Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wielka gra o tytuł

Treść

Czy w niedzielę w Krakowie rozstrzygną się losy piłkarskiego mistrzostwa Polski? Nie, ale na pewno wynik szlagierowego pojedynku między Wisłą a Legią Warszawa odegra gigantyczną rolę w wyścigu o tytuł. Zwycięzca zbliży się do niego o krok, remis ucieszy innych, Lecha Poznań i GKS Bełchatów.

Mecze Wisły z Legią zawsze były wydarzeniem, niezależnie od stawki i aktualnej pozycji obu wielkich rywali. Tym razem spotkanie może zadecydować o mistrzostwie kraju, nic dziwnego, że skupia na sobie uwagę całej piłkarskiej Polski. Na razie bliżej celu jest Legia, która po 26 kolejkach prowadzi w tabeli, z przewagą dwóch punktów nad Wisłą, trzech nad Lechem i czterech nad Bełchatowem. Gdyby jutro wygrała, znalazłaby się w doskonałej sytuacji i praktycznie zapewniła sobie tytuł. Warszawiacy mają tego świadomość, nic dziwnego, że nie zamierzają pod Wawelem grać o remis - który również ucieszyłby Jana Urbana. Trener legionistów nie po to wpajał swoim podopiecznym ofensywny styl gry, by teraz, w najważniejszym być może starciu sezonu, nakazać im bronić swojej bramki i koncentrować się tylko na defensywie. - Zagramy odważnie, do przodu, o zwycięstwo - deklaruje szkoleniowiec. Urban nie będzie mógł desygnować do gry zawieszonego za nadmiar żółtych kartek Jakuba Rzeźniczaka, ale poza tym ma do dyspozycji wszystkich najlepszych. Liczy przede wszystkim na Jana Muchę, najlepszego bramkarza ligi, który był bohaterem jesiennego meczu obu drużyn, kreatywnego i nieszablonowego Rogera oraz nieobliczalnego Takesure Chinyamę, zdolnego zagrać genialnie i... katastrofalnie. Urban jest przekonany, że tym razem wielka stawka zmobilizuje reprezentanta Zimbabwe, mierzącego w koronę króla strzelców. Pod Wawelem znakomity (i chimeryczny) napastnik będzie chciał pokazać, że mu się ona należy. Ogromna odpowiedzialność spocznie także na barkach jego rodaka Dicksona Choto, który "zaopiekuje" się najlepszym graczem ligi Pawłem Brożkiem. Legia wie, że remis będzie dla niej dobrym wynikiem, ale zamierza zagrać o pełną pulę. Dla widzów to fantastyczna nowina.
Ofensywnie, z jedną tylko myślą, by wygrać, poczynać będzie sobie także Wisła. Futbol "na tak" tkwi zresztą w jej naturze, nie potrafi grać inaczej, zresztą nie może. "Biała Gwiazda" musi jutro wygrać, wie o tym doskonale. - Mam nadzieję, że wreszcie dopisze nam szczęście, które w tym sezonie za bardzo nam nie sprzyjało - nie kryje Maciej Skorża. Ale oczywiście swej wiary w sukces nie uzależnia od szczęścia. Trener Wisły jest przekonany, że jego podopieczni są piłkarsko lepszą drużyną i na boisku udokumentują swoją wyższość. - Zagramy jak zawsze, zaatakujemy od pierwszej minuty, by stworzyć jak najwięcej sytuacji - mówi, świadomy, że skuteczność nie była ostatnio najsilniejszą stroną drużyny spod Wawelu. Choćby przed tygodniem w Gliwicach krakowianie oddali kilkanaście strzałów, zdobywając tylko jedną bramkę. Wisła wystąpi jutro bez kontuzjowanego Marcina Baszczyńskiego, to spora strata. Poza nim wszyscy zawodnicy są zdrowi i aż palą się do gry. Szczególnie Paweł Brożek walczący z Chinyamą o koronę najlepszego snajpera ligi. - Na pewno nasz pojedynek będzie dodatkowym "smaczkiem", chciałbym zostać królem strzelców, ale najważniejsze, abyśmy wygrali - przyznaje zawodnik.
Jutrzejszy mecz ma wielką wagę, ma też mnóstwo podtekstów. Choćby wspomniane starcie Brożka z Chinyamą czy taktyczna rywalizacja Skorży i Urbana, uważanych za najzdolniejszych trenerów młodego pokolenia w Polsce. Na razie liderem jest Legia, jest pod mniejszą presją, bo remis ją zadowoli. Wisła posiada jednak niebagatelny atut własnego boiska, wydaje się przy tym znajdować w nieco lepszej dyspozycji. Ostatnio gra ładniej dla oka, jej zawodnicy są zaprawieni w bojach o wielką stawkę. Legia ma najlepszego bramkarza ligi, Wisła najlepszego napastnika. Jesienią Brożek raz pokonał Muchę, ale w kilku innych sytuacjach Słowak spisywał się rewelacyjnie. Być może o sukcesie zadecyduje postawa drugiej linii, warszawiacy mają trzech szalenie kreatywnych pomocników: Rogera, Macieja Iwańskiego i Piotra Gizę, krakowianie Radosława Sobolewskiego, bywającego murem nie do przejścia. Wynik trudno przewidzieć, może wiślacy mają malutką przewagę (tak 51:49), ale jutro na Reymonta wszystko może się zdarzyć. Jeśli obie drużyny zagrają tak, jak zapowiadają, czyli otwarcie, możemy być świadkami fantastycznego spektaklu i prawdziwego meczu sezonu.
Zwycięzca zrobi ważny krok na drodze do tytułu. Legia, wygrywając, praktycznie zapewni sobie sukces. Remis ucieszy Lecha, który dziś zagra (o pełną pulę) na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław, i Bełchatów - walczący na boisku stołecznej Polonii.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-05-09

Autor: wa