Wartość wdowiego grosza
Treść
Dwa pojęcia, dwie postawy ludzkie są dziś ze sobą skonfrontowane: ofiarność z wyrachowaniem. W komentarzach do fragmentu Ewangelii o wdowim groszu pojawia się czasem istotny błąd. Interpretatorzy zatrzymują się na nominale monet, próbują ukazywać ich relatywnie wielką wartość, skupiają się na hojności kobiety. Tymczasem znaczenie przypowieści jest inne.
Dar ma tak wielkie znaczenie, ponieważ jest całkowity. Zauważa to Chrystus: "uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie". Nic nie zostawiła dla siebie. Można by się zastanawiać, czy było to postępowanie roztropne i czy rzeczywiście konieczny był tak radykalny gest? Z pewnością nic by się wielkiego nie stało, gdyby w skarbonie nie znalazły się owe dwa drobne pieniążki - byli przecież inni, zamożniejsi, którzy składali w darze znacznie większe nominały. A jednak... Ją właśnie zauważył Jezus i postawił za przykład. Opisana przez św. Marka sytuacja ma przynajmniej dwa istotne odniesienia.
Po pierwsze, zanika w dzisiejszej kulturze pojęcie daru. Stać nas na gest, kiedy coś nam zbywa, gdy trzeba się pokazać, zaimponować, wejść w ramy tradycji, zwyczaju. Zdarza się, że do parafialnych punktów Caritas podjeżdża wyładowany po brzegi samochód i dumny jego właściciel, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, wypakowuje kartony z ubraniami, butami. Składa "dar" dla biednych: stare ubrania, zniszczoną bieliznę, dziurawe buty. Robił porządek w szafie i coś trzeba było zrobić z niepotrzebnymi rzeczami. Dobrze, że wspieramy ogólnopolskie akcje charytatywne, przekazujemy 1 procent podatku na cele społeczne - ale to wszystko za mało. Nie w tym rzecz. Chodzi o coś znacznie głębszego. Jan Paweł II nazwał to wyobraźnią miłosierdzia, gotowością do "podjęcia życia na sposób daru", wychodzenia poza swój egoizm, wyrachowanie, porzucenie zimnych kalkulacji - wejście w logikę krzyża, w której Chrystus składa całkowity dar z siebie. Tylko chrześcijaństwo oparte na takiej zasadzie ma moc dawania świadectwa.
Drugi aspekt dzisiejszego wydarzenia ma jeszcze bardziej doniosłe znaczenie. Całkowity dar z siebie, połączony z zaufaniem Bogu do końca, to przecież nic innego jak definicja wiary. Tak często przegrywamy, ponieważ deklarując przynależność do Chrystusa, jednocześnie chcemy po swojemu (a często także wbrew przykazaniom, zasadom Ewangelii) budować swoją teraźniejszość i przyszłość. Powstaje dziwny twór, który choć nominalnie pozostaje w korelacji z wiarą, to jednak w rzeczywistości ma z nią niewiele wspólnego. Próbujemy polemizować z Bogiem, wytyczać "grancie wpływów", obszary prywatności, ograniczać aktualność prawa moralnego do kruchty kościelnej i osobistych przekonań. Gubimy w ten sposób sens wszystkiego, wiara staje się tylko jakąś formą religijności. Oddać Bogu wszystko: całą swoją nadzieję, plany, radości i porażki, nie jest łatwo. Ale też nie jest to poza możliwościami człowieka. Świętość rodzi się bowiem w momencie, kiedy ta granica zostanie przekroczona.
ks. Paweł Siedlanowski
"Nasz Dziennik" 2009-11-07
Autor: wa