Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Wielki pianista" mniejszego formatu

Treść

W warszawskiej Filharmonii Narodowej wystąpił z recitalem kanadyjski pianista Marc-Andre Hamelin. W jego wykonaniu usłyszeliśmy trzy ostatnie sonaty Ludwika van Beethovena. Te arcydzieła muzyki fortepianowej "Geniusz z Bonn" skomponował pod koniec swojego życia. W tym czasie był już chory i nic nie słyszał.
Na początek zabrzmiała XXX Sonata E-dur op. 109. Hamelin grał równo, ładnie i w pewnym sensie muzykalnie. Jednak od początku w jego grze uderzał brak zrozumienia muzyki Beethovena. To odczucie nie opuściło mnie do końca wieczoru. W grze Hamelina brakowało czasu, a jego interpretacja była zbyt miękka i ospała. Płynne legato i kojący dźwięk lepiej pasowałyby do muzyki Schumanna lub Mendelssohna. Beethoven potrzebuje przestrzeni, rozpiętości, kontrastu. Jego piano powinno być spokojne, bardziej uduchowione, a forte - burzliwe niczym fale morskie uderzające o skały lub ścianę falochronu. Piękny fragment pod koniec tego dzieła - modlitwę - artysta odegrał zupełnie bez wyczucia.
Nie lepiej było w XXXI Sonacie As-dur op. 110. Hamelin grał beznamiętnie. Jego muzykowanie nie było uduchowione, brakowało głębi. "Gra Beethovena za grzecznie. Tej muzyki nie można grać dyplomatycznie. Bo czy może być dyplomatą ktoś, kto o coś pyta wprost?" - zastanawiałem się. To właśnie robi Beethoven! I chwała mu za to! To pytanie to pukanie gdzieś wyżej! Poszukiwanie...
W Allegro molto Marc-Andre Hamelin nie potrafił wzbudzić napięcia. Miał na to jeszcze szansę w ostatniej części sonaty, ale "Klagender gesang" - "Pieśń skargi" - zabrzmiała zbyt pozytywnie, za śpiewnie. Skarżymy się zazwyczaj smutno. Wyszedłem na przerwę z przekonaniem, że Hamelin nie czuje Beethovena. "Może to kwestia osobowości" - zastanawiałem się, osładzając gorzkie myśli kawałkiem waniliowej chałwy.
Po przerwie XXII Sonata c-moll op. 111. Została zagrana poprawnie technicznie, ale muzycznie brakowało jej myśli i wystąpił pewien interpretacyjny bałagan. "Hamelin znowu nie opowiada, ale czemu miałoby się to nagle zmienić" - myślałem. Momentami było to granie studenckie. Równo i poprawnie. Nic więcej. Mało szlachetnie. A przecież ta sonata to ostateczna synteza tego wszystkiego, co Beethoven miał ludziom do powiedzenia. "Hamelin nie był najlepszym jego posłańcem" - myślałem, wychodząc z filharmonii. Mój wzrok padł na afisz zapowiadający zakończony przed momentem recital. "Marc-Andre Hamelin 'Wielcy pianiści'". "Mniejszego formatu" - dopowiedział szum przejeżdżającego samochodu. Spojrzałem na niebo. Nie dane mi było uczynić tego jeszcze chwilę wcześniej.
Klaudiusz Pobudzin

"Nasz Dziennik" 2006-02-10

Autor: ab