Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wędzonki mogą zostać na stole

Treść

Zdjęcie: Ewa Sądej/ Nasz Dziennik

Komisja Europejska ma od 1 września zezwolić na wędzenie tradycyjnych wędlin według dotychczasowych norm. Dobra wiadomość jest taka, że z polskich stołów nie znikną tradycyjnie wędzone szynki, boczki czy kiełbasy, zła, że polscy producenci będą mogli sprzedawać swoje produkty tylko na rynku krajowym.

Zdaniem wicemarszałka podkarpackiego Lucjana Kuźniara, gdyby nie aktywne działania na rzecz zachowania tradycyjnego wędzenia wędlin tamtejszym zakładom wędliniarskim, których jest najwięcej w Polsce, groziłyby dotkliwe straty, a w efekcie zapaść.

– Przeprowadziliśmy badania na zawartość substancji smolistych w wyrobach, które wykazały, że nie wszystkie zakłady mogłyby sprostać tym trudnym wyzwaniom. W przypadku wejścia w życie tego restrykcyjnego rozporządzenia KE mogłyby nastąpić duże straty w podkarpackich firmach przetwarzających mięso – a należy zauważyć, że funkcjonuje ich na Podkarpaciu ponad 200. To z kolei doprowadziłoby do zmniejszenia zatrudnienia w tych firmach – akcentował Kuźniar.

Wystarczy weterynarz

Tymczasem Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi ogłosiło właśnie, że trwają prace nad rozporządzeniem dotyczącym wdrażania w życie nowych unijnych przepisów. Ma ono ułatwić obrót wędlinami producentom, którzy do 1 września nie zdążą z wpisaniem swoich wyrobów na Ministerialną Listę Produktów Tradycyjnych. Dotychczas na tej liście 162 produktów tradycyjnych z Podkarpacia znajduje się zaledwie 21 wędzonek, a decyzja KE spowodowała, że w ostatnim czasie o miejsce na liście ubiega się już 89 wyrobów wędzonych. Jest to jednak żmudny i skomplikowany proces wymagający m.in. udowodnienia, że produkcja danego wyrobu rzeczywiście ma swój rodowód w dawnej tradycji.

Fryderyk Kapinos w rozmowie z NaszymDziennikiem.pl przyznaje, że złagodzenie przepisów i uznanie tradycyjnego wędzenia, choć nie do końca spełnia oczekiwania producentów, bo ogranicza eksport, to w porównaniu z sytuacją, jaka miała miejsce jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy w ogóle nie było mowy o jakimkolwiek złagodzeniu unijnych norm, jest pewnym krokiem naprzód.

– Dla nas jest to pewien postęp. W innym wypadku ludzie zostaliby bez pracy, bo trzeba byłoby likwidować zakłady, a nasze polskie kulinarne dziedzictwo kultywowane przez wieki ległoby w gruzach. Pozostałyby nam mielonki i inne wyroby wędlino-pochodne polewane preparatem wędzarniczym, których jakość każdy zna – tłumaczy Fryderyk Kapinos.

Derogacja dotycząca norm produktów tradycyjnie wędzonych na terenie Polski ma obowiązywać przez trzy lata.

– Jeżeli w tym czasie zostanie stwierdzone, że nadal nie jesteśmy w stanie osiągnąć lepszych parametrów, przy zachowaniu tych samych walorów smakowych, a nie jesteśmy, to złagodzenie przepisów zostanie przedłużone na czas nieokreślony – dodaje Kapinos.

Od września zgodnie z przepisami rozporządzenia proponowanymi przez resort rolnictwa producenci wędlin będą je mogli bez przeszkód sprzedawać w kraju. Wystarczy, że dany producent przygotuje listę produktów, odpowiednio je oznakuje i zgłosi ten fakt do powiatowego lekarza weterynarii tak, aby było wiadomo, że nie są one przeznaczone na eksport. Projekt rozporządzenia wkrótce ma trafić do konsultacji.

W rękach europarlamentarzystów

Żeby ta derogacja mogła dotyczyć także eksportu polskich wyrobów wędliniarskich, muszą się zgodzić wszystkie kraje, tymczasem na razie takiej zgody nie ma. Dlatego producenci liczą na pomoc polskich europarlamentarzystów. – W Parlamencie Europejskim mamy 51 eurodeputowanych, tymczasem Łotwa ma tylko pięciu, a mimo to trzy lata temu udało jej się wywalczyć korzystne warunki dla wędzonych szprotek. Liczymy, że również polscy europarlamentarzyści staną na wysokości zadania i pomogą nam, wypracowując korzystne dla Polski rozwiązania, które uchylą drzwi dla eksportu naszych tradycyjnych wędlin – stwierdza Kapinos.

Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik, 11 lipca 2014

Autor: mj