Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Warszawski protest lekarzy

Treść

Blisko 8 tysięcy lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników służby zdrowia uczestniczyło we wczorajszej ogólnopolskiej manifestacji, która w samo południe przeszła ulicami Warszawy. Zdeterminowani protestujący domagali się natychmiastowego wzrostu wynagrodzeń wszystkich pracowników medycznych o przynajmniej 30 proc. bez względu na miejsce i rodzaj zatrudnienia, niezwłocznego przygotowania ustawowej gwarancji godnego poziomu wynagrodzeń pracowników medycznych, a także wzrostu publicznych nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB.
Premier Kazimierz Marcinkiewicz zapowiedział podwyżki dla pracowników służby zdrowia od 1 października. Natomiast w 2007 roku o ponad 15 proc. wzrosnąć mają także nakłady na ochronę zdrowia. Premier poinformował, że rządowy zespół międzyresortowy z udziałem przedstawicieli wszystkich środowisk medycznych w ciągu dwóch miesięcy ma wybrać "najlepszą metodę" na wypłatę podwyżek w łącznej kwocie 800 mln zł.
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł podkreślił, że wysuwane żądania mają być gwarancją zapewnienia godnego poziomu wynagrodzeń pracowników medycznych i bezpieczeństwa pacjentów, nad którymi lekarze pochylają się w swojej pracy. - Domagamy się, żeby to, co dla wszystkich Polaków jest najważniejsze - zdrowie i życie, stało się również priorytetem dla naszego państwa. A do tego potrzebna jest nie tylko doraźna podwyżka, ale inny sposób, inna filozofia myślenia o finansach publicznych - mówił Radziwiłł. Dodał także, że Polska przeznacza na ochronę zdrowia dwukrotnie mniej niż następny kraj europejski - Słowacja.
- Wszyscy nie mogliśmy się tu spotkać, ponieważ część z nas pozostała przy łóżkach pacjentów - mówiła przed rozpoczęciem protestu Dorota Gardias, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP). Dodała, że pielęgniarki nie godzą się już na dalszą degradację tego zawodu, ponieważ od lat słychać puste obietnice poprawy sytuacji pracowników służby zdrowia. - Nie będziemy patrzeć spokojnie, jak nasze koleżanki są zmuszane do pracy za granicą. Uczymy się, by służyć polskiemu pacjentowi. Żądamy szacunku dla naszej pracy - dodała.
Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL), zaznaczył, że pracownicy służby zdrowia nie chcą walczyć z rządem, ale z patologiami w Polsce. Do Warszawy przyjechali pracownicy służby zdrowia z niemal wszystkich województw, m.in. z pomorskiego, zachodniopomorskiego, podkarpackiego, lubelskiego, opolskiego, śląskiego i mazowieckiego. Najliczniej reprezentowaną grupą były pielęgniarki, większość w fartuchach i pielęgniarskich czepkach; wyróżniali się też ratownicy medyczni, którzy przyszli w służbowych ubraniach.
- Chcemy tylko godnej zapłaty za swoją pracę - powiedział nam Piotr Sokołowski, specjalista chorób wewnętrznych z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku. - Pracujemy miesięcznie z szesnastoma dyżurami po 450-500 godzin, żeby utrzymać nasze rodziny. Zarabiam ok. 980 zł na rękę za cały etat z wysługą lat. Przyjechaliśmy tutaj, jak wszyscy, żeby zaprotestować przeciw takim zarobkom, które nie pozwalają nam żyć - dodał.

Protestujący u marszałka i premiera
"Chcemy pracować, nie emigrować", "Polityku, ulecz się sam", "Rząd do roboty za 1000 zł" - skandowali przed Sejmem protestujący pracownicy służby zdrowia. Delegację przedstawicieli środowisk medycznych przyjął marszałek Sejmu Marek Jurek. Następnie protestujący wyruszyli w kierunku Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Premier Kazimierz Marcinkiewicz, który wyszedł do pracowników ochrony zdrowia, powiedział, że nie dziwi się, iż protestują, ponieważ "sytuacja w ochronie zdrowia jest trudna, żeby nie powiedzieć dramatyczna".
Szef rządu zadeklarował, że władze chcą podwyżek dla pracowników ochrony zdrowia, ale nie takich samych dla wszystkich. Marcinkiewicz podkreślił, że w przypadku pensji pielęgniarki 30-procentowa podwyżka jest niewystarczająca. Dodał, że największe podwyżki powinny być dla tych, którzy mają "głodowe pensje". Obecny wraz z premierem szef resortu zdrowia prof. Zbigniew Religa powiedział, że konkrety dotyczące podwyżek będą przedstawione w czasie debaty, która odbędzie się za dwa tygodnie w Sejmie. Zapowiedzi nie uspokoiły manifestujących, którzy mówili, że nie chcą już dłużej czekać na podwyżki, że na debatę było wiele lat i nadszedł czas na podjęcie konkretnych decyzji. - Jeśli jeszcze w tym miesiącu nie odbędzie się debata na temat sytuacji i reformy służby zdrowia i nie padną deklaracje o podwyżkach wynagrodzeń w tym roku, to w czerwcu można spodziewać się strajku generalnego pracowników służby zdrowia - stwierdziła przewodnicząca sekretariatu zdrowia śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" Ewa Fica. Zapowiedziała, że jeszcze w tym tygodniu w poszczególnych województwach będą podejmowane decyzje o różnych formach protestu.
Magdalena M. Stawarska



PO i PiS o służbie zdrowia
Donald Tusk powiedział wczoraj, że odsunięcie o dwa tygodnie sejmowej debaty na temat sytuacji w ochronie zdrowia oznacza oszukanie i zlekceważenie pracowników służby zdrowia. - Większość parlamentarna, PiS, marszałek Marek Jurek przesunęli tę debatę. Dzisiaj protest lekarzy i pielęgniarek ma mniejszy sens, mniejsze znaczenie właśnie dlatego, że został zlekceważony, a pacjenci i lekarze zostali także oszukani - ocenił szef Platformy Obywatelskiej.
Wiceminister zdrowia Bolesław Piecha powiedział, że jeszcze w tym tygodniu trafi pod obrady Komitetu Rady Ministrów projekt gwarantujący w przyszłym roku wzrost nakładów na służbę zdrowia o ponad 4 mld zł. - System opieki zdrowotnej potrzebuje wzrostu nakładów i działań, które by usprawniły i wyleczyły organizację opieki zdrowotnej - mówił wiceminister w Sejmie. Podkreślił, że sam wzrost środków finansowych nie naprawi chorego systemu. Piecha opowiedział się też za budżetowym systemem finansowania służby zdrowia, argumentując, że taki sam obowiązuje w dziesięciu krajach Unii Europejskiej. Obecny na konferencji poseł PiS Andrzej Sośnierz zapowiedział, iż "jest szansa zbudowania sensownego i ciekawego programu finansowania budżetowo-ubezpieczniowego, który łączyłby wszystkie zalety tych systemów i unikał ich wad". Podkreślił, że ani system budżetowy, ani ubezpieczeniowy nie jest optymalny i być może Polska wytyczy nowe ścieżki, wprowadzając pewien system kompromisowy.
MST

"Nasz Dziennik" 2006-05-11

Autor: ab