Wątpliwości ojca Lisaka
Treść
"Jeśli nie dochodzi do niszczenia embrionów, to przyznaję szczerze, że mam kłopot ze zrozumieniem bezwzględności kościelnego zakazu stosowania in vitro" - czytamy w poniedziałkowej "Gazecie Wyborczej". I nie są to słowa Jarosława Gowina z PO, który przygotowywał projekt ustawy o dopuszczalności in vitro, ani nawet lewicowego polityka, tylko - co zdumiewa i smuci najbardziej - księdza. "GW" opublikowała - opatrzoną zdjęciami księży biskupów - rozmowę z o. Markiem Lisakiem, dominikaninem, byłym wiceprezesem KAI, obecnie korespondentem KAI, posługującym wśród Polaków w Dublinie, na temat in vitro, a dokładniej wątpliwości natury moralnej z nim związanych, pt. "Dziecko z probówki też jest darem bożym".
Ojcu Lisakowi nie podoba się przede wszystkim język, jakim w temacie in vitro posługuje się Kościół. Chodzi o nazwanie in vitro "wyrafinowaną aborcją" przez polskich biskupów, a samej aborcji morderstwem czy bestialstwem. "Tego typu słowa to powrót do niewłaściwej retoryki używanej niekiedy w dyskusji o aborcji. Wydawało mi się, że Kościół od tego języka odszedł" - podkreśla dominikanin. Ciekawe, czy ojcu chodzi o to, by Kościół przestał mówić prawdę, czy o to, by dobierał słowa zgodne z polityczną poprawnością? Bo jedno i drugie wydaje się absurdalne...
Ojciec Lisak, mówiąc, że nie rozumie nauczania Kościoła w sprawie in vitro, w swojej argumentacji posuwa się wręcz do absurdów. Najpierw zauważa, że część osób wierzących nie przyjmuje całego nauczania Kościoła, jak chociażby w sprawie dopuszczalności antykoncepcji, przez co wielu wierzących odsuwa się od Kościoła, a następnie winą za taki stan rzeczy obarcza... Kościół! "Przez formułowanie restrykcyjnego nauczania moralnego pośrednio dochodzi do mniej lub bardziej otwartych podziałów wśród katolików" - mówi w wywiadzie dla "GW". Czyżby według o. Lisaka receptą na ludzki grzech było powiedzenie, że grzechu nie ma? Czy Kościół ma zmieniać nauczanie wedle ludzkiego widzimisię, czy to człowiek powinien dążyć zarówno do zrozumienia nauczania Kościoła, jak i realizowania go w życiu? Czy nie na tym polega wypełnianie powszechnego powołania do świętości - także w małżeństwie? To po co, według niego, w kościołach są wystawione konfesjonały? To grzech jest największym sprawcą podziałów, a nie nauczanie Kościoła. Trzeba też dodać, że niestety podziały tworzą też "nieprzekonani" duchowni, którzy sieją zamęt, a nawet i zgorszenie wśród wierzących, którzy często nie rozumieją, dlaczego księża sugerują coś innego niż Magisterium Kościoła. Jeżeli ksiądz katolicki nie rozumie nauczania Kościoła, to kto ma je rozumieć?
Dominikanina też "nie przekonuje argumentacja", że złem w in vitro jest to, iż dziecko nie jest poczęte przez akt małżeński. Samo stwierdzenie o godności ludzkiej od poczęcia też według niego powinno być chyba dyskutowane, wszak "nauczanie Kościoła przechodzi ewolucję jak w przypadku pożyczki na procent".
Na koniec warto zwrócić uwagę, że zapytany o to, co by powiedział katoliczce, która marzy o dziecku, a jest bezpłodna, o. Lisak zapewnia, iż przedstawiłby jej "oficjalne nauczanie Kościoła w tej materii, bo ma prawo to wiedzieć". "W tę argumentację trzeba się katolikom wsłuchać, bo wskazuje na pewne niebezpieczeństwa, choć pewnie nie jest doskonała" - dodaje. I tu od razu nasuwa się pytanie, czy jest jakieś inne nauczanie Kościoła - jakieś "nieoficjalne", którego depozytariuszem zdaje się być
o. Lisak. Choć przecież sam występował jako obrońca "oficjalnego nauczania Kościoła", gdy w 2007 r. podpisał się pod listem w sprawie o. Tadeusza Rydzyka, zarzucając niesłusznie Dyrektorowi Radia Maryja antysemityzm i że nie słucha nauczania Magisterium! Kto tu nie słucha Magisterium?
Warto na koniec o. Lisakowi polecić dogłębną lekturę najnowszej instrukcji Kongregacji Nauki Wiary "Dignitas personae", bo świadectwo osoby wierzącej, a tym bardziej osoby duchownej, powinno być jasne. Wystarczy przypomnieć słowa Jezusa zawarte w Ewangelii św. Mateusza: "Niech mowa wasza będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi" (Mt 5, 37).
Maria Popielewicz
"Nasz Dziennik" 2009-02-17
Autor: wa