Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wielka gra o tytuł

Treść

Jutrzejszy mecz piłkarzy Wisły Kraków i Lecha Poznań może zadecydować o mistrzostwie Polski. Może, bo gdy gospodarze zgarną komplet punktów, już raczej nic i nikt nie zatrzyma ich w drodze do tytułu. Jeśli jednak po pełną pulę sięgnie "Kolejorz", nie wyprzedzi wiślaków w tabeli, ale stanie się murowanym kandydatem do korony.
Przewodząca ligowcom Wisła zgromadziła na razie cztery punkty przewagi nad Lechem. Siedem "oczek" mniej od krakowian ma Ruch Chorzów, osiem - Legia Warszawa. Do zakończenia sezonu pozostało jeszcze tylko sześć kolejek, podczas których można zyskać osiemnaście punktów. Oznacza to, że w wyścigu o tytuł liczy się praktycznie tylko dwóch wielkich rywali. I jutro, na stadionie Hutnika, zmierzą się w bezpośrednim meczu - być może już o tytuł. Faworyta trudno wskazać. Atut własnego boiska przemawiałby za krakowianami, gdyby faktycznie mogli grać u siebie. Stadion przy Reymonta wciąż jest wielkim placem budowy, drużyna musi zatem wynajmować obiekt Hutnika. To i tak sytuacja korzystniejsza niż jesienią, gdy Wisła w roli gospodarza rywalizowała w Sosnowcu. Teoretycznie wiślaków powinna wskazywać także tabela, ale ostatnio lepiej, a nawet dużo lepiej, poczyna sobie Lech, co przyznał sam prowadzący "Białą Gwiazdę" Henryk Kasperczak. - Prezentuje najlepszą piłkę w lidze - powiedział. Siłą poznaniaków jest niezwykle wyrównany - i to w każdej formacji skład - oraz głód sukcesów i determinacja w dążeniu do tytułu. Krakowianie wiosnę rozpoczęli fatalnie, w trzech meczach zdobyli tylko punkt, nie strzelili nawet bramki. Posadą zapłacił za to Maciej Skorża, zastąpiony przez Kasperczaka. Lech takich problemów nie miał, a najczęściej za swą postawę zbierał same pochwały. Kto zatem jutro zejdzie z boiska w glorii zwycięzcy?
"Kolejorz" jest skuteczniejszy, poza tym ma w składzie Roberta Lewandowskiego. Napastnik swego czasu niechciany w Krakowie (działacze uznali, że 1,5 miliona zł za transfer to suma wygórowana - dziś jest wart co najmniej 5 milionów euro) w każdym meczu przeciw Wiśle strzelił bramkę. Poza tym jest w doskonałej formie, o wiele wyższej niż choćby as ataku "Białej Gwiazdy" Paweł Brożek, który dopiero we wtorek przerwał strzelecką niemoc trwającą od października. Lech ma najlepszą w Polsce drugą linię, ze Sławomirem Peszką, Semirem Stiliciem, Siergiejem Kriwcem i Tomaszem Bandrowskim. Ma mocną obronę, w której dzielą i rządzą Manuel Arboleda, Bartosz Bosacki i Grzegorz Wojtkowiak. Ma wreszcie lepszego od Wisły o klasę bramkarza - Jasmin Burić jest bowiem więcej niż pewnym członkiem drużyny, w przeciwieństwie do popełniającego juniorskie błędy Mariusza Pawełka. Niewykluczone jednak, że jutro w tym względzie siły się wyrównają, ponieważ Burić wciąż dochodzi do siebie po kontuzji i być może z konieczności zastąpi go Krzysztof Kotorowski. Tak samo chimeryczny jak Pawełek. Lech właściwie nie ma słabych punktów, a Wisła będzie sobie musiała radzić bez filara defensywy Arkadiusza Głowackiego pauzującego ze cztery żółte kartki. Czy wszystko to oznacza, że jednak poznaniacy mają więcej szans na sukces? I tak, i nie. Wiosną grają lepiej od krakowian, Lewandowski ma na nich patent, Stilić i Kriwiec są w stanie sami rozstrzygnąć o losach meczu. Ale "Biała Gwiazda" też ma w składzie indywidualności, które kiedyś muszą się przełamać. Ostatnio nie zachwycały, lecz bliźniacy Brożkowie, Patryk Małecki, Radosław Sobolewski, Rafał Boguski, Marcelo czy Andraż Kirm w piłkę grać potrafią, i to ponadprzeciętnie. Emocji nie zabraknie, to jest pewne, bo Lech zagra o zwycięstwo, a Wiśle u siebie nie przystoi bronić remisu, choć taki wynik by jej nie załamał. Szanse wydają się równe, może z nieznacznym wskazaniem na gości.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-04-23

Autor: jc