Włosi w kłopocie
Treść
Kryzys finansowy eurostrefy zagraża europejskim bankom, które najprawdopodobniej w krótkim czasie będą potrzebowały dofinansowania z funduszy publicznych. Sytuacja euro staje się coraz trudniejsza, bo kłopoty z wypłacalnością zaczynają zaglądać także w oczy Włochom.
W Brukseli spotkali się wczoraj ministrowie finansów eurostrefy, aby omówić kolejny pakiet pomocy finansowej dla Grecji oraz zasady udziału banków komercyjnych i innych wierzycieli prywatnych w restrukturyzacji greckiego długu. Po uchwaleniu przez Ateny programu cięć na 28 mld euro kraje strefy euro oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy odblokowały ostatnią transzę pierwszego pakietu pomocowego dla Grecji na kwotę ponad 15 mld euro. Decyzja o kolejnym pakiecie ratunkowym ma zapaść dopiero we wrześniu.
Zebrani w Brukseli członkowie eurogrupy podpisali traktat o utworzeniu Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji Finansowej, który od 1 lipca 2013 r. zastąpi tymczasowe mechanizmy i doraźne formy udzielania pomocy niewypłacalnym krajom euro. Ale w eurogrupie obawy wzbudza coraz bardziej sytuacja we Włoszech, którym brakuje co najmniej kilkudziesięciu miliardów euro na zbilansowanie budżetu. Dlatego unijni przywódcy apelują do premiera Silvio Berlusconiego o ograniczenie wydatków, mając świadomość, że ewentualne ogłoszenie niewypłacalności przez Rzym byłoby niewyobrażalną katastrofą, bo włoska gospodarka jest większa niż grecka, hiszpańska i portugalska razem wzięte. Dlatego już pojawiły się informacje, że z powodu obaw o sytuację finansową Włoch Europejski Bank Centralny zażądał zwiększenia funduszu stabilizacyjnego do 1,5 biliona euro (!) - teraz fundusz ma do dyspozycji "tylko" 750 mld euro.
Przed widmem upadłości obok Włoch stoją też Irlandia i Hiszpania. Kraje te, nazywane PIIGS (od ang. pig - "świnia"), utrzymują się na powierzchni dzięki interwencjom EBC, który nabywa ich obligacje. Jak długo eurostrefa będzie w stanie bronić się przed dominem bankructw krajów członkowskich - nikt naprawdę nie wie. O ile gremia polityczne są w stanie długo udawać, iż eurostrefa ma się dobrze, zasilając ją kolejnymi transzami pustych pieniędzy, o tyle z rynków płyną sygnały, że banki nie chcą już dłużej w tej grze uczestniczyć, nie mają bowiem zamiaru powiększać swoich strat. W portfelach europejskich banków i instytucji finansowych spoczywają warte setki miliardów euro obligacje krajów PIIGS, których za chwilę nie będzie miał kto wykupić.
Z nieoficjalnych informacji na temat wyników tegorocznych stress-testów w największych europejskich grupach bankowych wynika, że jedna trzecia będzie wymagać dokapitalizowania w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Ryzyko ewentualnych strat dotyczy także Polski, ponieważ europejskie banki są obecne na naszym rynku poprzez swoje spółki zależne. Zapytaliśmy Komisję Nadzoru Finansowego, czy w portfelach banków działających w Polsce znajdują się obligacje krajów PIIGS. - Komisja Nadzoru Finansowego pilnie przygląda się sytuacji, ale danych na ten temat nie podajemy ze względu na tajemnicę bankową. Zaangażowanie polskiego sektora bankowego w zagraniczne papiery dłużne skarbowe jest marginalne - powiedziała nam Marta Chmielewska-Racławska z biura prasowego KNF. - Polski sektor bankowy jest dobrze dokapitalizowany, posiada współczynnik wypłacalności na poziomie ok. 14 procent, to jeden z najlepszych wyników w Europie - dodała.
Zapytaliśmy także, czy w związku z trudną sytuacją finansową zagranicznych banków KNF podjęła nadzwyczajne środki ostrożności, aby zapobiec ewentualnym transferom pieniędzy z polskich banków do ich zagranicznych centrali. - Śledzimy, czy nie dochodzi do naruszeń. Transfery tego rodzaju są nielegalne i w każdym stwierdzonym wypadku należałoby wszcząć postępowanie - zaznaczyła Chmielewska-Racławska. KNF, jak podała, czeka na wyniki stress-testów przeprowadzonych w UE dla największych europejskich grup bankowych. - Żeby stress-testy były rzeczywiście miarodajne, należałoby w badaniu założyć, że kraje PIIGS nie otrzymują pomocy publicznej i następuje bankructwo Grecji. Taki scenariusz nie jest jednak brany pod uwagę, politycy wolą brnąć w kryzys finansowy, zamiast rozwiązać narastające problemy - ocenia Jerzy Bielewicz, finansista.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2011-07-12
Autor: jc