Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Walka o Westerplatte

Treść

Z Mariuszem Wójtowiczem-Podhorskim, pełnomocnikiem wojewody pomorskiego ds. rewitalizacji Westerplatte, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Jest Pan prezesem Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, które dąży do przestrzennego zagospodarowania półwyspu w taki sposób, by jak najwierniej przypominał on historyczne pole bitwy. Dlaczego uważa Pan, że Westerplatte jako Pomnik Historii nie powinno mieć obecnego kształtu?
- Przede wszystkim to, co dzisiaj można ujrzeć na Westerplatte, nie wystarcza do przekazania informacji o tym, co się tam wydarzyło. Ślady walk zostały zatarte lub zafałszowane, widać to chociażby po ruinie koszar. Wszystkim wydaje się, że koszary zostały zniszczone w 1939 roku, a de facto największych zniszczeń dokonano w 1945 roku i to oczywiście nie z rąk Niemców, tylko Sowietów, którzy detonowali we wnętrzu koszar niewypały i niewybuchy. A resztę dokończono w latach sześćdziesiątych, gdzie m.in. przez północne skrzydło koszar poprowadzono drogę dla buldożerów zwożących ziemię pod kopiec. Marzeniem samych obrońców Składnicy było, by Westerplatte pokazać jako pole walki, miejsce heroicznej obrony. Tego w tej chwili na Westerplatte w ogóle nie ma.

Jak wygląda szczegółowy plan rewitalizacji Westerplatte i co do tej pory udało się zrobić Stowarzyszeniu?
- Sam projekt nowego planu zagospodarowania półwyspu został przez Stowarzyszenie opracowany w 2003 roku i w listopadzie tego samego roku przedstawiony prezydentowi miasta Gdańska, lecz nie spotkał się on z żadnym odzewem. W 2004 roku opublikowaliśmy go w suplemencie albumu "Westerplatte. Załoga śmierci". Dodatkowo został w większym fragmencie opublikowany na stronie: www.westerplatte.org. Trzeba pamiętać, że dziś część Westerplatte jest zajęta przez teren portowy, inną część zajmuje Morski Oddział Straży Granicznej i zostaje naprawdę taki wąski pasek lądu, na którym można rzeczywiście przywrócić historyczny kształt Westerplatte. Chodzi tutaj przede wszystkim o ukazanie tego miejsca tak, jak wyglądało w 1939 roku, z maksymalnym odtworzeniem wszystkich realiów, włącznie z polem bitwy.

Czy będą rekonstruowane dawne budynki?
- Tak, ale rekonstrukcja budynków to jedna rzecz, a druga związana jest przede wszystkim z pełną informacją o tym historycznym miejscu, której jak na razie brak. Choć pewnych rzeczy nie uda się na pewno zrekonstruować, to przecież można umieścić tu tablice z mapkami, zdjęciami i informacjami, co w danym miejscu się znajdowało, czyli że np. tu poległ polski żołnierz, tu było stanowisko obronne. Według naszych obliczeń, powinno się ich na Westerplatte znaleźć ponad sto. Do tej pory Stowarzyszenie zebrało na temat Westerplatte bardzo dużo materiałów potrzebnych do samego projektu rewitalizacji. W tej chwili dysponujemy najbogatszym archiwum w Polsce, jeśli chodzi o plany, mapy, relacje i zdjęcia archiwalne tego miejsca. Dzięki posiadanym planom udało się nam odnaleźć na półwyspie wiele zapomnianych już obiektów. Wśród nich na uwagę zasługuje na pewno tzw. Benzinmagazin, obiekt fortyfikacyjny sprzed I wojny światowej. Posiadamy także plan składnicy z 1934 roku, który ukazuje nawet położenie pojedynczych latarni, ułożenie alei, chodników, dokładnej topografii terenu czy wartowni. Dzięki niemu można naprawdę wiele tu zrekonstruować. Wykonaliśmy już zresztą pierwsze plany architektoniczne pozwalające odbudować niektóre obiekty Składnicy, m.in. tzw. stare koszary.

Wspomniał Pan, że kilka lat temu władze miasta nie były zainteresowane tym projektem. A jak jest dzisiaj?
- Tego zainteresowania nie widać do tej pory. Pojawiały się tylko czcze obietnice. Sam prezydent Gdańska w jednym z wywiadów stwierdził, że gdyby nie działania garstki sympatyków Westerplatte, to po prostu dalej nic by się na półwyspie nie działo. Przez kilkanaście lat, od 1989 roku do momentu, kiedy zaczęło działać Stowarzyszenie, nic tutaj nie zrobiono. O ile wcześniej było to zrozumiałe, bo była taka, a nie inna władza, która promowała to, że Gdańsk został wyzwolony przez Armię Czerwoną, marginalizując wydarzenia z września 1939 roku, o tyle dziś nie znajduje to sensownego wytłumaczenia.

Państwa Stowarzyszenie zainicjowało również ideę powołania Muzeum Westerplatte. Czy w tym przypadku również nie spotkaliście się z należytym zrozumieniem?
- Można to ogólnie nazwać pewną obojętnością i brakiem pomocy w naszych inicjatywach. Mimo wielu naszych próśb i monitów ze strony urzędu miasta nie widać było przyjaznej ręki. Sama idea powołania Muzeum Westerplatte pojawiła się w tym samym momencie, co Muzeum Powstania Warszawskiego, przy którego powstaniu członkowie naszego Stowarzyszenia też pomagali. Zdawaliśmy sobie sprawę, że tak fantastyczne muzeum jak Muzeum Powstania Warszawskiego powinno mieć swoje odzwierciedlenie na Westerplatte.

Jednak premier Jarosław Kaczyński wsparł Państwa inicjatywę zmiany obecnego wyglądu Westerplatte i przeznaczył na ten cel pół miliona złotych...
- Tak. Musieliśmy czekać aż do zmiany władz po to, żeby zaczęło się dziać coś pozytywnego. Po prostu na właściwych miejscach znaleźli się właściwi ludzie. Pod koniec sierpnia 2006 roku zaprosiliśmy pana Jarosława Sellina, sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Obejrzeliśmy z nim Westerplatte z trochę innej strony, niż robi to 90 procent turystów poruszających się po półwyspie na trasie parking - pomnik - parking, pokazaliśmy, jak Westerplatte źle wygląda i jednocześnie zobrazowaliśmy, jak mogłoby ono wyglądać przy stosunkowo niewielkim wysiłku. Bardzo szybko nastąpiła reakcja. Niecałe dwa tygodnie po jego wizycie pan premier Jarosław Kaczyński przeznaczył pół miliona złotych na opracowanie projektu rewitalizacji Westerplatte.

Za kilka miesięcy planowana jest premiera Pana książki pt. "Westerplatte 1939. Prawdziwa historia". Dlaczego taki tytuł nosi Pana książka? Czyżby dotarł Pan do faktów, które zmieniają dotychczasową wersję wydarzeń rozgrywających się na początku II wojny światowej na Westerplatte?
- Tak. Jeśli chodzi o same fakty odnoszące się do roku 1938 i 1939 przed wybuchem wojny, a także samego okresu obrony, jak i okresu okupacji, tego, co działo się z westerplatczykami, jak również okresu powojennego, to wszystko to, co zostało opisane w książce, dosyć mocno zmienia historię, niekiedy o 180 stopni. Dotyczy to m.in. majora Sucharskiego, jego postawy przed wojną, jak i w trakcie obrony, samej Składnicy, jej funkcjonowania i obecności polskiego żołnierza w Gdańsku, a także kompanii wartowniczej. Powszechnie przyjęto, że była to kompania strzegąca magazynów amunicyjnych, w rzeczywistości w 1939 roku był to specjalnie stworzony oddział do działań dywersyjno-sabotażowych. W przypadku puczu w Gdańsku ta wzmocniona kompania miała zajmować cele strategiczne w porcie gdańskim, w razie zaś regularnej wojny z Niemcami miała ona trwać na Westerplatte do ostatniego naboju.

Czy to prawda, że major Henryk Sucharski, który przeszedł do historii jako obrońca Westerplatte, załamał się psychicznie i dążył już w drugim dniu walk do poddania placówki, a faktyczne dowodzenie nią przejął kpt. Franciszek Dąbrowski - i to jemu, a nie Sucharskiemu - należy się chwała?
- Tak. Relacje, którymi dysponuję, świadczą, że już pierwszego września był gotowy poddać Westerplatte. Nieprawdą jest często powielany mit, że Składnica miała bronić się tylko dwanaście godzin. Powiedzmy prawdę. Składnica miała się bronić jak najdłużej, wytrwać na posterunku, tak jak życzył sobie tego Naczelny Wódz, co było powtarzane w komunikacie radiowym od 2 września. Więc chwała należy się tak naprawdę kapitanowi Dąbrowskiemu, a także samym żołnierzom. Dąbrowskiego powinno przywrócić się do panteonu bohaterów, ponieważ pamięć o nim po wojnie była celowo przemilczana i zamazywana.

Dlaczego przez ostatnie dziesięciolecia umniejszano zasługi kapitana Dąbrowskiego?
- Chłopskie pochodzenie Sucharskiego bardziej po wojnie odpowiadało komunistycznej propagandzie niż szlacheckie pochodzenie Dąbrowskiego, a także to, że jego ojciec był generałem. Podkreślmy, że Sucharski już w obozach jenieckich nie cieszył się jakąś specjalną estymą ze strony innych oficerów. To też o czymś świadczy. Etos polskiego oficera zobowiązywał do tego, by walczyć do końca i się nie poddawać.

Na jakich dokumentach oparł się Pan, pisząc scenariusz do komiksu "Westerplatte. Załoga śmierci" i książkę "Westerplatte 1939. Prawdziwa historia"?
- Przede wszystkim na wiarygodnych dokumentach niemieckich, chociażby dzienniku pokładowym pancernika Schleswig-Holstein opisującym minuta po minucie wszystkie wydarzenia na okręcie, a także i to, co zaobserwowano na Westerplatte. Poza tym także na niepublikowanych relacjach polskich obrońców, relacjach niemieckich żołnierzy atakujących Westerplatte, filmach dokumentalnych, fotografiach i planach. Praktycznie nie ma tygodnia, żeby nie przychodziły do mnie jakieś nowe materiały na temat Westerplatte i jego obrońców. Są to zdjęcia, filmy czy relacje. Dla przykładu można podać relację, jaką przekazał mi parę dni temu pan Waldemar Rekść, która dotyczy pobytu majora Sucharskiego w Woldenbergu, o której nikt dotychczas w publikacjach nie wspominał. Jest to relacja potwierdzająca, że Sucharski nie cieszył się uznaniem także i w tym obozie jenieckim jako "bohaterski dowódca". Informacja ta jest sprawdzona i jak najbardziej wiarygodna. To wszystko suma sumarum nadało historii Westerplatte inny obraz niż ten znany z podręczników historii.

Jak wyglądają rekonstrukcje walk z 1 września na Westerplatte i czy wiele osób przyjeżdża każdego roku, by je oglądać?
- Można tylko żałować, że nie ma większej przestrzeni na Westerplatte, żeby rozwinąć dynamikę bitwy i przede wszystkim żeby wszyscy mogli zobaczyć, co się na polu walki dzieje. W zeszłym roku inscenizację walk oglądało około dwóch tysięcy widzów.

Czy Państwo posiadają jakiś zespół ludzi, którzy przebierają się za żołnierzy, czy może zjeżdżają się na pokaz różne grupy rekonstrukcji historycznej z całej Polski?
- Nasze Stowarzyszenie jest bardziej taką "instytucją-mózgiem". Członkowie są z niemal całej Polski. Są tu zarówno architekci po Politechnice Gdańskiej, jak i uczniowie gimnazjów. Są i członkowie będący tzw. rekonstruktorami, czyli osobami odtwarzającymi umundurowanie i uzbrojenie przedwojennego, w naszym przypadku, polskiego żołnierza. Jednak do inscenizacji historycznych zapraszamy grupy rekonstrukcyjne z Trójmiasta i z całej Polski, które profesjonalnie odtwarzają oddziały Wojska Polskiego II Rzeczypospolitej i bardzo pomagają nam na Westerplatte. Zaobserwowaliśmy jednak duże zainteresowanie osób, które chcą być rekonstruktorami, ale konkretnie tylko oddziału z Westerplatte. Być może taką grupę będziemy chcieli wkrótce stworzyć.

15 sierpnia br., w Święto Żołnierza Polskiego, odbędą się na Westerplatte III Manewry Polowe. Co może Pan o nich powiedzieć?
- W tym dniu skupimy się na przekazywaniu informacji o obronie Westerplatte odwiedzającym to miejsce. Będziemy pokazywać historię w Placówce "Fort", być może także przez multimedia, a więc w tym roku impreza będzie bardziej statyczna niż dynamiczna. Sam schron Placówki "Fort" prawdopodobnie będzie w tym czasie w prowadzonym przez nas remoncie, ale nie przeszkodzi on turystom, a wręcz przeciwnie, myślę, że uatrakcyjni zwiedzanie tego ciekawego zabytku.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-07-25

Autor: wa