Wirtuoz gitary w Polsce
Treść
Miłośnicy jazzu rozpoczną zapewne najbliższy tydzień w wyśmienitych nastrojach. A to z powodu dwóch muzyków, którzy zagrają dziś w warszawskiej Sali Kongresowej. Najpierw wystąpi legenda gitary John Scofield, a na deser francuski skrzypek Jean-Luc Ponty. W ich interpretacji można będzie usłyszeć utwory zmarłego nie tak dawno Raya Charlesa.
Od jakiegoś czasu panuje moda na opracowywanie znanych utworów na jazzowo. Nowe interpretacje zawsze niosą poważne ryzyko, tym większe, gdy za przerabianie oryginału biorą się niedoświadczeni muzycy. Oczywiście, John Scofield do tego grona nie należy, ale niebezpieczeństwo przeinterpretowania może się zdarzyć nawet wirtuozom.
Ten, kto miał okazję wysłuchać płyty "John Scofield Plays The Music Of Ray Charles: That's What I Say", wie jednak, że Scofieldowi w większości utworów sztuka zachowania umiaru się udała. Ci, którzy takiej możliwości nie mieli, muszą uzbroić się w cierpliwość i zaczekać do poniedziałku.
Kariera Johna Scofielda nie od razu zmierzała w kierunku swingu. Na prawdziwy jazz przyszła pora dopiero wtedy, gdy zagrał z zespołem Billy'ego Cobhama i George'a Duke'a. Od tamtej pory współpracował z wieloma wybitnymi postaciami jazzowej sceny, m.in. z Milesem Davisem.
Oprócz Scofielda w drugiej części wieczoru wystąpi skrzypek Jean-Luc Ponty. Krytycy mówią o nim, że jest następcą Django Reinhardta i Stephane'a Grappelly'ego. Ponty, wychowany w rodzinie muzyków klasycznych, początkowo współpracował z orkiestrą symfoniczną Concerts Lamourex. Miłość do muzyki odziedziczył po ojcu, który grał w zespole jazzowym. Zafascynowany muzyką Milesa Davisa i Johna Coltrane'a, Ponty nauczył się grać na klarnecie i saksofonie. Nie mogąc dorównać swoim idolom w grze na instrumentach dętych, powrócił do skrzypiec. I to właśnie ten instrument przyniósł mu największą popularność.
Adam Wardeński
"Nasz Dziennik" 2006-03-13
Autor: ab