Wiosenne porządki przed G-20
Treść
Przywódcy państw UE odrzucili w trakcie pierwszego dnia szczytu Rady Europejskiej coraz silniejsze apele o zasilenie pieniędzmi podatników gospodarek krajów członkowskich, zgadzając się jednak na zwiększenie inwestycji w dziedzinie energetyki. Nie bez oporu zaakceptowali podwojenie środków z Międzynarodowego Funduszu Walutowego przeznaczonych na linie kredytowe dla krajów członkowskich Unii Europejskiej nienależących do strefy walutowej.
- Uzyskaliśmy efekt w uzgodnieniach w trzech kluczowych sprawach. Jeśli chodzi o 5 mld euro, przeznaczonych głównie na bezpieczeństwo energetyczne, możemy z satysfakcją stwierdzić, że ten plan został zaakceptowany i jest to właściwie pierwszy praktyczny finansowy wymiar idei bezpieczeństwa energetycznego, którą Polska przedstawia Unii Europejskiej. Opowiada się za nią od pierwszych dni naszej aktywności - stwierdził premier Donald Tusk, zaznaczając, że Polska otrzyma z tej sumy 330 mln euro netto. - Nie każdy zapis jest tam w stu procentach idealny. Wolelibyśmy przekonywać naszych partnerów, aby kwestie dotyczące zniesienia reżimu wizowego dla naszych wschodnich sąsiadów były u nas promowane dobitniej - dodał. - Kraje członkowskie przyjęły listę konkretnych projektów, jednak większość tej kwoty zostanie przeznaczona na konektory energetyczne - informował przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso. 600 mln euro przeznaczono na Partnerstwo Wschodnie. Na wniosek polskiej delegacji do końca tego roku zostaną wypracowane mechanizmy reakcji na kryzys.
Ugryźć kryzys
Komisja Europejska uzyskała od państw członkowskich ostateczną zgodę na podwojenie linii kredytowej na pomoc dla znajdujących się poza strefą euro członków Wspólnoty z 25 do 50 mld euro. - Na wczorajszym spotkaniu ministrów finansów podjęto jednomyślnie decyzję, aby zarekomendować szefom rządów państw bardzo znaczne powiększenie środków unijnych, które będą dostępne dla pomocy dla krajów członkowskich, takich jak Łotwa czy w przyszłości może Rumunia - powiedział uczestniczący w rozmowach polski minister finansów Jan-Vincent Rostowski. Dodał, iż wyrażono zgodę, aby udział Unii Europejskiej w tym zwiększeniu środków Międzynarodowego Funduszu Walutowego był znaczny. Zwiększenie puli MFW ma nastąpić przede wszystkim poprzez stworzenie depozytu z funduszy banków centralnych. - To nie są pieniądze budżetowe - tłumaczył minister finansów.
Wprawdzie ministrowie omówili konkretne kwoty, jednak Rostowski odmówił udzielenia informacji na temat ich wysokości ze względu na trwające negocjacje z partnerami spoza Wspólnoty, w tym ze Stanami Zjednoczonymi. Stwierdził jedynie, że chodzi o bardzo duże sumy. Wiadomo również, że nie wszystkie kraje zgodziły się zwiększyć składki dla MFW. Siedem państw odmówiło. Z kolei minister Rostowski ich nie wskazał. - Polska do nich nie należy - stwierdził jedynie. W projekcie wniosków końcowych nie ma deklaracji, jak duże kredyty zapewnią MFW kraje UE; choć wcześniej czeskie przewodnictwo w Unii Europejskiej proponowało w sumie 75-100 mld dolarów. Polska, jak zadeklarował Rostowski, przeznaczy na ten cel 1,5 mld dolarów.
Tymczasem pragnący zachować anonimowość zachodni dyplomata powiedział, iż "głównym uczuciem" towarzyszącym przywódcom państw na brukselskim szczycie było, że woleliby oni nie zwiększać "koperty", chyba że rzeczywiście zaszłaby taka potrzeba. Dodał, że obecnie "nie wiemy, czy ktokolwiek będzie potrzebował pieniędzy ani ile ich będzie potrzebował" z linii kredytowej dostępnej jedynie dla krajów, które nie przyjęły wspólnej waluty. Głównie dla nowych i biedniejszych krajów Europy Środkowej i Wschodniej.
W zeszłym roku z linii kredytowej na sumę 6,5 mld euro skorzystały Węgry. Łotwa bierze z niej 3,1 mld, korzystając z prawie 10 mld euro z funduszu. Dla Rumunii i innych państw, w tym Litwy, również przeznaczono kwoty z linii kredytowej. Unia Europejska domaga się reformy MFW oraz wzmocnienia instrumentów nadzorczych, jakimi ta instytucja dysponuje, aby w przyszłości wyeliminować zagrożenie kryzysem.
Ministrowie finansów opowiedzieli się też za podwojeniem środków Międzynarodowego Funduszu Walutowego na pomoc potrzebującym krajom do 500 mld dolarów, a udział UE w tym powiększeniu - powiedział Rostowski - ma być "bardzo znaczny". To będzie stanowisko UE na szczycie G-20, który odbędzie się 2 kwietnia w Londynie. Minister podkreślił, że taka decyzja pozwoli MFW pomagać krajom w naszym regionie, a także państwom spoza UE, w tym Ukrainie.
- Wszyscy zgodziliśmy się, że będziemy ostrożni w fiskalnym stymulowaniu gospodarki, czekając jednocześnie na rezultaty już zastosowanych środków stymulacyjnych - oświadczył po pierwszym dniu szczytu przewodniczący obradom premier Republiki Czech Mirek Topolanek.
Kraje "27" w 2009 r. i 2010 r. przeznaczyły na ratowanie systemów ekonomicznych łącznie 400 mld euro (546 mld dolarów), co stanowi ekwiwalent 3,3 proc. sumy PKB krajów członkowskich.
Premier Donald Tusk zaprzeczył, jakoby Polska zabiegała o uczestnictwo w szczycie G-20, dementując tym samym pojawiające się w mediach informacje. Analizując proces recesji w Europie, Międzynarodowy Fundusz Walutowy oszacował, że 16 krajów strefy walutowej czeka w tym roku zmniejszenie wzrostu gospodarczego o 3,2 proc., czyli więcej niż wcześniej przewidywano.
- Rada Europejska zgadza się na głębsze, dwustronne zaangażowanie oraz na nowe, wielostronne ramy współpracy obejmujące UE oraz Armenię, Azerbejdżan, Białoruś, Gruzję, Mołdawię i Ukrainę, w celu przyspieszenia reform, zbliżenia prawodawstwa i ekonomicznej integracji - brzmią wnioski z posiedzenia. Na 7 maja zaplanowano szczyt inaugurujący PW z udziałem zainteresowanych państw sąsiedzkich. Wciąż nie zapadła decyzja co do miejsca spotkania (Praga lub Bruksela) oraz czy na szczyt zostanie zaproszony prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko.
W poszukiwaniu wspólnego sukcesu
- Zdaniem prezydenta, nie ma żadnej płaszczyzny, na której nie wypracowalibyśmy pełnego sukcesu - podkreślał Lech Kaczyński, jednocześnie zwracając uwagę na wysoką rangę zbliżającego się szczytu G-20 w Londynie. - Udaje nam się tak formułować polskie cele, że są one zbieżne z interesami UE - zachwalał umiejętności negocjacyjne polskiej ekipy premier Donald Tusk. - Jeżeli podnosimy jakąś kwestię, to jest ona zarówno w interesie Polski, jak i w interesie Unii - podkreślał nie bez zadowolenia. Satysfakcji z wyniku rozmów nie krył również Jan Vincent-Rostowski, który poinformował, że "zrealizowano znaczną część celów planu węgierskiego".
Po spotkaniu polskiej delegacji z przedstawicielami: Komisji Europejskiej, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Holandii, Danii oraz czeskiej prezydencji, polska propozycja zmian w konkluzjach szczytu w sprawie uzgodnienia przez UE mandatu politycznego na globalne negocjacje klimatyczne w Kopenhadze, wypracowana wspólnie z Duńczykami i Szwedami, stanie się propozycją prezydencji - poinformował sekretarz stanu Mikołaj Dowgielewicz, sekretarz Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Jak dodał, udało się uzyskać to, na czym Polsce najbardziej zależało. - W czerwcu Rada Europejska przedyskutuje już konkretne propozycje dotyczące tego, w jaki sposób Unia Europejska ma finansować swoją ofertę adresowaną do krajów Trzeciego Świata w negocjacjach globalnych - tłumaczył Dowgielewicz. Kwestię tę Rada Europejska rozstrzygnie jednak dopiero jesienią.
- Nie wiemy, który z modeli finansowania walki ze zmianami klimatycznymi zostanie przyjęty zarówno przez Unię Europejską, jak i inne państwa rozwinięte - powiedział Dowgielewicz. Wkrótce w Nowym Jorku kilkudziesięciu ministrów środowiska spotka się, aby omówić tę sprawę w sposób bardziej szczegółowy.
Prezydent Polski Lech Kaczyński, pytany w sprawie możliwości uzyskania przez Polskę gwarancji, że to nie kraje emitujące najwięcej CO2 (czyli takie jak Polska) będą musiały wziąć na siebie ciężar pomagania biednym krajom Trzeciego Świata, odparł, że "jest to niedalekie od prawdy".
Zastanawia jedynie, kto w rzeczywistości zyska na tej ogólnoświatowej klimatycznej panice, oprócz, rzecz jasna, organizatorów konferencji, szerokiego grona ekspertów, którzy zainkasują duże kwoty za prowadzone na zlecenie rządów ekspertyzy. Zastanawia również, kto wyegzekwuje opłaty od największych akwenów wodnych - głównych emiterów CO2? I w ogóle po co ten cały szum medialny? Jedno jest pewne: przynajmniej w kwestii "zmian klimatycznych" z pewnością będzie można mówić o "wspólnym sukcesie", spektakularnym i... na koszt podatnika.
Anna Wiejak, Bruksela
"Nasz Dziennik" 2009-03-21
Autor: wa