Wiem, komu zaufałem
Treść
Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik
Z o. Zachariaszem Jabłońskim OSPPE rozmawia Małgorzata Pabis
Pięćdziesiąt lat kapłaństwa zapewne skłania do refleksji. Jak rodziło się Ojca powołanie?
– Rodziło się pomału w katolickiej rodzinie, gdzie mocny był kult Matki Bożej. Mój ojciec jako przewodnik prowadził pielgrzymki do sanktuariów maryjnych. Jako chłopiec byłem też ministrantem.
Od młodości imponowali mi paulini, którzy w 1952 roku powrócili po 80 latach do Brodowa. To był taki trudny czas, w którym komuniści zdecydowanie walczyli z Kościołem. Wówczas o. Kajetan Raczyński, przeor Jasnej Góry, jako wróg komunizmu był uwięziony. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie informacja usłyszana w radiu, że w uroczystości, jaka miała miejsce 26 sierpnia 1956 roku, kiedy Polacy złożyli Jasnogórskie Śluby Narodu, wzięła udział milionowa rzesza wiernych. Wśród nich byli także moi rodzice.
Kiedy zdecydowałem się, że zostanę paulinem, ojciec aprobował moją decyzję, a mama trochę mniej. Bała się, kto będzie kontynuował rodową linię… Zaryzykowałem jednak i wyjechałem z domu. Przed wyjściem powiedziałem do rodziny: „Jakbym nie wytrwał i odszedł z nowicjatu, to tak od razu do was nie przyjadę. Nie będę mógł szybko się pojawić”. Rodzina wzięła te słowa poważnie i któregoś wieczoru odwiedził mnie tata, bo ktoś mu powiedział, że widział mnie, jak jadę samochodem. Od razu przyjechał sprawdzić, czy jestem w zakonie. Byłem, więc spokojnie wrócił do domu.
Lata seminarium przebiegały w czasie, gdy w Polsce rządzili komuniści. Jasna Góra, Ojcowie Paulini zapewne byli pod szczególnym „nadzorem”…
– Były to bardzo trudne czasy, a komuniści przeszkadzali, jak mogli. Groziło zakonowi np. zabranie takiego dużego domu w Leśnej Podlaskiej, dlatego mnie i moich kolegów z filozofii przeniesiono właśnie tam. Wówczas też jeden z ojców wygłosił bardzo mocne kazanie i po nim w jakimś sensie nas aresztowano, robiono nam rewizje, naśmiewano się z nas. Ja byłem bibliotekarzem, więc mnie z kolei nakryto na tym, że w bibliotece były pozycje z okresu międzywojennego. Musiałem potem jeździć do Lublina na przesłuchania. Zapraszano nas i przetrzymywano po kilka godzin, żebyśmy „dojrzeli”, skruszeli„, nic nie mogliśmy jeść.
Pamiętam taką rozmowę i argumentację, bo raz zakończyła się dość niezwykle. Mój rozmówca ubowiec, który starał się mnie przekabacić, w pewnym momencie sam powiedział: ”Ja jestem człowiekiem wierzącym„. Potem tłumaczył się, że wierzy w słuszność idei i zaczął to na własny sposób argumentować, że byli cesarze, był Napoleon, byli inni władcy, był Hitler… Wówczas ja dodałem: ”Był Stalin„. I on już tego nie wytrzymał, i wyszedł. Zostawił mnie, więc niespokojnie czekałem. Po kilku godzinach przyszedł inny ubowiec i powiedział: ”Wolny, możesz wracać do domu„. To była taka mała przygoda klerycka, seminaryjna.
Przykładem komunistycznej represji było uwięzienie Obrazu Matki Bożej na Jasnej Górze…
– Jego peregrynacja w roku milenijnym miała szczególne znaczenie. W diecezjach organizowano świętowanie Milenium i zawsze był Obraz Matki Bożej. 2 września 1966 roku przewożono Obraz do Katowic. Zatrzymano samochód-kaplicę z Obrazem Nawiedzenia, którym jechał biskup pomocniczy z Katowic, w rejonie Lasu Bytomskiego. Pertraktacje długo trwały, ale władze nie ustępowały i kazano Obraz odwieźć na Jasną Górę. Byłem wówczas młodym kronikarzem. Przedstawiciele władzy, milicji poprosili przeora i przeor, idąc, prosił, bym mu towarzyszył. Przeor powiedział wtedy, że nie przyjmuje tego do wiadomości i nie może tego zagwarantować, bo właścicielem Obrazu jest Episkopat. Wtedy usłyszeliśmy, że jeśli się nie dostosujemy, to zostanie zamknięty klasztor Paulinów w Warszawie i seminarium w Krakowie. Pomimo tych gróźb przeor się nie uląkł. ”Dla Matki Bożej ponosiliśmy już różne ofiary i te także, jeśli trzeba będzie, przyjmiemy„. Jasna Góra była potem oblężona do 1972 roku, pilnowano Obrazu, żeby nie wyruszył znów w drogę. Pomimo takiej obstawy Obraz Matki Bożej został ”wykradziony„ przez śp. ks. Józefa Wójcika i Maryja w swoim Jasnogórskim Wizerunku znów ruszyła w peregrynację.
Kto był dla Ojca szczególnym autorytetem?
– Bardzo rozglądałem się, szukałem wzorców. Był taki ksiądz Marcin Popiel, którego odwiedzałem z kolegami. Patrzyłem na jego autentyczną posługę kapłańską. Każdy dzień rozpoczynał o czwartej nad ranem, modlił się. Dzięki jego postawie ludzie, z którymi żył, zaczęli się zmieniać, całe miasto Ostrowiec Świętokrzyski zaczęło się zmieniać.
Wspomnę też odważnych i dzielnych duszpasterzy akademickich. Potem właśnie ich wskazywałem klerykom, by od nich uczyli się kapłaństwa.
Moje studia na KUL, które podjąłem na prośbę generała zakonu, pokazywały ludzi bardzo ciekawych, m.in. Sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Pamiętam, że mi imponował. W mojej pamięci właśnie z jego osobą zapisało się takie wydarzenie. Kiedy generał paulinów chciał mnie wysłać na studia do Stanów Zjednoczonych, byłem raz przesłuchiwany na UB i tam mówili mi: ”Po co się z tym Blachnickim zadajecie? Jak możecie ulegać jego wpływom?„. Zaproponowano mi, że będą odbywać się ze mną spotkania, ale ja od razu powiedziałem, że będę to zgłaszał przeorowi. ”Po co od razu przeor musi wiedzieć?„ – padło pytanie. Wytłumaczyłem więc, że takie są zwyczaje zakonne, że przełożony jest informowany o gościach. Oczywiście, już nigdy nie miałem takich odwiedzin, choć różnie odczuwałem skutki swoich decyzji. Gorliwym i odważnym kaznodzieją był o. Krzysztof Kotnis, paulin – za wygłoszone kazanie naznaczone potępieniem ustawy aborcyjnej w 1966 roku został skazany na 3 lata więzienia. Przepowiadał, że Polska za kilkadziesiąt lat będzie krajem wymierającym. To profetyczne przepowiadanie potwierdza się dziś.
Ojca zawołanie to ”Wiem, komu zaufałem…„.
– Miałem świadomość, że moje kapłaństwo rodzi się z Bożego powołania. Jest łaską i na siebie do końca nie mogę liczyć. Ufałem więc Panu Bogu i to zaufanie przez całe życie starałem się podtrzymywać. Modliłem się o wytrwanie. Zawsze byłem wolnym człowiekiem, nie miałem lęku przed władzą. W młodości moi rodzice prowadzili mały sklepik, który był miejscem wielu spotkań. Mój ojciec prezentował bardzo jednoznaczną postawę, więc przeżyliśmy niejedną rewizję. To rodziło we mnie postawę odwagi, nie bałem się władzy. Czułem, że ona kiedyś musi się skończyć, przeminąć. I tak dożyłem obecnego czasu i boleję nad tym, że społeczeństwo nie potrafi w pełni korzystać z wolności, którą 25 lat temu wywalczyliśmy.
Staram się zawsze odnosić do wydarzeń, które aktualnie mają miejsce. Wiem, że ludzie oczekują tych wydarzeń. Uważam, że Kościół musi to robić, bo zawsze ma służyć Narodowi w tych momentach, w których coś się dzieje, które są trudne. Tak myślę. Dlatego kiedy wiem, że będę prowadził rozważanie przed Apelem Jasnogórskim, oglądam jeszcze wiadomości, by potem zareagować na to, co się dzieje. Nie bawię się w polemikę, ale staram się pokazać inny wymiar wydarzenia.
Jak Ojciec widzi swoją rolę na Jasnej Górze?
– Posługuję tak, jak mogę najlepiej. Wydaje mi się, że moje kapłaństwo jest tak najbardziej naznaczone poprzez posługę w konfesjonale, tu najbardziej doświadczam działania Bożego i jestem świadkiem przemiany serc i sumień ludzi.
Tu, na Jasnej Górze, uczymy się być nie tylko ludźmi Kościoła, ale uczymy się polskości. Zawsze mnie wzrusza, kiedy spotykam naszych rodaków, którzy żyją w innych krajach, a wciąż przyjeżdżają na Jasną Górę, aby się pomodlić, odnowić swoją więź z Panem Bogiem.
Jak Ojciec dziś patrzy na swoje kapłaństwo?
– Wyrażam swoje zdziwienie wieloma rzeczami, które się wydarzyły. Widzę, że Pan Bóg działał w moim życiu i wciąż działa. Teraz przeżywam taki czas, kiedy muszę liczyć na pomoc innych. Za to jestem Panu Bogu wdzięczny. Proszę też Pana Boga, abym dany mi jeszcze czas umiał sensownie wykorzystać, abym mógł dalej posługiwać ludziom. A na co Pan Bóg nam pozwoli, to czas pokaże.
Już jutro Ojciec będzie przeżywał szczególną uroczystość związaną z jubileuszem kapłaństwa…
– W kaplicy Matki Bożej odprawię dziękczynną Mszę Świętą. Zapowiedział swój udział w niej ks. abp Wacław Depo oraz wielu kapłanów. Wiem, że przyjadą na nią także moi parafianie ”skałeczni„. Przed tygodniem jubileuszową Mszę św. odprawiłem dla mojej rodziny i bliskich w Brdowie.
Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata PabisNasz Dziennik, 27 czerwca 2014
Autor: mj