Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wisła prowadzi, Korona rewelacją

Treść

Dłuższa niż zazwyczaj - bo bogatsza o rozegrane awansem dwie kolejki rundy wiosennej - polska piłkarska jesień już za nami. Zimę w fotelu lidera ekstraklasy spędzi Wisła Kraków, która na samym finiszu dosłownie o włos wyprzedziła warszawską Legię. Co ciekawe, obie drużyny wcale nie są największymi zwycięzcami trwających od lipca zmagań. Na miano to zasługuje rewelacyjny beniaminek z Kielc, który nie tylko zajmuje trzecie miejsce w tabeli, zgłasza pucharowe aspiracje, ale ma całkiem realne szanse na mistrzostwo kraju! Na przeciwległym biegunie znajdują się akcje Groclinu Grodzisk Wlkp - rozczarowania ostatnich miesięcy.

Wisła przed Legią, ale...
Tabelę otwiera Wisła Kraków, ale tym razem - w przeciwieństwie do kilku minionych lat - jej przewaga nad rywalami była co najwyżej symboliczna. "Biała Gwiazda", która przyzwyczaiła do gry efektownej, błyskotliwej, skutecznej i efektywnej, po odejściu Macieja Żurawskiego i Tomasza Frankowskiego nie prezentowała się już tak dobrze, ba, chwilami rozczarowywała i spisywała się po prostu słabo. Wiślacy mieli ogromne problemy ze zdobywaniem bramek, marnowali masę sytuacji, popełniali też proste i niewymuszone błędy w obronie. Mecze bardzo dobre - jak z Cracovią i Lechem Poznań - przeplatali fatalnymi - z Arką Gdynia i Zagłębiem Lubin. Wahania formy były ich bolączką, w niektórych pojedynkach wyglądali tak, jakby nie zależało im zupełnie na wyniku. Zmieniali się trenerzy (Jerzego Engela zastąpił Tomasz Kulawik, który wiosną drużyny już nie poprowadzi), nie brakowało kłopotów kadrowych. Mimo to potencjał zespołu wciąż był spory i wystarczył do pierwszego miejsca w tabeli. Gdyby krakowianie zawsze wychodzili na boisko z taką wolą walki i ambicją jak przeciw Cracovii, ich przewaga nad rywalami byłaby pewnie większa, ale tak nie było. Wiosną czekać ich będzie ciężka walka o utrzymanie pozycji, bo grupa pościgowa jest wyjątkowo mocna, zdeterminowana i przy tym liczna.
Otwiera ją Legia, która znajdowałaby się na czele tabeli, gdyby nie wpadka w niedzielnym meczu z Górnikiem Łęczna. Mimo niedosytu spowodowanego porażką w ostatnim spotkaniu, warszawianie jesień mogą uznać za udaną. W pewnym momencie mieli przecież aż siedem punktów straty do Wisły i rozegrany jeden pojedynek więcej. Pod wodzą Dariusza Wdowczyka (zastąpił Jacka Zielińskiego), który dokonał kilku ważnych zmian w składzie i taktyce, zespół rozpoczął pogoń za wiślakami. Wygrywał mecz za meczem, nie tracił bramek, a najgroźniejszy rywal gubił punkty. W pewnym momencie zyski obu drużyn się wyrównały. Konfrontacja "na szczycie" pod Wawelem zakończyła się remisem, korzystniejszym dla Legii. Dziś, mimo straty punktu do Wisły, podopieczni Wdowczyka znajdują się w dobrym położeniu. Mają stabilną sytuację, wzmocnili się już trzema, solidnymi zawodnikami, słowackim napastnikiem Michalem Gottwaldem, pomocnikiem z Brazylii Rogerem Guerreiro i obrońcą Grzegorzem Bronowickim z Łęcznej, kolejne transfery są szykowane. I, co ważne, wiosną gościć będą krakowian na własnym stadionie.
A Wisła? Wciąż nie wiadomo, jak będzie wyglądała za kilka miesięcy. Czy opuszczą ją Mauro Cantoro, Marcin Baszczyński i Radosław Sobolewski, czy wzmocnią Rafał Grzelak, Przemysław Kaźmierczak i zapowiadani Rumuni? Czy wreszcie Dan Petrescu okaże się tak świetnym trenerem, jak był piłkarzem?

Jesień Korony
Kto jednak wie, czy zza pleców prowadzącej dwójki nie wyskoczy ktoś trzeci. Na razie miejsce to zajmuje kielecka Korona i to jej należy się miano największej rewelacji jesieni. Zawodnicy beniaminka, po bardzo słabym początku, z każdym meczem spisywali się coraz lepiej. Grali otwartą, ładną dla oka i pełną finezji piłkę. Strzelali wiele bramek (najwięcej w lidze, więcej od Wisły Kraków!), mieli w szeregach niezwykle skutecznego Grzegorza Piechnę (16 goli w 17 spotkaniach). Ba, obok popularnego "Kiełbasy" niezwykle rozwinął się talent Marcina Kaczmarka wyrastającego na jedną z gwiazd naszej ekstraklasy. Korona nie miała kompleksów wobec bardziej znanych i utytułowanych przeciwników, potrafiła zremisować z Wisłą w Krakowie, mimo że po kilku minutach przegrywała 0:2. Co więcej, nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Już wiadomo, że wiosną wzmocni ją Krzysztof Gajtkowski z Lecha Poznań, oprócz niego przyjdą i inni. Sen o europejskich pucharach (a może i więcej) może stać się faktem.

Tłoczno w czołówce
Walka o czołowe lokaty zapowiada się zresztą niezwykle interesująco. Korona ma bowiem tylko pięć punktów przewagi nad dziewiątą Pogonią Szczecin, która do tego rozegrała o jeden mecz mniej. Siódma Cracovia traci do kielczan zaledwie dwa oczka. To gwarantuje wielkie emocje wiosną. Z drużyn czołówki na największe słowa uznania zasługują Lech i Zagłębie Lubin. Lech, bo w trudnej finansowej sytuacji zdołał wywalczyć piątą lokatę, w wielu spotkaniach prezentując spore możliwości. Zagłębie, bo z drużyny słabej i zakompleksionej, pod wodzą trenera Franciszka Smudy zmieniło się w ekipę świadomą swej wartości i groźną dla najlepszych. In plus zaskoczyła też Odra Wodzisław. Zespół bez gwiazd, który rokrocznie opuszczają czołowi gracze, potrafił znaleźć się na ósmym miejscu, z małą stratą do Korony (tylko trzech punktów!). Jak zawsze ładnie dla oka grała Cracovia, która - gdyby nie kiepska końcówka i błędy pojedynczych zawodników - mogła być tuż za liderami. W trudnej sytuacji znajduje się Amica Wronki. Niby zajmuje wysokie, czwarte miejsce, ale nie jest tajemnicą, że sponsor (a przy tym gwarant sukcesów i w ogóle bytu w ekstraklasie) zamierza objąć opieką drużynę z tradycją i z większego miasta (mówi się o Lechu bądź Widzewie Łódź). A to byłby koniec wielkiej piłki w małych Wronkach.

Groclin - wielki przegrany
W dziwnej sytuacji znajduje się Pogoń Szczecin. Jesienią generalnie zawiodła, bo wbrew ostrym zapowiedziom zajęła dopiero dziewiątą pozycję. Obecnie wszyscy zawodnicy znaleźli się na liście transferowej i mogą z niej odejść. Właściciele chcą zbudować silną i liczącą się w walce o wysokie cele drużynę w oparciu o piłkarzy (i trenerów) z Ameryki Południowej, głównie Brazylijczyków. Czy ten eksperyment się powiedzie, zobaczymy.
Rozczarowała i Wisła Płock, która przed sezonem dokonała sporych (zdawało się) wzmocnień, a tymczasem plątała się w dolnych rejonach tabeli. A co gorsza, grała po prostu słabo. W podobnej sytuacji znalazł się Górnik Łęczna. Po bardzo dobrej wiośnie - dokonanych latem wzmocnieniach, spisywał się poniżej oczekiwań. Nawet nie można się było przyczepić do stylu, ale brakowało wyników. Nastroje poprawiła dopiero niedziela i sensacyjna wygrana na Łazienkowskiej w Warszawie.
Ale co mają powiedzieć włodarze Groclinu? Mocna, solidna i mająca ogromne aspiracje drużyna - jak zawsze - miała walczyć o mistrzostwo Polski, a tymczasem skończyła na dalekim, dwunastym miejscu! Okazało się, że w licznej kadrze brakuje dobrych piłkarzy, że niektórzy z nich nie mają charakteru zwycięzców. I wreszcie - czy trener Werner Liczka jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu? Pod jego wodzą zespół dużo częściej przegrywał niż wygrywał i do tego grał koszmarnie źle.
Pozostali ligowcy - Górnik Zabrze, GKS Bełchatów, Arka Gdynia i Polonia Warszawa - spisali się raczej na miarę oczekiwań. Trudno było spodziewać się po nich rewelacyjnej postawy i takiej nie było. Miewali jednak przebłyski naprawdę dobrej gry i potrafili sprawić niespodziankę. To ich niewątpliwe zyski. Górnik i Polonia wygrywały w Grodzisku, Arka z Wisłą Kraków, a Bełchatów z Wisłą Płock. Wiosną czekać ich będzie jednak ciężka batalia o uratowanie ligowego bytu. Górnik i Polonia nie są nawet pewni jutra, czekają na nowych właścicieli, których jakoś nie widać.

Bywało lepiej
Jaka była zatem piłkarska jesień? Przebiegła na pewno pod znakiem szalonej i nienormalnej liczby zmian na trenerskich stołkach. W aż dwunastu klubach zatrudniano nowych szkoleniowców, co jest chyba rekordem świata. Poziom rozgrywek okazał się też niższy niż w latach minionych. Owszem, rywalizacja była bardziej wyrównana, ale to nie pozostałe drużyny podciągnęły do Wisły Kraków (od kilku lat zdecydowanie najlepszej drużyny w kraju), ale ona zrównała w dół do pozostałych. To martwi. Martwi również, że z ligi wyjeżdżają gwiazdy, piłkarze będący magnesem przyciągającym kibiców. Następców trudno znaleźć, dlatego muszą cieszyć nieliczne "rodzynki" - Grzegorz Piechna, Marcin Kaczmarek, Przemysław Kaźmierczak, Jakub Błaszczykowski czy Łukasz Fabiański. Nie brakowało - jak zwykle - poważnych sędziowskich kontrowersji, pomyłek wypaczających wynik rywalizacji. Cieniem na rozgrywkach położyły się także słynne już podejrzenia o korupcję i brak reakcji ze strony PZPN.
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennk" 2005-12-14

Autor: ab