Wciąż słuchają taśm
Treść
Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) wydał wczoraj kolejny komunikat w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M w Smoleńsku, ale praktycznie nie wnosi on do sprawy nic nowego, jedynie potwierdza wcześniejsze stwierdzenia MAK, że samolot był sprawny. Cały czas odczytywane są też zapisy z rejestratorów rozmów załogi.
MAK informuje, że razem z polskimi specjalistami nadal prowadzi badania dźwiękowych zapisów rozmów w kabinie załogi "w celu precyzyjniejszego ustalenia wypowiedzi oraz identyfikacji głosów". Ale nie podano, jaki jest efekt tych prac, czy udało się jakieś fragmenty nagrań odczytać i zidentyfikować, do kogo należą zarejestrowane głosy. A kwestia ta, według ekspertów, może mieć kluczowe znaczenie dla wyjaśnienia przyczyn wypadku. Z uwagi na fakt, że w stenogramie opublikowanym w maju przez MAK jest wiele luk, które tłumaczone są tym, że nie udało się odczytać głosów z czarnych skrzynek, bo był on niewyraźny, jego wiarygodność i znaczenie dla śledztwa są kwestionowane.
Ponadto komitet pisze, że prace zakończyła grupa badająca zagadnienia związane z eksploatacją samolotu, w których uczestniczyli również polscy eksperci. Ustalono, że nalot Tu-154M od początku eksploatacji wynosił 5143 godzin i odbyło się 3899 lądowań, a od czasu ostatniego remontu - 129 godzin i 76 lądowań. To jednak wiedzieliśmy już wcześniej, podobnie jak to, że ostatni remont kapitalny był wykonany między 2 czerwca a 23 grudnia 2009 r. przez firmę "Awiakor - Zakład Lotniczy" w Samarze. Przeprowadzono wtedy także remont silników i pomocniczej jednostki napędowej - dokonali tego podwykonawcy: firmy NPO "Saturn" i "AwiaCentr-411".
Komitet podkreśla natomiast, że "w rezultacie pracy grupy stwierdzono, że samolot był eksploatowany w zakresie ustalonych resursów i zakresów służby zgodnie z dokumentacją eksploatacyjno-techniczną. Analiza dokumentów samolotu, silników i pomocniczej jednostki napędowej wykazała, że nie było uwag do ich pracy i stanu technicznego w trakcie eksploatacji w okresie między ostatnim remontem a wypadkiem".
Komunikat niczego więc tak naprawdę nie wyjaśnia, nie podaje żadnych faktów ani dowodów, które przybliżyłyby nas do poznania prawdy o przyczynach katastrofy, w której zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób. Ma on za to potwierdzać tezę lansowaną od początku przez Rosjan, że tupolew w chwili katastrofy był sprawny, że silniki pracowały normalnie przez cały czas lotu aż do momentu tragicznego w skutkach zderzenia z ziemią.
Paweł Tunia
Nasz Dziennik 2010-06-18
Autor: jc