Walka o władzę nad Palestyńczykami
Treść
Trwający od miesięcy konflikt o władzę między radykalną palestyńską organizacją Hamas i opowiadającym się za rozmowami z Izraelem Fatahem grozi coraz bardziej wybuchem wojny domowej. Od kilku dni dochodzi do walk między członkami obu formacji. Członkowie Hamasu, do którego należy premier Ismail Hanije, zaatakowali siedzibę prezydenta Mahmuda Abbasa, wspieranego przez Fatah. Wcześniej doszło do ataku na Hanije, o co zostali oskarżeniu działacze tej ostatniej organizacji. Konflikt pogłębiły próby prezydenta przeprowadzenia przedterminowych wyborów.
Członkowie radykalnej palestyńskiej organizacji Hamas zaatakowali wczoraj siedzibę palestyńskiego prezydenta Mahmuda Abbasa w Gazie - poinformowały zachodnie agencje, powołując się na świadków zdarzenia. Prezydentowi nic się nie stało, ponieważ przebywał w tym czasie na Zachodnim Brzegu Jordanu. Atak był prawdopodobnie zemstą za ostrzelanie w Gazie konwoju wiozącego należącego do Hamasu ministra spraw zagranicznych Mahmuda al-Zahara. Został on prawdopodobnie ranny. Rzecznik tej organizacji Taher Nunu oskarżył kierowany przez Abbasa Fatah o próbę zamachu na ministra. Bojownicy wierni prezydentowi odrzucili te oskarżenia. Także doradca ministra cytowany przez Reutersa powiedział, że to nie ludzie Fatahu zaatakowali ministra.
Wczoraj rano doszło do starć między zwolennikami Hamasu i Fatahu, w których - według źródeł medycznych - zostało rannych 6 osób.
Trwający od miesięcy konflikt między obu organizacjami nasilił się w ostatnich dniach. W czwartek na granicy z Egiptem doszło do poważnej strzelaniny między Hamasem a gwardią prezydencką, w skład której wchodzą głównie bojownicy Fatahu. Otworzyli oni ogień do bojowników organizacji premiera Ismaila Hanije, który wracał z podróży zagranicznej. Izrael zamknął granicę z Egiptem w Rafah, nie chcąc go wpuścić. Gdy ostatecznie wjechał, jego konwój został zaatakowany. W tym czasie wzburzeni członkowie Hamasu wtargnęli na przejście graniczne. Doszło do strzelaniny z gwardią prezydencką. Zginął 24-letni ochroniarz, a syn premiera 27-letni Abdel Salam Hanije, a także jego bliski doradca polityczny, zostali ranni, podobnie jak co najmniej 27 innych osób. Hamas oskarżył bojowników Fatahu o dokonanie zamachu na premiera. Działacze tej organizacji odrzucają oskarżenia.
Sytuacja zaogniła się jeszcze bardziej w sobotę, gdy prezydent Mahmud Abbas ogłosił, że chce przedterminowych wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Katarska stacja telewizyjna Al-Dżazira poinformowała, że w sobotę prezydent rozmawiał już na ten temat z przedstawicielami komisji wyborczej. Jego zdaniem, rozstrzygnęłyby one, kto cieszy się poparciem Palestyńczyków.
Sprzeciwił się temu wczoraj premier Hanije. Polityk Hamasu ostrzegł, że mogłyby one doprowadzić do wojny domowej. W styczniowych wyborach parlamentarnych formacja ta uzyskała ogromne poparcie. Nie mogła się jednak porozumieć z prezydentem w sprawie najważniejszych punktów polityki wobec Izraela. Mahmud Abbas opowiada się za rozmowami z państwem żydowskim, Hamas odmawia mu prawa do istnienia.
Dlatego też organizacja ta jest zwalczana przez Izrael i USA. Wspierają one natomiast prezydenta Abbasa i wierny mu ruch Fatah. Sekretarz Stanu USA Condoleezza Rice obiecała w zeszłym tygodniu przyznanie administracji prezydenckiej dziesiątków milionów USD bezpośredniej pomocy na wzmocnienie wiernych jej sił. Dzięki wsparciu Waszyngtonu siły gwardii prezydenckiej od marca br. wzrosły z 2,5 do 4 tys. ludzi. Docelowo USA chcą, by liczyły one 4700 funkcjonariuszy - twierdzi Agencja Reutera. Izrael i Stany Zjednoczone zgodziły się ponadto, by Abbas sprowadził z Jordanii liczące ok. 1000 ludzi tzw. Brygady Badra.
Swoje siły chce jednak wzmocnić także Hamas. Zapowiedział on, że od maja jego oddziały w Gazie zwiększyły się z 3 do prawie 6 tys. ludzi. Organizacja ta boryka się jednak z problemami finansowymi z powodu blokady finansowej, jaką nałożyły na nią Izrael i USA. Jest ona jednak wspierana przez kraje islamskie, m.in. Iran. W czwartek, gdy armia izraelska nie chciała wpuścić premiera Hanije, wracał on z 35 mln USD. Zdaniem niektórych źródeł, był on jednak zmuszony pozostawić pieniądze po egipskiej stronie granicy.
BM
"Nasz Dziennik" 2006-12-18
Autor: wa