Walka o pracownika
Treść
Sektor skórzany jest jedną z branż, gdzie najbardziej odczuwany jest brak rąk do pracy. Sytuacja jest o tyle zła, że fachowców brakuje także na Zachodzie, więc tamtejsze firmy zaczynają organizować rekrutację absolwentów szkół zawodowych już w Polsce, oferując młodym ludziom wyjazd do pracy za granicę. I wielu takiej pokusie ulega.
Braki kadrowe odczuwają garbarnie, firmy obuwnicze, kaletnicze, producenci odzieży skórzanej. Sytuacja stała się zła zwłaszcza w przeciągu ostatnich dwóch lat, gdy spora część pracowników wyjechała do pracy za granicę. Nic więc dziwnego, że przedsiębiorstwa pilnie poszukują nowych pracowników, a tych na rynku brakuje.
- Na emigrację nałożyło się niestety i to, że od lat spada liczba osób, które chcą się kształcić w zawodach przydatnych w naszym przemyśle - mówi Kazimierz Klepaczewski, prezydent Polskiej Izby Branży Skórzanej. - Świadczy o tym choćby fakt, że na rynku pozostały w kraju tylko dwie szkoły zawodowe kształcące młodzież w tych specjalnościach: jedna w Radomiu i druga w Krakowie, i nie są w stanie załatać wszystkich kadrowych dziur. Tak samo jest zresztą w przypadku pracowników wyższego szczebla, bo inżynierów dla przemysłu skórzanego kształci już tylko Politechnika Radomska - dodaje.
Słowa Klepaczewskiego potwierdza Barbara Stano, dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych im. Jana Kilińskiego w Radomiu (popularnej "skórzanki").
- Co roku zgłasza się do nas niewielka liczba absolwentów gimnazjów - podkreśla dyrektor Stano. - Kiedyś mieliśmy na każdym kierunku i roczniku po kilka równoległych klas, teraz co roku otwieramy najwyżej jedną klasę w danej specjalności - wyjaśnia.
Tymczasem z zakładów odchodzą kolejne roczniki emerytów, których nie ma kto zastąpić. W dodatku spora grupa fachowców wyjechała za granicę. Co więcej, zachodnie firmy, głównie włoskie, także nie mają wystarczającej liczby rodzimych robotników i szukają ich w Polsce. Kontaktują się ze szkołami, oferując pracę praktycznie każdemu chętnemu, a ponieważ zarobki na Zachodzie są wyższe niż w Polsce, taka rekrutacja jest często skuteczna.
Kazimierz Klepaczewski podkreśla, że jeśli w ciągu kilku najbliższych lat nic się nie zmieni, nasze przedsiębiorstwa będą musiały ograniczać produkcję, bo nie będą w stanie zrealizować zamówień. Dyrektor Barbara Stano uważa, iż sytuacja byłaby o wiele lepsza, gdyby na szkoły zawodowe przychylniejszym okiem patrzyli rodzice, którzy wolą posyłać swoje pociechy do liceów, nawet jeśli nie mają one zdolności do nauki w takim typie szkoły.
- Utarło się, że zawodówka i technikum to gorszy typ placówki oświatowej, a przecież ktoś, kto skończy naszą lub podobną szkołę, ma pewną pracę - podkreśla Barbara Stano.
Niestety, problemu nie rozwiążą też doraźne szkolenia bezrobotnych, bo nauka zawodu w branży skórzanej trwa przynajmniej trzy lata, a często nawet dłużej. Do tego trzeba doliczyć kilka lat praktyki w zakładzie, aby kogoś można było nazwać fachowcem w zawodzie garbarza czy obuwnika.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2007-05-10
Autor: wa