Wassermann tłumaczy się z libańskiego łącznika
Treść
Według "Gazety Wyborczej", Zbigniew Wassermann jako minister koordynator ds.  służb specjalnych jeszcze w 2007 roku polecił Agencji Bezpieczeństwa  Wewnętrznego sprawdzenie informacji na temat Abdula Ra#hmana El Assira -  handlarza bronią, którego nazwisko ostatnio stało się głośne w związku z aferą  stoczniową. ABW miała wówczas wydać pozytywną opinię. Gazeta grubymi nićmi  połączyła tę opinię z wizytą Roberta Draby, ministra Kancelarii Prezydenta RP, w  Gruzji i sprzedażą rakiet Bumaru do tego państwa (transakcja odbyła się z  udziałem El Assira). Autorzy w tym kontekście zarzucili Wassermannowi, że dziś  krytykuje rząd Tuska za kontakty z człowiekiem ściganym listami  gończymi.
- Przede wszystkim w tamtym czasie nie wiedzieliśmy, że w  prokuraturze toczy się śledztwo dotyczące El Assira, nie wiedzieliśmy, że w  portugalskim sejmie toczą się obrady komisji, która rozpatruje jego przypadek.  To są nowe okoliczności, które obecnie mają znaczenie. To przeniesienie  rzeczywistości z tamtych czasów, by wplątać w sprawę prezydenta. Mamy tu do  czynienia z manipulowaniem faktami przez postawienie mojego nazwiska przy  handlarzu bronią i wywołanie wrażenia, że ja miałem z nim coś wspólnego - ocenił  Zbigniew Wassermann w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Poseł przyznał, że nie  pamięta, by w sprawie El Assira występował do ABW. - Budzi moje wątpliwości  prawdziwość stwierdzenia, że pytałem i dostałem odpowiedź, bo nie widziałem  powodów, by pytać. Nic takiego nie działo się w kancelarii premiera, a ja byłem  jej ministrem, żeby tę kwestię poruszać. Jeśli było jednak tak, bym się  interesował El Assirem, to o cudzoziemca musiałbym zapytać nie tylko ABW, ale  przede wszystkim służby wywiadowcze - dodał. Ponadto służby wywiadowcze mają też  obowiązek same informować władze w przypadku stwierdzenia jakiegoś  zagrożenia.
W ocenie posła, zapytanie o El Assira dwa lata temu wcale nie  musiało ujawnić takich negatywnych informacji, jakie istnieją teraz i których  stwierdzenie powinno być dziś oczywiste dla służb. - To jest problem, czy  obecnie ABW nie znalazła informacji, czy znalazła, ale nie zostało to docenione  przez decydentów. Nasze służby nie są aż tak złe i wydaje mi się, że problem  polega tu na zamazaniu tej wiedzy pomiędzy służbami a premierem i właściwym  ministrem - ocenił Wassermann. Jak zaznaczył, tej sprawy nie udało się wyjaśnić  w sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, która nie otrzymała jasnej odpowiedzi,  co na temat podmiotu zainteresowanego stoczniami służby wywiadowcze uzyskały, a  co przekazały decydentom. - Tu tkwi istota rzeczy. Czy służby wiedziały i  powiedziały, a zlekceważył to premier i minister, czy też służby były tak  nieudolne, że nie zauważały problemu, w co nie bardzo wierzę - dodał.
Warto  tu wspomnieć, że już jesienią ubiegłego roku Jacek Cichocki, minister w  kancelarii premiera odpowiedzialny za służby specjalne, miał wytypować  przetargi, które należało objąć szczególną kontrolą kontrwywiadowczą. Znalazły  się wśród nich i te na sprzedaż majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie. Informacje  miały zbierać wszystkie służby specjalne, a operację koordynować ABW. Dziś wiele  wskazuje jednak na to, że ABW nie tylko nie sprawdziła, kim jest tajemniczy  "katarski inwestor", ale i nie zbadała roli, jaką w transakcji miał pełnić  libijski pośrednik w handlu bronią Abdul Rahman El Assir.
Grad pytań o  afery
Sprawa jawi się jeszcze szerzej, bo bez względu na to, czy strona  rządowa miała świadomość, jaką działalność prowadzi El Assir, niedopuszczalne  jest, by minister skarbu składał kontrahentowi m.in. obietnicę zwrotu wadium  wpłaconego na zakup stoczni (w stenogramach CBA pojawiają się zapewnienia  urzędników o proceduralnym unieważnieniu przetargu na stocznie, co umożliwiłoby  zwrot wadium inwestorowi, który wycofał się z transakcji). Na razie sprawa  zwrotu wadium pozostaje w sferze domniemań, jednak wątpliwości wymagają  wyjaśnień. O sprawę publicznie zapytał Antoni Macierewicz, poseł PiS - w jego  ocenie, istnieją sygnały pozwalające sądzić, że Aleksander Grad skierował do El  Assira dwa własnoręcznie podpisane dokumenty dotyczące sprzedaży stoczni i  zwrotu wadium. - Czy jest prawdą, że minister Grad przekazał El Assirowi  podpisany przez siebie dokument, w którym stwierdza, że wadium wpłacone na zakup  stoczni będzie mu zwrócone? Czy jest prawdą, że przekazał El Assirowi dokument,  w którym stwierdził, że dopełni całego wysiłku, jeżeli majątek stoczni będzie  nabyty przez reprezentowany przez El Assira kapitał, to nie będzie wymagana od  niego produkcja statków? - pytał Macierewicz.
Wątpliwości jest więcej, bo z  dotychczas ujawnionych informacji wynika, że rząd nie wiedział, kto kryje się za  funduszem United International Trust NV, którego w aukcjach na stocznie  reprezentował Stichting Particulier Fonds Greenrights i El Assir, który wpłacił  w imieniu SPFG ponad 26 mln zł wadium za stocznię w Gdyni. Przecież - tak  sugerują stenogramy CBA - polscy urzędnicy poszukiwali informacji o inwestorze w  internecie. Tymczasem jeszcze w maju br. pojawiały się w mediach informacje, że  za tajną spółką UIT, zarejestrowaną na Antylach Holenderskich, kryją się  fundusze inwestycyjne, firmy deweloperskie i tzw. e-biznes włącznie z firmami  zajmującymi się hazardem w internecie. Choć to tylko poszlaki, to jednak przy  obecnym nagromadzeniu nieprawidłowości i afer można uruchomić wyobraźnię i snuć  dalsze przypuszczenia... W końcu e-hazard w Polsce wymagał prawnego uregulowania  - czy zatem mógł być to powód do zainteresowania naszym krajem firm z tej branży  powiązanych z UIT? Idąc dalej tym tropem, czy ratunek dla stoczni - deklarowany  przez rząd, a którego gwarantem miał być "katarski inwestor" - mógł być  powiązany z deklaracjami korzystnych rozwiązań dla e-hazardu? Pytań jest wiele,  czy odpowie na nie rodząca się w bólach sejmowa komisja śledcza, która ma zbadać  aferę hazardową?
Prokuratury podzieliły się aferami
Na razie  afery hazardowa i stoczniowa są przedmiotami postępowań prokuratorskich. Jak  poinformował wczoraj Zbigniew Jaskólski, rzecznik warszawskiej prokuratury  apelacyjnej, śledztwo w sprawie sprzedaży majątku stoczniowego poprowadzi  Wydział V warszawskiej prokuratury apelacyjnej. Z kolei Prokuratura Okręgowa  Warszawa Praga przejmie dwa postępowania dotyczące przecieków ze stenogramów  CBA. Takie decyzje zostały podjęte po rozstrzygnięciu wniosku warszawskiej  prokuratury okręgowej, która zwróciła się o przeniesienie trzech prowadzonych  przez nią śledztw do innych jednostek. Prokuratura swój wniosek motywowała m.in.  brakami kadrowymi oraz mnogością innych wielowątkowych postępowań przez nią  prowadzonych. - Prokuratura apelacyjna uznała też, że prowadzenie przez  prokuraturę okręgową zarówno śledztw dotyczących przecieków, jak i śledztw  dotyczących spraw, w których do nich doszło, mogłoby narazić ją na zarzut braku  obiektywizmu - poinformował Jaskólski. Dwa postępowania w sprawie przecieków  dotyczą stenogramów CBA, które ujawnione zostały w mediach i dotyczą zarówno  tzw. afery hazardowej, jak i prywatyzacji stoczni. Kolejne postępowania są  związane z informacjami, jakie na temat obu afer zebrało Biuro.
7  października podjęte zostało śledztwo obejmujące trzy wątki niedopełnienia  obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych w czasie prac nad ustawą o grach i  zakładach wzajemnych, podejmowania pośrednictwa w załatwieniu sprawy w ramach  prac nad tą ustawą oraz udzielenia lub obietnicy udzielenia korzyści majątkowej  lub osobistej w zamian za takie pośrednictwo. W ocenie CBA, w wyniku zmian  ustawy państwo mogłoby stracić prawie 500 mln złotych. W sprawie lobbować mieli  czołowi politycy PO: Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki.
12  października wszczęto śledztwo w sprawie domniemanego przekroczenia uprawnień  urzędników Agencji Rozwoju Przemysłu i Ministerstwa Skarbu Państwa przez  utrudnianie przetargu na sprzedaż stoczni w Gdyni i Szczecinie (urzędnicy mieli  czynić starania, by przetarg na stocznie wygrał SPFG). Równocześnie prokuratura  bada wątek domniemanego niedopełnienia obowiązku złożenia zawiadomienia w tej  sprawie przez Mariusza Kamińskiego.
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-10-17
Autor: wa
 
                    