drużyny harcerskiej szerzył ideę polskiej niepodległości wśród młodzieży robotniczej w okręgu Padoł, dzielnicy Kijowa. W styczniu 1918 r. jako ochotnik zaciągnął się do 7. Pułku Ułanów, potem pracował w POW, która działała w Kijowie od roku 1915. W kwietniu 1919 r. został aresztowany przez bolszewicką czerezwyczajkę jako politycznie podejrzany. W lochach przebywał trzy miesiące, chorował na tyfus plamisty. Po udanej ucieczce przedostał się do Polski i wstąpił jako ochotnik do 12. Pułku Ułanów Podolskich, walczył z bolszewikami, był ranny.
W wolnej Polsce pozostał w wojsku, szybko awansował. W roku 1925 został skierowany do Oficerskiej Szkoły w Bydgoszczy, którą ukończył 15 sierpnia 1927 r. z wynikiem bardzo dobrym i z pierwszą lokatą na 83 słuchaczy wszystkich trzech kierunków kształcenia: piechoty, artylerii i kawalerii. Jako prymus otrzymał złotą szablę od Marszałka Józefa Piłsudskiego.
Podporucznik Witold Linsenbarth otrzymał przydział do elitarnego
2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich, który stacjonował na Pomorzu, w Starogardzie. Ożenił się ze Stefanią Prusinkiewicz. 30 listopada 1931 r. urodził się Adaś, który wzrastał w patriotycznej aurze sławnego pułku polskiej kawalerii.
Rozstanie
W roku 1937 Witold Linsenbarth był już rotmistrzem kawalerii. Na przełomie września i października 1938 r. jako dowódca kawaleryjskiego dywizjonu kombinowanego z Brygady Pomorskiej brał udział w obejmowaniu Zaolzia. Był komendantem wojskowym miasta Trzyniec. 24 sierpnia 1939 r. został skierowany do II Oddziału Sztabu Naczelnego Wodza w Warszawie jako specjalista od spraw wschodnich. Wybuch wojny zastał go z żoną i synem w Warszawie.
- W środę, 6 września 1939 r., wyjechaliśmy pociągiem sztabowym do Brześcia, gdzie dotarliśmy dopiero po kilku dniach z uwagi na ciągłe bombardowanie. W Brześciu rozstaliśmy się z ojcem, który, jak się później dowiedzieliśmy, 17 września przekroczył ze sztabem polsko-rumuńską granicę w Zaleszczykach - wspomina po latach prof. Adam Linsenbarth, tamten 8-letni Adaś z roku 1939, dziś uznany autor podręczników akademickich i ponad 300 artykułów naukowych i naukowo-technicznych, specjalista w zakresie geografii i kartografii biblijnej. Czy mógł wtedy przypuszczać, że na pierwsze widzenie z ojcem będzie musiał czekać 21 lat!?
Smutek
Po rozstaniu z ojcem Adaś pojechał z mamą do Nowogródka, gdzie przez kilka dni chodził nawet do szkoły. 16 września spotkali tam szwagra matki Czesława Waligórę, który się nimi zaopiekował w majątku Krupskich w Zasulu pod Stołpcami, cztery kilometry od granicy ze Związkiem Sowieckim. Przebywało tam kilka rodzin ziemian z Pomorza. W nocy z 16 na 17 września do Zasula wkroczyli Sowieci. Postawili wszystkich pod ścianą i przeprowadzili szczegółową rewizję. Zabrali wszystkich mężczyzn z ich samochodami, niby w celu wożenia rannych. Byli przetrzymywani w więzieniu w Stołpcach. Dalsze ich losy są nieznane. Na miejscu pozostały tylko żony i dzieci. I wielki smutek. Miejscowi ludzie ostrzegli przed groźbą aresztowania i wywiezienia na Sybir. Różnymi środkami lokomocji udało im się przedostać pod Brześć, potem do Warszawy, do ostatniego miejsca zamieszkania przed wybuchem wojny. Do końca wojny mieszkali w Żyrardowie, w maju 1945 r. powrócili do Starogardu. Adaś czekał na powrót ojca...
W polskim Londynie
Witold Linsenbarth był od 18 września do 15 grudnia 1939 r. internowany w Rumunii. Ze względu na obowiązki w II Oddziale Sztabu Naczelnego Wodza miał świetnie podrobiony dowód osobisty na nazwisko Stefan Ostrowski, buchalter z Warszawy. "Urwał się" Rumunom i przez Bukareszt, Zagrzeb, Split dotarł 2 stycznia 1940 r. do Marsylii, pracował w II Oddziale Naczelnego Wodza w Paryżu. Miał paszport z adnotacją: "Uprasza się wszystkie władze zagraniczne oraz poleca się wszystkim władzom polskim okazać w razie potrzeby pomoc i opiekę osobie wymienionej w niniejszym paszporcie".
Po ewakuacji z Francji do Anglii od 7 września 1940 r. przez sześć lat pełnił funkcję zastępcy kierownika Biura Szyfrów Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie i oficera do specjalnych poruczeń. Był specjalistą od szyfrowania dokumentów za pomocą maszyny szyfrującej Lucida. W lipcu 1943 r. miał towarzyszyć generałowi Władysławowi Sikorskiemu w misji na Bliski Wschód. W ostatniej chwili na życzenie generała ustąpił miejsca jego córce po uprzednim jej przeszkoleniu w obowiązkach szyfranta. Jak wiadomo, samolot, którym leciał generał Sikorski, uległ "katastrofie" pod Gibraltarem 4 lipca 1943 roku. Z wyjątkiem czeskiego pilota wszyscy zginęli.
1 stycznia 1945 r. Witold Linsenbarth awansował na majora. Od września 1946 r. do kwietnia 1948 r. przebywał w Polskim Korpusie Przysposobienia i Rozmieszczenia - PKPR (Polish Resetlement Corps) w Shobdon.
Został zdemobilizowany 8 kwietnia 1948 r., po 28 latach służby w Wojsku Polskim. 1 stycznia 1964 r. uzyskał nominację na podpułkownika w korpusie oficerów kawalerii. Akt nominacji podpisał gen. Władysław Anders. Po demobilizacji pozostał w Londynie, prowadząc pracownię dekoracji wnętrz. Przez cały czas pobytu w Anglii uczestniczył w pracach kół byłych oficerów 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich i 12. Pułku Ułanów Podolskich.
Kiedy powróci?
O powrocie do Polski "ludowej" zaufanego oficera gen. Sikorskiego nie mogło być mowy! Oznaczałoby to aresztowanie, a potem pójście na współpracę lub w razie odmowy - śmierć. Ale Adaś, po wojnie już nastolatek, nie mógł o tym wiedzieć. Rozstanie z ojcem przeżywał jak osobistą krzywdę.
Kiedyś pisałem o grupie harcerzy z Gdańska, którzy w roku 1949 założyli tajną antykomunistyczną organizację Wolna Polska. Aresztowani przez UB dostali wyroki 3-5 lat więzienia. Jeden z tych chłopców podjął działalność, ponieważ wyobrażał sobie, że jak Sowieci pójdą sobie precz z Polski, to jego ojciec, oficer pozostający po wojnie w Anglii, wróci do niego i do mamy!
Adaś zawdzięczał wiele mądrości swojej mamie, która rozmawiała z synem tak, by nie tracił nadziei, ale też tak, by ta nadzieja nie zamieniła się w gorączkę nieustannego oczekiwania, które paraliżuje wszelkie działania. Przekonała syna, że najlepszym sposobem oczekiwania na ojca będą sukcesy szkolne, którymi kiedyś mu się pochwali.
Po maturze w starogardzkim gimnazjum i liceum (1949) studiował na Wydziale Geodezji i Kartografii Politechniki Warszawskiej. Specjalizował się w fotogrametrii i teledetekcji. Został doktorem nauk technicznych, potem doktorem habilitowanym, głównym technologiem w Państwowym Przedsiębiorstwie Fotogrametrii w Warszawie, ekspertem do spraw fotogrametrii i teledetekcji, był dyrektorem Instytutu Geodezji i Kartografii w Warszawie...
Spotkanie
W roku 1960 w Londynie został zorganizowany Kongres Międzynarodowego Towarzystwa Fotogrametrii (International Society for Photogrammetry). Polskę reprezentowało Polskie Towarzystwo Fotogrametrii, któremu przewodniczył prof. Marian Brunon Piasecki z Politechniki Warszawskiej. Niespełna 30-letni Adam Linsenbarth był wówczas głównym technologiem w Państwowym Przedsiębiorstwie Fotogrametrii w Warszawie. Został wytypowany na członka polskiej delegacji na kongres. Przed samym wyjazdem w Głównym Urzędzie Geodezji i Kartografii dopatrzono się jednak, że ojciec Adama przebywa w Anglii. Sytuację uratował ówczesny dyrektor Państwowego Przedsiębiorstwa Fotogrametrii, który zobowiązał się "nadzorować" młodego, zdolnego pracownika. Udało się.
"Trudno wyrazić słowami, jak bardzo przeżywałem ten wyjazd - zarówno z uwagi na możliwość uczestniczenia po raz pierwszy w tak prestiżowej imprezie, jak przede wszystkim ze względu na możliwość spotkania się z ojcem. Wojna nas rozdzieliła, właściwie na zawsze. Nigdy nie przypuszczałem, że to rozstanie będzie właśnie takie. Choć w okresie wojny byłem jeszcze małym chłopcem, zdawałem sobie dobrze sprawę, jak trudno było mojej Mamie radzić sobie z tą wojenną rzeczywistością. Odczuwaliśmy brak Ojca i zazdrościliśmy tym, którzy przeżywali wojnę w gronie rodzinnym. Wojna się skończyła i była wielka nadzieja na powrót ojca. Okazało się jednak, że z uwagi na pracę w II Oddziale Sztabu Generalnego jego powrót do Polski byłby równoznaczny z wyrokiem śmierci. Jego smutne doświadczenia [z bolszewikami] na Kijowszczyźnie też musiały być brane pod uwagę przy podejmowaniu takiej decyzji. Jechałem do Londynu pełen obaw na to spotkanie. Obawy okazały się jednak płonne, bowiem więzów krwi nie może przekreślić żadne rozstanie. Przy powitaniu były serdeczne uściski, ale też i męskie łzy. Ojciec miał wtedy 59 lat, a ja 29. Znaliśmy się tylko z fotografii i z listów [...]. Wspólnie spędzony czas znów bez słów zbliżył nas do siebie".
Dlaczego?
Nie śmiałem pytać o nic więcej profesora Adama Linsenbartha. Tajemnica takiego rozstania jest jak tajemnica śmierci. Nie śmiałem więc pytać o bezsenne noce, o czas, kiedy ojciec jest człowiekowi najbardziej potrzebny, o brak odpowiedzi na proste pytanie: dlaczego tak musi być? Katusze, jakie przeżywali przez lata młody Adam i ten harcerz z Gdańska, były gorsze od tych, które przeżywały wojenne sieroty. Masz ojca, a właściwie nie masz. Nie może wrócić? Więc może popełnił coś bardzo złego? Ale przecież on walczył za wolną Polskę! O takich piszą w książkach i w gazetach. Dlaczego o nim nie piszą? Dlaczego nie możemy być razem? Oto polska powojenna udręka, oto polska trauma nie do wykrzyczenia przez lata. Kto to dziś zrozumie?
Pułkownik Witold Linsenbarth stracił pod koniec życia wzrok. W roku 1988 wrócił do Polski na kilka miesięcy, by tu umrzeć. Stefania Linsenbarth dożyła sędziwego wieku, odeszła w roku 1998. Starogardzianie zapamiętali ją jako osobę o niezwykłym uroku i wielkiej kulturze. O swojej sytuacji nie lubiła z nikim rozmawiać. Chętnie słuchała za to innych i dzieliła się z nimi radami. Była dumna z syna, to nadawało jej życiu szczególny sens.
Profesor Adam Linsenbarth, choć już dobiega osiemdziesiątki, pozostaje czynny na polu fotogrametrii. Jednak jego prawdziwą pasją stała się historia rodu Linsenbarthów - z Polską na pierwszym planie. Szczęść Boże w tym dziele, Panie Profesorze.
Piotr Szubarczyk
"Nasz Dziennik" 2009-11-13

Autor: wa