Wieczernik
Treść
Zgodnie z zapowiedzią, Medytacje pasyjne są propozycją przejścia z Jezusem pewnego docinka drogi Jego ziemskiego życia. Odcinka właściwie końcowego, bo od Wieczernika na wzgórze Golgoty. Spróbujmy, w trakcie czytania tych rozważań, wzbudzić w sobie taki rodzaj dyspozycji wewnętrznej, która będzie otwarta na działanie łaski Boga. Przedstawiane treści mają za zadanie ułatwić nam wejście w pewien dialog z Bogiem, o jakim już wspominaliśmy we wprowadzeniu. On może przybrać różnorodne formy. Ważna jest przede wszystkim otwartość serca. W codziennym życiu bycie w drodze to też swoista zgoda na pewien wysiłek, niedogodności, niewiadomą (np. co do napotkanych ludzi, warunków pogodowych i nieplanowanych zdarzeń), ale też ciekawość i ambicja dotarcia do celu. Podobne cechy posiada każdy rodzaj medytacji chrześcijańskiej, tyle że w wymiarze duchowym.
Wiemy, że nasze życie jest drogą. Nierzadko na niej błądzimy. Tracimy kierunek. Mamy wątpliwości, czy w ogóle dobrze idziemy. Nieraz brakuje nam poczucia sensu tej drogi czy posiadania określonego celu.
Chrystus stał się podobnym we wszystkim do nas ludzi, oprócz grzechu (por. Hbr 4,15). On również doświadczył w swym ziemskim życiu tego wymiaru „bycia w drodze”, bycia pielgrzymem. Mówił sam o sobie, iż Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć (Mt 8,20). Od początku wiedział, jaka będzie droga Jego ziemskiego życia. Co więcej, wiedział, jak dramatycznie będzie przebiegać w kontekście swojej śmierci na Krzyżu. Nie odstąpił od tej drogi. Owszem droga ta poprowadziła Go do chwały Zmartwychwstania, do chwały zwycięstwa, ale jednak przez Krzyż.
My wolimy zdecydowanie omijać czy unikać ten rodzaj drogi; nikt nie lubi cierpienia, bólu, ofiary. Myślimy sobie: „Może jednak znajdziemy dla siebie inną drogę do osiągnięcia tego samego celu? Może się uda bez takiego krzyża?”. Słowa Jezusa: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje (Łk 9,23), nie pozostawiają żadnych złudzeń co do drogi życia chrześcijanina zdecydowanego na pójście za Chrystusem. Może głębsze rozważenie Chrystusowej drogi przez Krzyż do Zmartwychwstania w ramach cotygodniowych Medytacji pasyjnych pomoże nam lepiej zrozumieć to wezwanie (por Łk, 9,13). Głębsze przeżycie sytuacji Jezusa, bardziej realne wyobrażenie Jego uczuć, zachowań, gestów może pomóc nam zbliżyć się do Niego; ujrzeć Jego ludzkie i boskie oblicze.
Wieczernik
A gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu i Apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: „Jakże gorąco pragnąłem spożyć Paschę z wami, zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już jej spożywać nie będę, aż się spełni w królestwie Bożym”. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, rzekł: „Weźcie go i podzielcie między siebie; albowiem powiadam wam: odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu, aż przyjdzie królestwo Boże”. Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał, mówiąc: „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!”. Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: „Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana” (Łk 22,14–20).
„I rzekł do nich [uczniów]: »Jakże gorąco zapragnąłem zjeść z wami, zanim będę cierpiał«” – te słowa Chrystus wypowiedział na kilka chwil przed rozpoczęciem kaźni, jaką już szykowali na niego oprawcy. Użycie takich mocnych określeń co do sposobu męki Jezusa jest całkiem uzasadnione. Egzekucje rzymskie z tego okresu należały do najbrutalniejszych w historii. Ale o tym będzie jeszcze mowa.
Wyobraźmy sobie sytuację Chrystusa: co czuł i o czym myślał w tym miejscu oraz czasie? Działo się to na kilka chwil przed zdradą Judasza i Piotra, przed pojmaniem, biczowaniem i drogą krzyżową. Jakże gorąco zapragnąłem zjeść z wami, zanim będę cierpiał (Łk 22,15). Chrystus miał pełną świadomość, że już za chwilę dokona się to, co w Nim samym budziło lęk. Nie było Mu łatwo oczekiwać na przyjście zdrajcy – jednego z grona Apostołów – oraz żołnierzy, zaopatrzonych w kajdany, łańcuchy, bicze i mecze. On wiedział, co za chwilę nastąpi – przecież mówi: zanim będę cierpiał (Łk 22,15).
Tej świadomości z pewnością nie mieli Jego uczniowie. Wieczernik jest początkiem dramatycznej samotności Chrystusa i niezrozumienia przez najbliższych Jego misji. Samotność Chrystusa z chwili na chwilę coraz bardziej będzie dawała o sobie znać: w Ogrodzie Oliwnym część Apostołów zasnęła kompletnie nieświadoma, iż za moment zabiorą im Mistrza. Oni nie poradzili sobie z tym ciosem, jakim była okrutna śmierć ich Nauczyciela i Pana. Po pojmaniu próbowali towarzyszyć Jezusowi, ale w bezpiecznej dla siebie odległości. W ostateczności zabrakło ich w ogóle… Uciekli w strachu i panice. Wtedy, podczas wieczerzy paschalnej, jeszcze z Nim byli. Były to jednak ostatnie wspólne chwile razem. W Wieczerniku rozpoczęło się wielkie osamotnienie Jezusa. Chrystus w takiej właśnie chwili i w takim stanie chciał po prostu komuś powiedzieć o tym, co będzie, o tym, czego sam się lękał. Jakie to ludzkie!
Jezusowi podczas działalności publicznej stale towarzyszyła wspólnota Apostołów. Mistrz z Nazaretu nieustannie otaczał się ludźmi: swoimi uczniami, kobietami, które pomagały w ewangelizacji, chorymi, ubogimi, celnikami, dziećmi, krewnymi. Teraz został sam. Apogeum tegoż osamotnienia nastąpiło na Krzyżu: «Eli, Eli, lama sabachthani?», to znaczy „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27,46, por. Mk 15, 34). A może osamotnienie Jezusa dziś jest doświadczeniem bardzo bliskim tobie?
Pewna sytuacja ze szpitala. Prawdziwa. Jakiś pacjent – dorosły mężczyzna poprosił lekarza, by jego żona, gdy będzie tuż przed operacją, była z nim. Zależało mu na samej jej obecności. Powiedział do personelu medycznego: „Chcę, by ona była ze mną, zanim to wszystko się zacznie”. A Chrystus? Jakże gorąco zapragnąłem zjeść z wami, zanim będę cierpiał. Znów: jakie to ludzkie!
W tych ludzkich zachowaniach i gestach Jezusa kryje się obraz niesamowitej miłości Jego do swoich Apostołów.
Widać zażyłość więzi. On też chciał, by właśnie oni byli z Nim zanim to wszystko się zacznie (por. Łk 22,14). Chociaż tyle! Wiedział, że nie rozumieją tego, co się tak naprawdę dzieje i dziać się dopiero zacznie. Chciał, tak po ludku, o tym po prostu im powiedzieć. Jakże gorąco zapragnąłem zjeść z wami, zanim będę cierpiał (Łk 22,15) – to bardzo przejmujące słowa! Św. Jan, relacjonując ten moment z Wieczernika, powie o Jezusie: Umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował (J 13,1).
Choć Jezus otwarcie zapowiedział swoją mękę (zanim będę cierpiał, Łk 22,15), Apostołowie tych słów kompletnie nie rozumieli. Nie dopuszczali ich do swoich myśli. Oni przywykli do Jezusa, który ma moc, ma siłę. On uzdrawiał, rozmnażał chleb, uspokoił burzę na jeziorze, wskrzesił Łazarza. On był gwarantem ich bezpieczeństwa. Mieli pewność, że nic nie zagraża Chrystusowi, a przy okazji im również, bo przecież On zawsze jest z nimi. Poprzez swoje zachowanie mówili niejako Jezusowi: „Ty masz cierpieć? Nie, nikt nie jest w stanie Ci zrobić krzywdy! Przecież ludzie Cię potrzebują! Pewnie jutro znowu pójdziemy na jakieś pole, tam będzie pięć tysięcy ludzi, nakarmisz ich pięcioma chlebami i dwiema rybami, przyprowadzą setki chorych, których uzdrowisz! Będą Cię chcieli ponownie zrobić królem, a my znowu będziemy dumni, że jesteśmy Twoimi pomocnikami. Ty masz cierpieć? Oni mogą zrobić Ci krzywdę?”.
Wieczernik to nie tylko radosna uczta paschalna, cud pierwszej Eucharystii, ale też dramat niezrozumienia, bardzo boleśnie odczuwany przez Jezusa. Wielkiego niezrozumienia Jego misji przez tych, dla których zdecydował się cierpieć i oddać życie. Chrystus, który brał chleb w ręce i mówił: To jest Ciało moje (Łk 22,19), brał kielich z winem i mówił: „To jest krew moja, za Was przelana” (por. Łk 22,20), wiedział, że nikt z Jego uczniów – przyjaciół, bo tak zwykł ich nazywać, będących obok Niego, tak naprawdę tego wszystkiego jeszcze nie rozumie. Apostołowie nie rozumieli gestu obmywania stóp. Chrystus chciał polewać im stopy na znak całkowitej służby i na wzór do naśladowania, a Św. Piotr kategorycznie Mu tego odmawia (por J 13,1–15). Nie zrozumieli, gdy na ich własne pytanie, wskazał na Judasza – jako zdrajcę. Myśleli, że jako uczeń odpowiedzialny za finanse pewnie wyszedł zrobić jakieś ważne zakupy (por. J 13,21–30). Nie rozumieli słów ustanowienia sakramentu Eucharystii i bezkrwawej Ofiary Jezusa, która już się dokonywała na ich oczach. Zachowywali się, jakby słowa Jezusa, który wprost zapowiadał swoją mękę i śmierć, w ogóle nie docierały do ich świadomości.
To musiało na swój sposób bardzo boleć Chrystusa. On dokonywał przed nimi tak wielkich rzeczy, gestów, wypowiadał słowa najwyższej wagi, a z ich strony niezrozumienie, czy też niedowierzanie, a nawet ignorancja. On stawał się na ich oczach prawdziwym Pokarmem z Nieba (por. J 6,35), a oni nic nie rozumieli. Składał siebie w Ofierze. Całego siebie! Teraz w sposób bezkrwawy, ale już niebawem miała się zacząć męczeńska droga na Golgotę. Oni jednak tego nie rozumieli. Być nierozumianym przez innych, a zwłaszcza bliskich, to również ogromne cierpienie. Może i to doświadczenie jest teraz bardzo ci bliskie?
My też często przekonujemy się, jak boli niezrozumienie. Przykład. Jak bardzo boli matkę, gdy jej syn mówi, że jest przewrażliwiona i staroświecka, w momencie gdy prosi go, by nie sięgał po narkotyki lub gdy przestrzega przed innym rodzajem zła. Wówczas ból matczynego serce wynikający z niezrozumienia ze strony swego syna jest ogromny. Jak bardzo boli, że on tego jeszcze nie rozumie, i jak boli niepewność, czy zrozumie kiedykolwiek. Owszem, to symboliczny przykład, choć bardzo powszechny. Możesz przywołać swój własny. Prawdą jest, iż doświadczamy bólu niezrozumienia bardzo często w domu, w rodzinie czy w pracy, w otoczeniu, we wspólnocie.
Uczniowie nie rozumieli tego, co dokonało się w Wieczerniku. Oni jednak mieli w jakieś mierze prawo tej wielkiej Tajemnicy jeszcze nie rozumieć! Mieli prawo jeszcze nie rozumieć słów Chrystusa o męce, śmierci i Zmartwychwstaniu. Mieli prawo jeszcze nie rozumieć cudu pierwszej Eucharystii. Chrystus też wiedział, iż wydarzenia paschalne, Golgota i pusty grób, przecież są dopiero przed nimi. Przede wszystkim jeszcze nie otrzymali Ducha Świętego, który o wszystkim ich pouczy, przypomni, pozwoli zrozumieć, przyjąć i który uzdolni ich do wyznawania wiary w Zmartwychwstałego Chrystusa (por. J 14,23–29).
Ale czy my, chrześcijanie po dwóch tysiącach lat od tych wydarzeń, mamy prawo nadal ich nie rozumieć? Może dramat niezrozumienia, jaki miał miejsce w Wieczerniku, odnosi się również do nas? Uczniowie podczas Ostatniej Wieczerzy w jakiejś mierze mieli do tego prawo – jak już wspomnieliśmy. Ale my już jesteśmy po wydarzeniach paschalnych. Chrystus umarł i zmartwychwstał. Już otrzymaliśmy Ducha Świętego na chrzcie św. Już przyjęliśmy dary Ducha Świętego w sakramencie bierzmowania, a poprzez pierwszą Komunię przyjęliśmy Chrystusa pod postacią chleba. Zatem dlaczego nasze życie nadal wydaje się wskazywać, jakbyśmy tak naprawdę nie rozumieli tego, co się wydarzyło w Wieczerniku?
Wiek XXI wydaje się być naznaczony tym dramatem niezrozumienia misji zbawczej Chrystusa. A może lepiej nie mówmy zbyt ogólnie: wiek XXI; może bardziej konkretnie. Może Ty – należący do grona tych, którzy choć noszą nazwę uczniów Chrystusa, nadal nie rozumiesz sensu męki i śmierci Chrystusa? To nie jest wyrzut. Jedynie zachęta do wejścia „w głąb misterium”, jak mawiał ojciec Piotr Rostworowski. Wejścia ponownego, dalszego, a może nawet pierwszego w życiu…
Czasami można odnieść takie wrażenie, iż my jako wierni katolicy, chrześcijanie – jak ci Apostołowie – uczestniczymy w znakach dokonywanych przez Chrystusa, ale ich kompletnie nie rozumiemy. Czym dla Ciebie jest Eucharystia? Może dokucza Ci poczucie jakieś powierzchowności w Twoim przeżywaniu Mszy św.? Nie do końca widzisz potrzebę, a tym bardziej konieczność, częstego przyjmowania Ciała Jezusa w Komunii świętej? Gdybyśmy rozumieli każdą Eucharystię jako ofiarę Chrystusa za nas, za konkretnie nasze grzechy, za to, co w nas słabe, czego się wstydzimy, co nas przytłacza, co zabiera nam jakiś wewnętrzny spokój, może nasz stosunek do tego sakramentu byłby całkiem inny? Skąd tak wielka ilość katolików niepraktykujących? Skąd ścisk wiernych w ostatnich ławkach kościoła i pod chórem? Skąd rzesze katolików obecnych w kościołach wyłącznie na święta? Czy to nie jest jakiś dramat niezrozumienia tego, o czym mówił Jezus w Wieczerniku? A może nosimy w sobie jakieś pragnienie głębszego wejścia w tajemnicę Świętej Liturgii, ale nie wiemy jak to zrobić? Może mamy problem z modlitwą na adoracji Najświętszego Sakramentu, a przyjęcie Komunii św. nie skutkuje w nas żadnym efektem prawdziwego spotkania z Bogiem?
Chwila refleksji… może modlitwy…
Z tradycji mniszej i Ojców Kościoła:
Św. Benedykt w Regule nazywa Świętą Liturgię „Służbą Bożą”:
Wierzymy, że Bóg jest wszędzie obecny i że oczy Pana patrzą na dobrych i na złych na każdym miejscu (Prz 15,3). Przede wszystkim jednak powinniśmy być tego niewzruszenie pewni wówczas, gdy uczestniczymy w Służbie Bożej (RB 19,1n).
Nic nie może być ważniejsze od Służby Bożej (RB 43,3).
Ten pokarm [Eucharystia] jest właśnie Ciałem i Krwią wcielonego Jezusa (św. Justyn).
Jeżeli naprawdę »Słowo Ciałem się stało«, a my rzeczywiście przyjmujemy to Słowo, które Ciałem się stało, jako pokarm Pański, to czyż nie należy przyjąć, że dzięki temu Pan istotnie w nas przebywa? (św. Hilary).
Duchowa budowla Ciała Chrystusowego wzrasta przez miłość… Otóż wzrasta ona zwłaszcza wtedy, gdy to Ciało Chrystusa, którym jest Kościół, składa w ofierze sakramentu chleba i wina samo Ciało i Krew Chrystusa (św. Fulgencjusz).
Bo mając udział w Ciele i Krwi Chrystusa, przemieniamy się w Tego, którego pożywamy. Mamy więc stale nosić w naszym ciele i duchu Tego, w którym umarliśmy i zostaliśmy pogrzebani, lecz również powstaliśmy z martwych (św. Leon Wielki).
Starajcie się uczestniczyć w jednej Eucharystii. Jedno jest bowiem Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa i jeden kielich, by nas zjednoczyć z Krwią Jego (św. Ignacy Antiocheński).
Jak za sprawą Słowa Bożego wcielony nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus przybrał i Ciało, i Krew dla naszego zbawienia, tak samo pokarm, co stał się Eucharystią, przez modlitwę jego własnego Słowa, ożywia przez przemienienie krew i ciało nasze. Ten pokarm jest, taką mamy naukę, Ciałem i Krwią właśnie wcielonego Jezusa (św. Justyn).
Tak jak chleb ziemski przez wezwanie Boże nie jest już zwykłym chlebem, lecz Eucharystią, gdyż składa się z dwóch elementów: ziemskich i niebiańskich, tak i ciała nasze, przyjmując Eucharystię, wyzwalają się od zniszczalności, ku nadziei zmartwychwstania. Jeśli więc wino zmieszane w kielichu oraz przygotowany chleb, przyjmując Słowo Boże, stają się Eucharystią, czyli Krwią i Ciałem Chrystusa, i skoro dzięki nim wzrasta i z nich składa się nasze ciało, karmione Krwią i Ciałem Chrystusa, to czy nie jest ono zdolne do otrzymania daru Boga, jakim jest życie wieczne? (św. Ireneusz z Lyonu).
To jest więc prawdziwy pokarm, Ciało Chrystusa, który będąc Słowem, stał się Ciałem, według słów »A Słowo stało się ciałem«. Gdy je spożywamy i pijemy, »zamieszkuje między nami« (Orygenes).
Podsumowanie
Właściwe odczytanie Tajemnicy, która dokonała się w Wieczerniku, domaga się od nas aktu wiary. Odkrywanie znaczenia i nadprzyrodzoności każdej Mszy św. jest zawsze procesem w życiu wierzącego. Jest ponownie jakąś drogą, w czasie której to sam Jezus Chrystus odsłania nam siebie w swoim Ciele i Krwi. Bóg zaprasza nas do przyjęcia postawy otwartości na Dar darmo dany. Eucharystia jest zawsze darem od Boga, a człowiek zawsze jest „przyjmującym”. Tajemnica Eucharystii polega również na tym, że w czasie naszego ziemskiego życia ona do końca zostaje Tajemnicą. Pełne poznanie następuje po śmierci…
Jezus Chrystus przyszedł na ziemię, by pokazać prawdziwe oblicze Boga. Przyszedł, by samemu stać się Drogą do odnalezienia Ojca. Przyszedł, by człowiek szukał i znalazł przez Niego Ojca.
Jeśli szukasz – znajdziesz…
Źródło: ps-po.pl, 4 marca 2017
Autor: mj
Tagi: Wieczernik