Wassermann: chcą mnie ośmieszyć
Treść
Krakowski sąd okręgowy do 24 sierpnia odroczył rozpatrywanie sprawy o zniesławienie z powództwa Zbigniewa Wassermanna przeciwko Wandzie Gąsior. Prawdopodobnie już wtedy zapadnie w tej sprawie wyrok. Powodem odroczenia rozprawy było niedotarcie do sądu stanowiących materiał dowodowy akt z dwóch toczących się postępowań związanych ze sprawą nieprawidłowości przy budowie domu ministra.
- Rozprawa została odroczona, gdyż nie można było przeprowadzić dowodów, które zostały zawnioskowane. Dowody te nie dotarły do sądu, rozprawa więc nie mogła się odbyć - powiedział adwokat Łukasz Woźniak, pełnomocnik Z. Wassermanna. Chodzi tu o akta dwóch postępowań związanych z budową domu Wassermannów: śledztwa prokuratury w sprawie narażenia rodziny ministra na niebezpieczeństwo przez wykonawców domu oraz procesu cywilnego wykonawcy przeciwko ministrowi o zapłatę ostatniej raty za budowę.
Wanda Gąsior dwa lata temu zarzuciła publicznie ówczesnemu posłowi, że jest oszustem. Emerytowana nauczycielka wysłała do TVP oraz osób publicznych pisma, w których pisała o gnębieniu prywatnych przedsiębiorców przez nieuczciwych zleceniodawców, podając jako przykład budowę domu dla posła przez jej zięcia.
Prokuratura postawiła zarówno przedsiębiorcy budowlanemu, jak i pięciu innym osobom zarzuty narażenia rodziny obecnego ministra na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia oraz oszustwo. Podejrzanymi są podwykonawca i jego pracownicy oraz dwie osoby, które przeprowadzały kontrolę instalacji elektrycznej.
W rozmowie z nami minister Zbigniew Wassermann podkreślił, iż opinii publicznej podawane są nieprawdziwe informacje na temat wielu spraw związanych z budową domu i płatnościami za wykonane prace. Powiedział, iż wykonawca za swoją pracę łącznie otrzymał już ponad 470 tys. zł, w tym za same prace wykończeniowe 297 tys. zł. - Zatrzymałem mu ostatnią ratę wypłaty w kwocie 38 tys. zł, bo ujawniłem rażące wady budowlane, a pan Janusz Dobosz nie chciał przedłożyć koniecznej do rzetelnego rozliczenia dokumentacji powykonawczej, bo wówczas ujawnione zostałyby najpoważniejsze wady - zaznaczał Z. Wassermann. Według biegłych koszty koniecznych napraw to kwota około 150 tys. zł. Tymczasem wykonawca zamiast usunąć wady w instalacji elektrycznej przedstawił sfałszowany dokument bezpieczeństwa przeciwporażeniowego.
Jak zapewnił nas minister Wassermann, sprawa zostałaby zakończona, gdyby p. Gąsior przeprosiła za swoje zachowanie. Podkreślił, iż cała ta sprawa nie jest przypadkowa, a wiele zdarzeń przedstawianych przez media zmierza do stworzenia wizerunku ośmieszającego jego osobę.
Marcin Austyn, Kraków
"Nasz Dziennik" 2006-06-27
Autor: ab