Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wielki Polak Eugeniusz Kwiatkowski

Treść

Z ks. bp. dr. Edwardem Frankowskim, biskupem "Solidarności" i wykładowcą katolickiej nauki społecznej, rozmawia Mariusz Bober Rząd Donalda Tuska przeforsował niedawno tzw. specustawę stoczniową, która prowadzi do "zaorania" stoczni. Jeśli tak się stanie, rząd przyczyni się do likwidacji jednych z największych zakładów, dających pracę tysiącom ludzi w całej Polsce. Jak Ksiądz Biskup ocenia te decyzje z punktu widzenia troski o dobro wspólne? - To bardzo skomplikowany problem, choć kłopoty polskich stoczni są tylko wierzchołkiem góry lodowej. Jest to dzwonek alarmowy ostrzegający przed katastrofą całej polskiej gospodarki. Zasady katolickiej nauki społecznej mówią konkretnie o takich sytuacjach. Tymczasem obecny rząd nie zamierza wykorzystać nawet tych możliwości, które posiada, by ratować te przedsiębiorstwa, ale dąży do ograniczenia ich działalności, a nawet likwidacji. A przecież te dwie stocznie dają pracę ok. 90 tysiącom pracowników tych zakładów i firm kooperujących z nimi. Uległość rządu wobec urzędników Unii Europejskiej musi bulwersować, szczególnie gdy dowiadujemy się, że bogate państwa unijne wspierają swoje gospodarki wielomiliardowymi dotacjami. Wielki Polak Eugeniusz Kwiatkowski, twórca Centralnego Okręgu Przemysłowego i inicjator budowy portu morskiego w Gdyni, dziś chyba umarłby z przerażenia, gdyby zobaczył, co obecne władze robią z jego dziełem i pracą innych ludzi, którzy włożyli swoje serce w budowę polskiej gospodarki na Wybrzeżu. Która teraz jest niszczona w wolnej Polsce... - Właśnie. Dzięki takim Polakom jak Eugeniusz Kwiatkowski czy m.in. inż. Tadeusz Wende, który zaprojektował i nadzorował budowę portu w Gdyni, to miasto już w 1938 r. stało się jednym z największych i najnowocześniejszych portów w Europie. Gdyński port obsługiwał blisko połowę polskiego handlu zagranicznego. Obok niego szybko rozrastało się miasto, które już w 1939 r. miało 120 tys. mieszkańców. Tymczasem obecnie ludzie odpowiedzialni za dobro wspólne Narodu lekceważą elementarne zasady nauki społecznej Kościoła mówiące, że państwo ma obowiązek wspierać aktywnie politykę pracy, a więc wszelkie posunięcia, które umożliwiają wzrost zatrudnienia poprzez rozwijanie różnych obszarów produkcji. Państwo powinno też pomagać przedsiębiorstwom w sytuacjach kryzysów, jak stwierdza Kompendium Katolickiej Nauki Społecznej (nr 291). Niektórzy posłowie PiS zarzucają związkom zawodowym ze stoczni szczecińskiej i gdyńskiej, że wręcz sprzedali swoje zakłady pracy za odprawy. Czy to słuszne zarzuty? - Rzeczywiście ich postawa jest niezrozumiała, zwłaszcza NSZZ "Solidarność". Powiedziałbym nawet, że jest to działanie wbrew istocie i naturze związków zawodowych. Widać, że one zaczynają się gubić w nowej sytuacji, jaka zaistniała w Polsce. Organizacje związkowe mają służyć dobru wspólnemu poprzez realizację właściwego im celu. Są konstruktywnym czynnikiem porządku społecznego i solidarności społecznej, a więc są nieodzownym elementem życia Polaków. Prawdziwa solidarność między pracownikami w takich sytuacjach jak ta, którą omawiamy, jest - jak nigdy dotąd - aktualna i niezbędna. Związkowcy powinni dbać nie tylko o warunki życia i pracy swoich członków zatrudnionych w przedsiębiorstwach, ale też kształtować świadomość społeczną pracowników, aby poczuli się odpowiedzialni za przyszłość swojej matki-żywicielki, którą jest stocznia. Powinni czuć się aktywną częścią dzieła gospodarczego i społecznego rozwoju i aktywnie budować dobro wspólne, jakim są ich zakłady pracy. Związek zawodowy i inne formy zrzeszania się pracowników powinny podjąć zadanie współpracy z innymi podmiotami społecznymi i interesować się sprawami publicznymi. Organizacje związkowe mają obowiązek wpływać na władze polityczne, aby należycie uwrażliwiać je na potrzebę pracy i potrzeby zakładów pracy i realizować zadania na rzecz realizacji praw pracowniczych. Dziś może przeszkadzają w tym m.in. powiązania między niektórymi związkami i partiami politycznymi? - Oczywiście trzeba wziąć też pod uwagę, że związki zawodowe nie mają charakteru partii politycznych. Nie powinny również podlegać partiom politycznym ani ulegać ich decyzjom, nawet tych, które sprawują władzę, jeśli widzą, że działalność partyjna godzi w interes zakładu pracy albo wręcz go niszczy. W takiej bowiem sytuacji łatwo tracą łączność z ich właściwym zadaniem, czyli zabezpieczeniem słusznych uprawnień ludzi pracy. Nie chodzi tu bowiem tylko o prawo do wynagrodzenia, ale też o prawo do miejsca pracy, do zakładu pracy. Dlatego związki zawodowe mają obowiązek zabezpieczyć miejsca pracy, tym bardziej że te stocznie bardzo dobrze wcześniej prosperowały. Można było postępować tak, jak na Zachodzie, gdzie państwo w sposób konstruktywny pomagało zagrożonym zakładom. Przecież obecnie państwa pomagają bankom i nie ma z tym problemów. A co z zakładami pracy, które całe pokolenia pracowników tworzyły, pracując w pocie czoła? Dziś mają być po prostu zlikwidowane? Dlatego współczesna sytuacja społeczno-ekonomiczna, która charakteryzuje się zachodzącymi bardzo szybko procesami globalizacji, powinna zmuszać związki zawodowe do nowych form działalności, do poszerzania zakresu swojego solidarnego działania w taki sposób, by chronić także tych pracowników, którzy pracują na podstawie nietypowych kontraktów, np. umów na czas określony, a przede wszystkim, by osłaniać wszystkich pracowników, gdy jest zagrożony ich byt materialny przez utratę miejsca pracy. Dlatego związki zawodowe powinny podjąć działania zmierzające do ponownego odkrycia podmiotowości pracy i troski o swoje zakłady. Po prostu powinny być bardziej aktywne i odpowiedzialne. Obecny rząd uważa, że nie może zbytnio ingerować w wolny rynek, taki jest zresztą zarzut Komisji Europejskiej, iż władze Polski udzieliły stoczniom takiej pomocy publicznej, która jakoby narusza konkurencję na unijnym rynku... - Ale przecież inne rządy zachodnioeuropejskie ingerują w rynek, tylko nasz nie chce ingerować, a chce kapitulować. Widać więc także niekonsekwencję Komisji Europejskiej... - Dokładnie. W tym miejscu trzeba chyba wyjaśnić pewne rzeczy, ponieważ katolikom w Polsce trudno zrozumieć to, co się obecnie dzieje. Często bowiem w Polsce powtarza się, że mamy wspólne korzenie w ramach chrześcijańskiej Europy. To jest prawda, ale prawdą jest też, iż do tradycji europejskich należy również niewolnictwo oraz imperialny kolonializm. Przecież Polacy już byli w niewoli agresywnych sąsiadów. Właśnie dlatego, że my nie robiliśmy tego, co robiły inne państwa zachodnie, nie mamy w sobie takiej agresji, zaborczości jak na Zachodzie. Dlatego trzeba tłumaczyć młodym pokoleniom, aby Polak znów nie był mądry po szkodzie, iż prawie cała Europa Zachodnia przez wieki bogaciła się kosztem wyzysku kolonialnego. Ta spuścizna powstrzymywała rozwój całych kontynentów. Postawa zaborczości będzie jeszcze długo trwać w ich psychice i kulturze, zapewne przez wiele następnych pokoleń. Stąd bierze się także dziś ich dążenie do dominacji, zwłaszcza nad państwami, które wydają się słabe i bezbronne, bo nie mają dobrych gospodarzy. Ponadto obecne procesy globalizmu stwarzają nową, świetną dla nich sposobność do tworzenia neokolonializmów w oparciu o lansowanie fałszywej ideologii rynkowej, na której użytek pracują m.in. duże media, ale też naukowcy i politycy, przy zaangażowaniu ogromnych pieniędzy wykładanych przez wielkie koncerny. Dlatego ci ludzie domagają się zniesienia interwencjonizmu państwowego, ograniczeń i regulacji, propagują dziką, złodziejską prywatyzację. Wykorzystują też możliwości potężnego nacisku, zwłaszcza na rząd polski, by poddał się ideologii liberalnej i nieprzytomnie otwarł swoje granice na wpływy ponadnarodowych koncernów... ...pozwalając na nieuczciwą konkurencję? - Nie tylko. W ten sposób władze pozwalają również na ingerencję przez te koncerny w wewnętrzne sprawy państwa, które jest przecież suwerenne. Mocno akcentuje to pan prof. dr hab. Włodzimierz Bojarski, mówiąc, że tworzenie tych dużych koncernów odbywa się często przez wykupywanie mniejszych firm i niszczenie konkurencji albo przenoszenie produkcji do innych krajów, gdzie jest tańsza siła robocza. Często są to przecież koncerny, których majątek przekracza dochody naszego państwa czy innych średnich krajów. Te firmy przejmują kontrolę nad majątkiem narodowym, niszczą warstwę średnią, która wszędzie jest podstawą demokracji. W ten sposób następuje osłabienie tradycyjnych struktur państwowych, ubożenie finansów państwa, a także osłabia się patriotyzm elit politycznych, a wzmacnia uzależnienie krajów od obcego biznesu. Powoduje to wzrost korupcji i innych patologii, przyczynia się to również do wzrostu zadłużenia państw. Dochodzi do tego, że wielkie koncerny mogą doprowadzić do ruiny całego kraju, jeśli jest to dla nich wygodne. W ten sposób tworzy się struktury rządu światowego, kosmopolitycznego, ateistycznego, któremu przeszkadza chrześcijańska Europa i katolicka Polska. Szerzy się nachalna i wszechobecna wulgarna reklama, która zaśmieca życie społeczne i umysłowe. W ten sposób następuje upadek tradycyjnej moralności i lokalnych kultur. Zmierza to w kierunku szerzenia polityki antynatalistycznej, niszczenia małżeństw, a nawet podsycania nienawiści religijnych i konfliktów narodowościowych. Atakowany jest Kościół katolicki i podejmowane są próby zniszczenia ducha narodowego i podważenia pozycji naszego kraju w świecie. Groźba upadku stoczni w Szczecinie i Gdyni ma znaczenie także symboliczne i historyczne, bo przecież uczestniczyły one w wielkim ruchu "Solidarności", której Ksiądz Biskup był wieloletnim opiekunem. Czy to nie ironia losu, że rząd, który odwołuje się właśnie do dziedzictwa "Solidarności", staje się grabarzem stoczni? - Słuszna uwaga. Na tej samej zasadzie ludzie, powołujący się na chrześcijaństwo, niszczą je. W tym przypadku rękami związkowców chce się zniszczyć związki zawodowe. Dzisiejsze procesy globalistyczne prowadzą do osłabienia roli związków zawodowych, zwłaszcza NSZZ "Solidarność". Dziwię się, iż one tego jeszcze nie dostrzegają. Znamienne jest, że jeśli w USA w latach 70. do związków należało ok. 70 proc. pracowników, to dziś jest to tylko ok. 10 procent. Podobnie sytuacja wygląda w Polsce. Dlatego tym bardziej potrzebna jest praca formacyjna, która powinna uświadomić wszystkim członkom związków zawodowych to, czego uczyli się, gdy powstawała "Solidarność". Dziś brakuje takiej pracy formacyjnej, rzetelnej, opartej na nauczaniu Ojca Świętego Jana Pawła II i katolickiej nauce społecznej. Przychodzą bowiem młode pokolenia, które nie uczestniczyły w tworzeniu "Solidarności" i nie mają tej formacji, którą mieli ich starsi koledzy, prześladowani w okresie stanu wojennego. Mówi się, że od 800 tys. do nawet miliona ludzi zostało zmuszonych do wyjazdu z kraju w stanie wojennym tylko dlatego, iż byli wspaniałymi, ideowymi związkowcami. Mówiono im: albo do więzienia, albo za granicę. Dlatego "Solidarność" została poważnie osłabiona, tym bardziej że część jej działaczy udało się skorumpować. Ponadto ruch był rozbijany od środka przez agentów. Dlatego dziś trzeba ogromnej pracy. Trzeba się zastanowić, jak pomóc tym pracownikom, by rozumieli, jak być wolnym i odpowiedzialnym człowiekiem. Co robić? Po prostu trzeba mówić prawdę, "a prawda nas wyzwoli". Widać już, że Polacy zaczynają rozumieć, co się dzieje, i coraz bardziej uświadamiają sobie, że to jest nasza wspólna, polska sprawa. Zaczynają wyciągać wnioski z konkretnych wydarzeń. Bardzo ważną rolę odgrywają w tym Radio Maryja, Telewizja Trwam i "Nasz Dziennik", które w tym okresie niszczenia wszystkiego, co polskie, bronią polskiej racji stanu. Uczą widzieć, oceniać i działać zgodnie z ewangelicznymi zadaniami społecznymi, głoszonymi przez katolicką naukę społeczną. Prace geotermalne w Toruniu są konkretną realizacją społecznej nauki Kościoła. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-12-15

Autor: wa