Wielki protest Polaków
Treść
Ponad siedem tysięcy osób przeszło ulicami Wilna w obronie polskiego szkolnictwa narodowego.
Przyjechali głównie z Wileńszczyzny, ale nie tylko. Na każdym kroku podkreślają lojalność wobec państwa litewskiego, którego są pełnoprawnymi obywatelami. Ale chcą pielęgnować polskie tradycje, uczyć się swobodnie języka polskiego i przekazywać to dziedzictwo swoim dzieciom.
"Stop likwidacji oświaty mniejszości narodowych" i "Język ojczysty gwarancją jakości wiedzy" - pod tymi hasłami przeszła w sobotę ulicami Wilna wielka manifestacja Polaków w obronie narodowej oświaty. W marszu wzięło udział około 7 tys. osób - rodziców z dziećmi, nauczycieli, zwykłych osób. Demonstranci przeszli spod siedziby litewskiego parlamentu pod budynek Rady Ministrów na dawnym placu Elizy Orzeszkowej. Lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie Waldemar Tomaszewski wskazał w tym miejscu na wielką, historyczną analogię, odwołując się do walki polskich uczniów i ich rodziców z pruskimi germanizatorami. - W Wielkopolsce dzisiaj dzieci mówią po polsku, tak będzie również na Wileńszczyźnie - zapewniał tłum manifestantów, którzy w sobotę specjalnie przyjechali do Wilna.
To nie pierwszy protest przeciw dyskryminacyjnej ustawie oświatowej, która ma na celu stopniową likwidację szkolnictwa mniejszości narodowych na Litwie i lituanizację kolejnego pokolenia Polaków zamieszkującego Wileńszczyznę. Jak zapewniają rodzice i uczniowie, młodzież chce się kształcić po polsku. To dla nich nie tylko gwarancja zachowania tożsamości narodowej, ale również najlepszego wykształcenia i startu w dorosłe życie zawodowe. W tym studia wyższe.
Zostawcie nam szkoły
- Bardzo dobrze, że taka manifestacja się odbyła. Ci Litwini są od pewnego czasu niemożliwi, mój mąż też tam poszedł. To bardzo ważna sprawa - zapewnia nas jedna z uczestniczek demonstracji, z którą rozmawiamy już po zakończeniu marszu. Jednak Polacy stanowiący tak naprawdę większość zamieszkującą Wileńszczyznę deklarują chęć całkowicie pokojowego współżycia z Litwinami, Żmudzinami czy Rosjanami. Porozumiewają się płynnie w trzech, a nawet czterech językach. Wbrew propagandzie nie ma zjawiska alienacji. Polacy nie tylko rozmawiają po polsku i litewsku, ale również po rosyjsku czy białorusku. Młodzież od wielu lat powszechnie uczy się języka angielskiego czy niemieckiego. I to właśnie starali się podkreślać organizatorzy sobotniego protestu. Ale zdecydowaną większość protestujących stanowili Polacy i to na nich spoczywał organizacyjny ciężar akcji.
- To nasz obywatelski protest przeciw reformie oświatowej, z którą wielu ludzi nie może się pogodzić. W dzisiejszej manifestacji biorą udział nie tylko młodzież i pracownicy szkół mniejszości narodowych, ale także nauczyciele ze związków narodowych oświaty. Wszyscy oni odczuwają negatywne skutki reformy oświatowej - mówił w imieniu organizatorów Albert Narwojsz z Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie. Podkreślał, że sobotni protest był akcją ogólnolitewską rodziców, nauczycieli i uczniów w rocznicę uchwalenia dyskryminacyjnej ustawy oświatowej. - To protest w obronie godności ludzkiej i honoru narodowego. Dotychczas zignorowano nasze prośby, 60 tysięcy podpisów, jakie złożyliśmy w proteście przeciw tej ustawie - tłumaczy Józef Kwiatkowski, prezes Stowarzyszenia Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie "Macierz Szkolna". W podobnym tonie wypowiadał się lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie europoseł Waldemar Tomaszewski. Jego wystąpienie przyjęto owacją. - To nie jest akcja przeciwko Litwie, to protest przeciwko obecnej liberalno-konserwatywnej koalicji - oświadczył, przemawiając na wiecu pod gmachem litewskiego rządu. Rzeczywiście zmiany w systemie edukacyjnym nie dotykają tylko szkół mniejszości narodowych, ale zasadniczo wszystkich Litwinów. Stąd obecność na marszu przedstawicieli środowisk oświatowych, nauczycieli skupionych w litewskim Związku Zawodowym Pracowników Oświaty. W złożonej w siedzibie rządu wspólnej rezolucji przeciwko reformie domagają się nie tylko wycofania zmian uderzających w szkoły mniejszości narodowych, ale również poprawy jakości kształcenia. Chodzi m.in. o zaprzestanie zamykania szkół wiejskich, zwiększania liczby uczniów w klasach i odbierania środków finansowych szkołom z powodu szczuplejszych klas. Nauczyciele chcą również zwiększenia pensum do 18 godzin i poprawy warunków płacowych. Oświadczamy, że absolwenci szkół mniejszości narodowych mają dobrze opanowany litewski język państwowy, pomyślnie zdają egzaminy maturalne ze wszystkich przedmiotów w języku litewskim i pomyślnie kontynuują naukę na wyższych uczelniach" - napisali nauczyciele w rezolucji. Tymczasem zgodnie ze znowelizowaną ustawą oświatową w ciągu dwóch lat uczniowie dziesięciu klas szkół polskich muszą opanować program, na przerobienie którego uczniowie szkół litewskich mieli 10 lat. Stanowi to 800 godzin różnic programowych w porównaniu z uczniami ze szkół litewskich.
Jan Mincewicz, wicemer okręgu wileńskiego odpowiedzialny za oświatę, mówi wprost: ustawa oświatowa ma na celu wynarodowienie Polaków. I wskazuje na głosy polityków litewskich sugerujących, że jeśli się komuś życie na Litwie nie podoba, to ma możliwość wyjazdu. - Mówią to ci, którzy tutaj sami niedawno przyjechali. Ale my nie rzucimy ziemi, skąd nasz ród, nie damy pogrześć mowy, nie damy, by nas gnębił wróg - recytował Mincewicz. - Tak nam dopomóż Bóg - odpowiedzieli demonstranci. Odwołał się również do najważniejszej dla wileńskich Polaków instancji. - Wczoraj w Ostrej Bramie odprawiono kolejną Mszę św. w intencji naszej sprawy z prośbą zaniesioną do Matki Bożej o nasze zwycięstwo - mówił do zgromadzonych. I odwołał się do postaci kardynałów Augusta Hlonda i Stefana Wyszyńskiego, wskazując, że zwycięstwo przyjdzie przez Maryję. - My też z takim samym hasłem idziemy w swoją walkę. Wiemy, że także zwycięstwo na pewno przyjdzie przez Maryję - mówił Mincewicz.
Bez ekscesów
Wbrew histerycznym i napastliwym atakom litewskiej prasy manifestacja przebiegała spokojnie. Manifestanci nieśli papierowe chorągiewki z polskimi barwami narodowymi, a także symbolem AWPL, ale były też flagi litewskie oraz transparenty zarówno w języku polskim, jak i litewskim. Na jednym z nich ktoś napisał: "Tylko matoły likwidują polskie szkoły". Przed rozpoczęciem manifestacji mały ferment wywołał Aleksander Pruszyński, działacz Związku Polaków na Białorusi. Nie podobało mu się, że tuż przed rozpoczęciem marszu dowódca oddziałów policji przemawiał przez megafon do jego uczestników po litewsku. - Ten pułkownik mówi do ludzi po litewsku, ale doskonale zna polski, wie, że są tutaj tysiące Polaków, dlaczego mówi po litewsku? To po prostu brak szacunku i kultury wobec zgromadzonych - podkreślał syn pisarza Ksawerego Pruszyńskiego, dziennikarz prasy polonijnej.
Choć sobotni protest miał niezwykle spokojny charakter, zabezpieczał go silny kordon policji. Powodem obecności wzmocnionych sił był udział 50-osobowej grupy z Polski. Robert Winnicki, szef Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, rozdał polskim i litewskim dziennikarzom oświadczenie, w którym apelował do Litwinów o poszanowanie praw Polaków do zachowania tożsamości narodowej jako warunku rozwoju współpracy między obydwoma państwami. W drodze do Wilna, tuż po przekroczeniu granicy, zatrzymano i zrewidowano również samochód, w którym poruszali się korespondenci "Naszego Dziennika". Policjanci nie ukrywali, że interesowały ich wszelkiego rodzaju grupy udające się tego dnia na wileński protest Polaków.
Problemy, na które zwracają uwagę mieszkający na Litwie Polacy, są poważne. Dzisiaj mają prawo do pisania swojego imienia i nazwiska po polsku tylko na nagrobkach. Łatwo można je zobaczyć, mijając lokalne cmentarze. Polski język w dokumentach, urzędach czy miejscu pracy jest zakazany. Został nawet wyeliminowany z opisów przedstawiających unikatowe i związane z historią Polski zabytki. Wilno to jednak miasto kilku języków. Mimo oficjalnego i odgórnego lituanizowania nazw miast, wsi, ulic i imion oraz nazwisk język polski jest powszechnie rozumiany i używany. Doświadczy tego każdy, kto próbuje coś kupić w sklepie czy zapytać o drogę przechodnia na ulicy w Wilnie. Jednak od czasu wyrwania się Litwy spod kurateli Moskwy i odzyskania niepodległości przez to państwo wszelkie ślady polskości są systematycznie rugowane z przestrzeni publicznej przez rządzące Litwą partie polityczne. Dzieje się tak wbrew polsko-litewskiej umowie międzypaństwowej oraz konwencjom międzynarodowym, do których przestrzegania zobowiązały się władze Litwy, decydując się przystąpić do struktur Unii Europejskiej. Wszystkie kolejne ekipy rządzące w Polsce problem ten brały w nawias, stawiając na pierwszym miejscu strategiczne partnerstwo i budowę dobrych relacji międzypaństwowych. Zdaniem posła Artura Górskiego (PiS), wiceszefa Zgromadzenia Parlamentarnego Sejmu i Senatu RP i Sejmu Republiki Litewskiej, państwo polskie powinno aktywnie uczestniczyć w sprawach litewskich Polaków, którzy dopominają się o swoje prawa i o zwrot ziemi przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. - Należy przypominać w Radzie Europy, że Litwa nie przestrzega Konwencji Ramowej RE o ochronie mniejszości narodowych, i domagać się wyegzekwowania wykonania zapisów Konwencji, w tym przez uchwalenie na Litwie ustawy o mniejszościach narodowych, która zagwarantuje ich podstawowe prawa - podkreśla poseł. W jego ocenie, należy również domagać się od wysokiego komisarza OBWE ds. mniejszości narodowych, aby stale monitorował działania Litwy wobec mniejszości, a także podnosić problemy litewskich Polaków w Parlamencie Europejskim. - Chodzi o to, by politycy w Europie nie mogli powiedzieć, że nic nie wiedzieli o dyskryminacji polskiej mniejszości na Litwie - wyjaśnia Górski.
Dotychczasowe, rachityczne działania w tej sprawie nie przynosiły spodziewanych rezultatów. Przez lata brakowało konsekwentnej presji ze strony Warszawy. Problemy naszych rodaków na Litwie były ignorowane. Ochłodzenie w relacjach polsko-litewskich, z jakim mamy obecnie do czynienia, również nie doprowadziło do konstruktywnych zmian.
Spektakularna wizyta Donalda Tuska we wrześniu ubiegłego roku nie przyniosła nic, jeśli chodzi o zmianę sytuacji Polaków z Wileńszczyzny.
Maciej Walaszczyk, Wilno
Nasz Dziennik Poniedziałek, 19 marca 2012, Nr 66 (4301)
Autor: jc