Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Waszyngton nie chce rywalizować z Pekinem

Treść

Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama zapowiedział, że woli pogłębiać współpracę z Chinami, niż poszukiwać form zahamowania dynamicznego rozwoju tego kraju. Obama powiedział także, że będzie chciał poszerzać współpracę ze wszystkimi krajami regionu Azja - Pacyfik. Podczas jednego ze spotkań nazwał siebie "pierwszym amerykańskim prezydentem Pacyfiku". Jak podkreślił, jego przywiązanie do tego regionu wywodzi się z faktu, iż urodził się na Hawajach, a wychował w Indonezji. W dużym stopniu ukształtowało to także jego postrzeganie świata.

Po jednodniowej wizycie w Japonii, gdzie zapewniono o ciągłości współpracy między Waszyngtonem a Tokio, szef Białego Domu udał się do Singapuru. - Mimo że nasze zaangażowanie w tej części świata zaczyna się w Japonii, to jednak się tutaj nie kończy - powiedział Obama na zakończenie wizyty w Tokio. - Tak więc chciałbym, by każdy Amerykanin wiedział, że postawiliśmy sporą stawkę na przyszłość tego regionu - dodał.
W Singapurze amerykański prezydent uczestniczył w szczycie Forum Współpracy Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC). Obama stwierdził, iż z radością przyjmuje rosnącą rolę Chin we współczesnym świecie, lecz - jak dodał - rosnąca siła ekonomiczna oznacza także większą odpowiedzialność. - Stany Zjednoczone nie będą próbowały zahamować Chin, ponieważ nie pogłębi to naszych relacji i doprowadzi do osłabienia dwustronnego porozumienia. Powstanie mocnych i zamożnych Chin może być źródłem siły wspólnoty międzynarodowej - stwierdził Obama. Jednocześnie wyraził przekonanie, że oba kraje w przyszłości powinny wzmocnić także współpracę w dziedzinie wojskowości.
W ramach szczytu APEC Obama spotkał się także z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem. Obaj wyrazili niezadowolenie z tempa rozmów z Iranem na temat jego programu nuklearnego. Jak podkreślili prezydenci, cierpliwość wobec Teheranu powoli się wyczerpuje i stoi on w obliczu zaostrzenia sankcji międzynarodowych. - Niestety, jak do tej pory wygląda na to, że Iran jest niezdolny powiedzieć "tak" czemuś, co wszyscy postrzegają jako podejście kreatywne - stwierdził szef Białego Domu. Miedwiediew z kolei dodał, iż jeśli następne rozmowy nie przyniosą oczekiwanych rezultatów, wobec Teheranu zostaną zastosowane "inne środki". Szef Kremla nie sprecyzował jednak, co miał na myśli. Przedstawiciele prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada odpowiadają, że na razie rząd ich kraju nie odpowie na te ponaglenia, lecz będzie w dalszym ciągu sprawdzał, jak wiele jest szczerości w obietnicach składanych przez Zachód. Iran oficjalnie nie przyjął ani nie odrzucił projektu porozumienia dotyczącego jego programu, który zaproponowała Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA). Agencja proponuje Iranowi przesyłanie za granicę ok. 80 proc. z zasobów niskowzbogaconego uranu, gdzie zostanie on poddany dalszej obróbce. Czas wyznaczony na odpowiedź minął na początku listopada.
Dmitrij Miedwiediew wyraził także przekonanie, że w ciągu najbliższego miesiąca Waszyngton i Moskwa opracują nowy program dotyczący redukcji zbrojeń strategicznych. - Mam nadzieję, że będzie tak, jak ustaliliśmy, i sfinalizujemy traktat przed grudniem - powiedział szef Kremla. Nowe porozumienie ma zastąpić wygasający 5 grudnia układ START-1, który zawarto jeszcze w 1991 roku. Jak podkreślił Obama, nowy traktat ma być kolejnym punktem na drodze ocieplenia chłodnych relacji z Rosją. Nadmienił ponadto, że w ostatnich miesiącach osiągnięto "znakomity postęp" w tej materii.
Łukasz Sianożęcki, Reuters
"Nasz Dziennik" 2009-11-16

Autor: wa