Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wilcze apetyty

Treść

Na kilkadziesiąt godzin przed ostatecznym terminem rejestracji list wyborczych do wyborów samorządowych z list Prawa i Sprawiedliwości, na życzenie Romana Giertycha, "wycięto" secesjonistów, którzy wiosną tego roku opuścili LPR. Takie działania już wcześniej zapowiadał Wojciech Wierzejski, który na swoim blogu internetowym groził im, że - jak to określił - "pójdą na szczaw". Usunięty z listy kandydatów do Sejmiku Województwa Podlaskiego Zenon Dziedzic usłyszał, że "LPR zagiął na niego parol". Po wczorajszej publikacji "Naszego Dziennika" zaproponowano mu powrót na listę i miejsce w wyborach do Rady Miasta w Suwałkach. W większości przypadków korekta nie była już jednak możliwa. PiS zapowiada "rekompensatę" usuniętym z list w postaci synekur w spółkach samorządowych i skarbowych.
- Jestem zaniepokojony i zaskoczony uległością PiS wobec żądań wicepremiera Giertycha. Dzisiaj usuwa się lojalnych sojuszników PiS z list do samorządów, jutro może okazać się, że PiS pozostał na łasce i niełasce LPR i Samoobrony, które będą mnożyć żądania - powiedział nam wiceminister transportu Bogusław Kowalski (Ruch Ludowo-Narodowy).
A apetyty Romana Giertycha i Andrzeja Leppera, jak wskazują wydarzenia dosłownie ostatnich kilkudziesięciu godzin, są iście wilcze. - Giertych przyniósł około dziesięciu stron nazwisk wraz z uzasadnieniem. Nazwisk ludzi, których usunięcia domagał się z list wyborczych PiS. I postawił ultimatum: albo zostaną "skasowani", albo LPR wraz z Samoobroną poprą konstruktywne wotum nieufności - opowiada nam wiceszef klubu parlamentarnego PiS Tomasz Markowski.
Wcześniej Giertych spotkał się z Anną Sobecką i Gabrielą Masłowską, namawiając je, by opuściły Ruch Ludowo-Narodowy i wróciły do Ligi. I choć Giertych ostro publicznie atakował PiS za rzekomą "polityczną korupcję" przy okazji "Begergate" tu również - niczym przyszły szef rządu - szermował stanowiskami. - Powiedział mi, że gdybym została w LPR, to już na pewno byłabym w Ministerstwie Finansów, ale jeśli wrócę do jego ugrupowania, to dostanę posadę w Ministerstwie Budownictwa. Nie ministra, ale kierowniczą. Odrzuciłam jego propozycję, nie jestem zainteresowana współpracą z człowiekiem, do którego straciłam zaufanie - mówi Masłowska.
W trakcie spotkania, jak relacjonuje poseł, szef LPR zapowiedział, że ludzie Ruchu Ludowo-Narodowego i Ruchu Samorządowego, wskazani przez niego, zostaną usunięci z list PiS. Chwalił się też swoimi wpływami u premiera. - Opowiadał, że Kaczyński pytał go, czy usunąć z rządu wiceministra Bogusława Kowalskiego, ale on [Giertych - przyp. red.] wspaniałomyślnie zgodził się, by Kowalski został - stwierdza Masłowska.
Masłowska przyznaje, że o planach Giertycha wiedziała wcześniej. Nie podnosiła tego publicznie, licząc na to - jak twierdzi - że PiS nie ulegnie naciskom. - Pochwaliłam się w rozmowie z Giertychem, że będziemy mieli piąte miejsca w każdym województwie, a on zaczął się śmiać i powiedział, że nasze listy pójdą do kosza, że Brudziński do tego nie dopuści - mówi.
Na to, że takie listy "proskrypcyjne" LPR przygotowała, wskazywały wpisy na blogu internetowym Wojciecha Wierzejskiego, który sugerował w nich, iż niebawem RLN się rozpadnie.
Z kolei w trakcie prywatnej rozmowy z Anną Sobecką Roman Giertych, jak twierdzi posłanka, groził Radiu Maryja.
- To była prywatna rozmowa. Lider LPR powiedział w niej, że Radio Maryja zostanie zniszczone - twierdzi Sobecka.
Kilka miesięcy temu jeden z bliskich współpracowników Giertycha, Marian Brudzyński, w owym czasie członek Rady Politycznej LPR, założył w Płońsku "Komitet SOS dla Rodziny Radia Maryja" i posługując się tym szyldem, na łamach liberalnych mediów zaatakował Radio Maryja, nazywając je "fatalną ikoną polskiego katolicyzmu".
Wśród kilkudziesięciu osób, których usunięcia z list wyborczych domagał się szef LPR, dominują kandydaci do sejmików wojewódzkich, umieszczeni zgodnie z umową koalicyjną zawartą pomiędzy PiS a Narodowym Kołem Parlamentarnym (obecnie Ruchem Ludowo-Narodowym) na piątych pozycjach. To kandydaci zgłoszeni przez środowiska związane z wiceministrem transportu Bogusławem Kowalskim i poseł Anną Sobecką. Na "liście Giertycha" znaleźli się: wicemarszałek Sejmiku Województwa Wielkopolskiego Przemysław Piasta, radny województwa kujawsko-pomorskiego Maciej Eckardt, radny Sejmiku Województwa Podlaskiego Zenon Dziedzic czy były przewodniczący Rady Miasta Warszawy Jan Maria Jackowski. - To chodziło tylko o trzy, cztery osoby, które rzutem na taśmę chciały dostać się do PiS - bagatelizuje problem Joachim Brudziński, sekretarz generalny PiS.
Jak powiedzieli nam posłowie PiS, lista nazwisk była bardzo obszerna.
W ten sposób skutecznie uniemożliwiono start w wyborach samorządowych w województwie wielkopolskim Przemysławowi Piaście, któremu poznańskie PiS za "wkład w tworzenie koalicji" zaoferowało pierwsze miejsce na liście. Nie pomogła interwencja u władz centralnych wielkopolskich parlamentarzystów PiS oraz wojewody wielkopolskiego Tadeusza Dziuby. - Na Piastę nie zgadza się Giertych - usłyszeli odpowiedź.
- Przyjmuję to ze spokojem, nadal będę popierał rząd premiera Jana Kaczyńskiego, rząd Prawa i Sprawiedliwości; jestem zdania, że może on zrobić wiele dobrego dla Polski. To tyle tytułem komentarza - powiedział nam wczoraj Piasta. I choć samorządowiec nie chce komentować decyzji władz PiS, jest rozgoryczony. I nic dziwnego - to właśnie Piasta wespół z Eckardtem wiosną br. przemierzyli wzdłuż i wszerz Polskę, tłumacząc działaczom LPR konieczność poparcia rządu PiS, nawet za cenę wystąpienia z Ligi.
- Robiłem, co mogłem, by Maciej Eckardt znalazł się na liście w województwie kujawsko-pomorskim. Rozmawiałem, prosiłem. Okazało się, że na skreślenie z listy tego kandydata nalegał osobiście Wojciech Wierzejski. Dzwonił, esemesował, sprawdzał, czy na pewno Eckardt został usunięty - opowiada poseł Tomasz Markowski (PiS).
- Nazwisko Piasty pojawiło się dwa tygodnie temu, co do Eckardta - biorę odpowiedzialność na siebie. I jestem gotów ponieść za to konsekwencje - mówi Joachim Brudziński, sekretarz generalny PiS, który w rozmowie z nami przyznaje, że listę nazwisk Giertych rzeczywiście przygotował. Tylko że zdaniem Giertycha, miała to być lista nazwisk osób, które w ostatnich dniach opuściły Ligę. O usunięciu wskazanych osób z PiS Brudziński zadecydował bez konsultacji z liderami RLN czy Ruchu Samorządowego.
Usunięty z listy kandydatów do Sejmiku Województwa Podlaskiego Zenon Dziedzic usłyszał, że "LPR zagięła na niego parol". Po wczorajszej publikacji "Naszego Dziennika" sytuacja jednak się zmieniła. - Zadzwoniono do mnie z przeprosinami i zaproponowano miejsce do Rady Miasta w Suwałkach. Zgodziłem się - mówi Dziedzic.
Pytany o całą sprawę wicemarszałek Senatu Krzysztof Putra, który - jak ustaliliśmy - osobiście zaangażował się w to, by Dziedzic odzyskał miejsce na liście, uważa, że cała sprawa to problem, który "można rozwiązać". Ale na to już nie ma czasu, bo termin rejestracji list minął o północy.
- Funkcjonujemy w bardzo trudnej sytuacji koalicyjnej i staramy się budować kładkę porozumienia - tłumaczy wicemarszałek.
Słowom Sobeckiej zaprzecza Giertych. W przesłanym nam wczoraj oświadczeniu stwierdza, że poseł "podała kłamliwą informację o rzekomych planach "zniszczenia Radia Maryja". "Skierowałem sprawę pomówienia do Komisji Etyki Poselskiej oraz konsultacji prawniczych, celem ewentualnego skierowania sprawy na drogę postępowania sądowego" - napisał Giertych.
Wojciech Wybranowski

"Nasz Dziennik" 2006.10.14

Autor: wa

Tagi: PiS; LPR