Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Włodzimierz Zatorski OSB: "Obdarowując kogoś wolnością, Bóg sam pozbawia się nad nim władzy, nie może nim sterować według swojej woli..."

Treść

W średniowieczu w dyskusji nad wszechmocą Boga postawiono pytanie: „Czy Bóg może stworzyć kamień, którego sam nie mógłby udźwignąć?”. Pytanie zawiera w sobie paradoks, który jednak pokazuje, że zasady naszej logiki załamują się w momencie, gdy zaczynamy myśleć o Bogu, który jest Absolutem. Sytuacja podobna jak w przypadku poczucia sprawiedliwości w wymiarze eschatologicznym. Niemniej to pytanie posiada, wydaje się, swój sens, gdy na miejsce kamienia postawimy istotę wolną, jaką jest np. człowiek. Obdarowując kogoś wolnością, Bóg sam pozbawia się nad nim władzy, nie może nim sterować według swojej woli. Jeżeli chce być konsekwentny, to nie może w żadnym przypadku zmusić go do czegokolwiek i w ten sposób pozbawiać wolności, choćby nawet Boże działanie było w istocie bardzo dobre dla człowieka. W jaki sposób zatem może go pociągnąć do siebie?

Jan Paweł II podczas pierwszej pielgrzymki do Polski pytał dramatycznie: „Czy człowiek może powiedzieć Bogu ‘Nie!’” i odpowiedział od razu: „Może, ale w imię czego”. Na tym polega negatywna strona wolności ludzkiej. Samoograniczenie Boga jest szczytowym wymiarem miłosierdzia. Bóg tak umiłował człowieka, że obdarzył go wolnością. W wolności człowiek jest obrazem Boga. Bóg pozwala człowiekowi stanowić o sobie, daje mu wolność, w pewnym sensie zrównuje go ze sobą. Zdumiewająca jest jednocześnie konsekwencja Boga stwarzającego istoty wolne. Jego szacunek dla wolności człowieka jest wręcz przerażający. Dzisiaj bardzo wielu ludzi ma pretensje do Pana Boga o zło, jakie dzieje się na świecie. W szczególności dotyczy to zła, które popełnia człowiek. Dlaczego Bóg na to pozwala? Dlaczego nie uniemożliwi czynienia zła? „Gdzie jest Bóg?” – spytał więzień Oświęcimia na widok powieszonego małego chłopca. To człowiek powiesił to dziecko, a Bóg go nie powstrzymał. Wynika to właśnie z konsekwentnego obdarowania wolnością. Zło popełniane przez ludzi jest paradoksalnie dowodem respektowania przez Boga wolności człowieka, chociaż jest to jednocześnie niewątpliwie najbardziej bolesne i dramatyczne doświadczenie. Paradoksalnie zatem jest to najbardziej namacalny dowód na Bożą miłość do człowieka. Miłość bowiem możliwa jest tylko w wolności.

Niemniej złe wybory prowadzą ostatecznie do klęski. Często jednak zanim do niej w końcu dojdzie, upływa dłuższy czas. Ozeasz wkłada w usta Boga lamentację nad swoim ludem:

Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mnie, a składali ofiary Baalom i bożkom palili kadzidła. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. Powrócą do Egiptu i Aszszur będzie ich królem, bo się nie chcieli nawrócić. Miecz będzie szalał w ich miastach, wyniszczy ich dzieci, a nawet pożre ich twierdze. Mój lud jest skłonny odpaść ode Mnie – wzywa imienia Baala, lecz on im nie przyjdzie z pomocą (Oz 11,2–7).

Kiedy człowiek mówi Bogu „nie”, robi coś przewrotnego, rani serce Boga, odrzuca miłość, jednocześnie sam prowadzi siebie do nieszczęścia. Mimo tego wszystkiego, mimo tego, że Bóg widzi to doskonale, nie może zmusić człowieka, by robił coś dobrego, by przyjął Jego miłość. Bóg nie stworzył świata tak, żeby „opłacało się” być dobrym, to znaczy tak, że jeżeli jest się dobrym, to człowiekowi się dobrze powodzi: staje się bogatszy, zdrowszy, wszystko mu się dobrze układa. Gdyby tak było, to większość ludzi byłaby dobra ze względu na to, że się to opłaca. Oczywiście w pewnym sensie tak jest, że kiedy człowiek jest dobry, to owocuje to także lepszą jakością życia. Jednak nie jest to ścisła reguła. Niestety bardzo często dobrze powodzi się na ziemi ludziom przewrotnym.

Problem komplikuje się jeszcze o tyle, że Bóg nie może zmuszać człowieka nawet siłą samej prawdy i dobra, które byłyby ewidentne, namacalne i niepodlegające żadnym wątpliwościom. Wtedy nie byłoby bowiem żadnego wyboru, bo cóż mogłoby się równać ze wspaniałością Boga? Wszystko inne byłoby bladym cieniem. Cała wiedza o „dobru i złu”, o jakiej mówi wąż w pokusie rajskiej, stałaby się siłą, która nie dawałaby zasadniczo żadnej alternatywy. Bóg, stwarzając wolną istotę, musiał umieścić ją w takim świecie, w którym możliwy jest inny wybór niż On sam. I tak w istocie jest skonstruowany nasz świat. Z jednej strony nie ma na nim ewidentnej oczywistości Boga i Jego miłości, z drugiej jednak istnieje możliwość jej odkrycia. Bóg dla nas obecnie jest misterium, jest jakby ukryty za zasłoną tego, czego doświadczamy bezpośrednio. Aby Go poznać, potrzebny jest z naszej strony wysiłek, pogłębiona refleksja i jednocześnie decyzja woli wyrażająca się zawierzeniem. Trzeba umieć patrzeć refleksyjnie jak Maryja, jak o niej pisze św. Łukasz (zob. Łk 2,19).

W istocie pomiędzy Bogiem i człowiekiem rozgrywa się dramat spotkania w miłości na kształt miłości oblubieńczej. Z jednej strony istnieje ogromne pragnienie, o którym mówi św. Augustyn w znanej sentencji z Wyznań: „Stworzyłeś nas Boże jako skierowanych ku Tobie i niespokojne jest nasze serce, póki nie spocznie w Tobie”. Na inny sposób mówi o tym także Kohelet, patrząc w perspektywie horyzontalnej, uznając wszystko – trzeba dopowiedzieć: na tym świecie – za marność. Innymi słowy: Nic nie jest nas w stanie tutaj zaspokoić. Z drugiej jednak strony pojawia się lęk, niepewność, chęć przeforsowania swojego, ospałość, wygoda itd. To wszystko sprawia, że nie jesteśmy w stanie zebrać się i pójść za tym pragnieniem. Dodatkowo niepewność naszego poznania powoduje, że wszystko się rozmywa.

W niezwykły sposób opisał ten dramat spotkania autor Pieśni nad pieśniami. Oblubieniec – który reprezentuje w tym erotyku Boga, choć ani raz w tej księdze nie pada słowo Bóg i nie ma wyraźnego wskazania, że On jest oblubieńcem – ma w sobie ogromną delikatność i w żaden sposób nie chce zmuszać swojej oblubienicy (Izraela lub człowieka), by z Nim poszła. Mówi:

Zaklinam was, córki jerozolimskie, na gazele, na łanie pól: Nie budźcie ze snu, nie rozbudzajcie ukochanej, póki nie zechce sama (Pnp 2,7).

Niesamowita delikatność Boga, który zawsze zwraca się do człowieka: „Jeżeli chcesz, to chodź!”. W istocie jedynie taka postawa prawdziwie szanuje wolność człowieka. Jak wiemy z relacji ludzi, którzy doświadczyli bliskości Boga, czy to w postaci jasnego głosu, czy spotkania z Jezusem, które prowadziło do nawrócenia, jak w przypadku św. Pawła pod Damaszkiem, czy w mistycznym uniesieniu, w ich życiu pojawia się potem doświadczenie osamotnienia, pustyni. Doświadcza się w nim jak gdyby zaprzeczenia wcześniejszego wspaniałego doznania spotkania. Istnieje nawet silna pokusa, aby uznać wcześniejsze doświadczenie za złudzenie, za jakąś nierzeczywistość wobec tego, co realne w życiu. Świętej pamięci Ojciec Bernard Turowicz opowiadał mi, że jego kolega matematyk spotkał się przypadkowo na wakacjach z Tadeuszem Kotarbińskim. Pewnego dnia przy kolacji, kiedy rozmawiali na temat wiary, Kotarbiński powiedział, że miał w życiu taki dzień, w którym opanowała go nieodparta myśl, że Bóg istnieje. Szukał różnych argumentów w filozofii, ale bez efektu – oczywistość Bożego istnienia jawiła się jako niepodważalna. Jednak potem to przeszło. Kotarbiński, o ile wiemy, pozostał ateistą. Od człowieka zależy, czy podejmie drogę wiary, czy ją odrzuci. Bóg pozostawia mu wolny wybór. Przykładem tego jest w Ewangelii przemienienie na górze a potem koszmar Golgoty, który stał się jakby zaprzeczeniem wspaniałości epifanii Syna Bożego. Jan, który był pod krzyżem, dopiero po zmartwychwstaniu ujrzał i uwierzył (zob. J 20,8). Doświadczenie ogołocenia bywa tak mocne, że trzeba autentycznego wysiłku woli, aby nie dać sobie odebrać wiary, na której na ziemi jest zbudowana nasza więź z Bogiem, obejmująca także naszą nadzieję i miłość, jak o tym pisze św. Paweł:

Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość (1 Kor 13,12n).

Miłość, która jest największa, wyraża pełnię życia. Jednak obecnie musi być potwierdzana i nieustannie wybierana. Nie jest ona oczywista, bo życie pokazuje, że często łatwiej żyje się ludziom dbającym jedynie o swoje interesy. Ludzie czasem odpłacają za dobro złem, uważając dobro za objaw słabości. Dosyć często spotyka się naciąganie ludzi na pieniądze. Cwaniactwo, korzystanie z układów bywa bardzo skuteczne. Tak to widać w krótkiej perspektywie życia na świecie. Dlatego tak łatwo się pogubić i pójść za dobrami tego świata.

Jak dobry jest Bóg dla prawych,
dla tych, których serce jest czyste.
Tymczasem moje stopy niemal się potknęły,
omal nie zachwiały się moje kroki.
Zazdrościłem bowiem bezbożnym,
ujrzawszy pomyślność grzeszników…

Gdybym pomyślał: „Będę mówił jak oni”,
zdradziłbym pokolenie Twych synów.
Zacząłem więc rozmyślać, aby to zrozumieć.
ale było to dla mnie za trudne,
dopóki nie wniknąłem w święte sprawy Boże
i nie pojąłem, jaki czeka ich koniec.
Doprawdy, na śliskiej stawiasz ich drodze
i spychasz ich ku zagładzie (Ps 73,1–3.15–18).

Nie da się wytrwać w wierze i autentycznej miłości bez głębokiej refleksji. Ona jednak zawsze odnosi się do misterium, a nie do faktów na kształt faktów naukowych. Znajomy profesor zastanawiał się, czy modlitwa się opłaca, czy nie. Według niego nie stwierdzono w badaniach socjologicznych, że ludzie modlący się o zdrowie szybciej je odzyskują. Jak potem się dowiedziałem, nie miał racji. Okazuje się jednak, że modlitwa własna, a także innych pomaga w leczeniu. Tego jednak nie widać wyraźnie i bezpośrednio. Zazwyczaj szukamy ewidentnej pewności. Odnosi się to także do spraw związanych z wiarą. Wówczas wysiłek wiary koncentruje się na budowaniu „solidnej”, „niepodważalnej” doktryny, której słuszność potrafimy sobie i innym udowodnić. Innym wymiarem tej pewności jest pewność wiary w guru, który „jest wiedzącym”, a nas wprowadza w ową „tajemną wiedzę”. Jeszcze innym jest szukanie pewności w przepisach prawa Bożego, które bardzo jasno i jednoznacznie określa, co należy robić, aby być „dobrym” i osiągnąć zbawienie. Tak budowana „pewność” wiary musi posługiwać się uproszczeniami i rodzajem zamknięcia na pojawiające się w doświadczeniu misterium niepewności, które wynikają z naszej wolności. Te przejawy religijnego fanatyzmu bywają najgroźniejszą formą zaprzeczenia autentycznej wierze. Z dziejów Jezusa wiemy, że właśnie takie zamknięcie doprowadziło do największej zbrodni: skazania na śmierć Syna Bożego. Piłat zgodził się na wykonanie takiego wyroku, ale umywając ręce, odciął się od samego wyroku. To nie z jego inicjatywy Jezus został skazany na śmierć, ale z inicjatywy religijnych przywódców żydowskich. Warto sobie uświadomić, że ludzie najbardziej wierzący dokonali największej zbrodni i to w imię wiary!

Kiedy szukamy pewności, nie potrzebujemy miłosierdzia, a nawet nam ono przeszkadza, bo jest niezgodne z poczuciem sprawiedliwości: nam „wiernym” należy się zbawienie, a tym „niewiernym” słusznie należy się potępienie, chyba że dołączą do nas „wiernych” i potępią swoje dotychczasowe życie. Święty Paweł bardzo ostro polemizuje z faryzeuszami, wypowiada niesamowicie mocne zdania na temat Prawa, np.:

Natomiast Prawo weszło, niestety, po to, by przestępstwo jeszcze bardziej się wzmogło. Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5,20).

Takie zdania zdumiewają nas do dzisiaj. Dlatego miłosierdzie Jezusa tak drażniło faryzeuszy. To jest największa przewrotność serca, że kogoś boli Boże miłosierdzie. Oni nawet nie byli w stanie zrozumieć, że np. uzdrowienie w szabat było znakiem wyzwolenia przychodzącego od Boga, czyli w istocie wypełnieniem tego, czym jest szabat. Ciasne kryteria związane z zakazem pracy całkowicie zaciemniły im umysł. Najbardziej dramatyczne było chyba wspomniane już wydarzenie z synagogi w Kafaranum:

Wszedł znowu do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: «Stań tu na środku!». A do nich powiedział: «Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?» Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: «Wyciągnij rękę!». Wyciągnął, i ręka jego stała się znów zdrowa. A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić (Mk 3,1–6).

Szukanie pewności jest jednocześnie podważaniem wolności w sobie. Człowiek traci to, co otrzymał najcenniejszego. Wraz z zapoznaniem wolności tracimy zdolność dostrzegania miłosierdzia, a także stawania się miłosiernym. Kiedy szukamy pewności, stajemy się ślepi na ten wymiar ludzkiego życia. Na to wskazuje przytoczony fragment Ewangelii. A przecież Żydzi mieli w Piśmie Świętym teksty, które jednoznacznie wskazywały na miłosierne działanie Boga…

Oto mój Sługa, którego podtrzymuję. Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął; On przyniesie narodom Prawo. 2 Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku. On niezachwianie przyniesie Prawo. Nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi, a Jego pouczenia wyczekują wyspy. Tak mówi Pan Bóg, który stworzył i rozpiął niebo, rozpostarł ziemię wraz z jej plonami, dał ludziom na niej dech ożywczy i tchnienie tym, co po niej chodzą. «Ja, Pan, powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem, ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów, abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś z zamknięcia wypuścił jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności (Iz 42,1–7).

Zamysł Boży odnosi się do uleczenia serca człowieka, uleczenia jego wzroku, oczu serca. On po pierwsze szanuje wolność człowieka i wytrwale pracuje nad tym, aby człowiek potrafił widzieć. A odzyskać wzrok może wtedy, gdy sam zrozumie, jakim wielkim darem jest wolność, którą został obdarowany. Ten dar wolności powoduje, że człowiek staje się odpowiedzialny za to, co mówi i co robi, ale także obciąża jego sumienie, gdy robi coś złego drugiemu. Dar wolności, w którym zawiera się największa godność człowieka, jest szczytowym przejawem Bożego miłosierdzia. Na naszej drodze do Boga musimy ten dar odkryć w sobie, gdyż on jest podstawą prawdziwego spotkania z Bogiem we wzajemnej miłości. Wiara nie może być nerwicową reakcją wypływającą z lęku o zbawienie. Człowiek w pełnej wolności musi podjąć wezwanie Boże. To jest powód owego niesamowitego szacunku Boga dla wolności człowieka i jednocześnie wiara Boga w człowieka i w to, że można pociągnąć go czystą miłością bez użycia siły nawet w postaci argumentów logicznych – jedynie siłą delikatnego, pełnego miłości i pokory wezwania.

Fragment książki Boże miłosierdzieO autorze: Włodzimierz Zatorski OSB (ur. 1953) benedyktyn, fizyk, teolog, filozof. Ukończył studia z fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim (1980 r.) Od 1980 w Opactwie Benedyktynów w Tyńcu, (śluby wieczyste złożył w 1984 r.). Założycieli wieloletni dyrektor Wydawnictwa Benedyktynów „Tyniec”. Od 2005 do 2009 przeor w Tyńcu, 2010-2013 mistrz nowicjatu. Od 2015 szafarz (ekonom) klasztoru. Od 2002 roku prefekt (opiekun) oblatów świeckich przy Opactwie w Tyńcu. Autor ponad 40 tytułów książkowych w tym 3 tytuły z zakresu duchowości lidera: Podstawy duchowości lidera (2011), Duchowość lidera. Wybrane zagadnienia (2014), Duchowe dylematy lidera (2017).

Źródło: ps-po.pl, 28

 

Autor: mj