Walka o głosy niezdecydowanych... i farmerów
Treść
Im bliżej dnia wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, tym bardziej przewaga Baracka Obamy nad Johnem McCainem systematycznie topnieje. Komentatorzy oceniają, że wyścig o fotel prezydencki jeszcze nie jest rozstrzygnięty, zaś wyniki głosowań 4 listopada mogą okazać się zupełnym zaskoczeniem dla pewnych zwycięstwa Demokratów. Spotykając się ze swoimi zwolennikami w Wirginii i Pensylwanii, Obama stwierdził, że jest "tak bliski zwycięstwa". Tymczasem na jaw wyszły powiązania ciemnoskórego senatora z kolejnym członkiem ugrupowania terrorystycznego.
Na spotkaniach z przedstawicielami tych dwóch stanów, w których ostatecznych rozstrzygnięć jeszcze nie można być pewnym, Obama skupił się na krytyce administracji George'a W. Busha. Stwierdził także, że te nadchodzące głosowania są wyborem pomiędzy "przyszłością" (nim) a "przeszłością" (McCainem), próbując tym samym dyskredytować swojego rywala. Na wiecach poparcia dla Obamy gromadziło się zazwyczaj od 8 do 12 tys. jego zwolenników, głównie rozentuzjazmowanych studentów i uczniów. - Jeśli spotkamy się z takim poświęceniem w dniu wyborów, nie ma mowy, byśmy nie przynieśli zmiany do Ameryki - mówił ciemnoskóry senator. Także jego rywal organizował spotkania z wyborcami w Pensylwanii i Wirginii. Jeśli nie uda mu się odrobić poniesionych wcześniej strat w stosunku do Obamy, będzie to pierwszy od 44 lat przypadek, iż Wirginia mianuje na prezydenta demokratę.
McCain pnie się w górę
Obóz Johna McCaina w ostatnich tygodniach odrobił znacznie straty w przedwyborczych sondażach. Obecnie nawet najbardziej sprzyjające Partii Demokratycznej ośrodki badania opinii publicznej dają ciemnoskóremu senatorowi jedynie 4 proc. przewagi, podczas gdy w zeszłym tygodniu było to nawet 12 procent. Przedstawiciele Republikanów twierdzą, że przy błędzie statystycznym, który wynosi ok. 3 proc., każdy wariant jest jeszcze możliwy. Dodają, iż powolne, acz konsekwentne odrabianie strat McCain zawdzięcza głównie farmerom, a także wyborcom do tej pory niezdecydowanym. Komentatorzy oceniają, iż mimo to Obama ciągle deklaruje chęć pomocy klasie średniej, to jednak wśród ludzi pracujących fizycznie to jego przeciwnik zyskuje większe poparcie. Także ponad jedna piąta tzw. miękkich Demokratów oznajmiła, że zamierza poprzeć kandydata z przeciwnego obozu.
Inaczej rozkłada się jednak walka o głosy elektorskie. Tu znaczną przewagę uzyskuje senator z Illinois. Jednakże i w tym wypadku spory odsetek głosujących ciągle określa się jako "niezdecydowani". Uzyskanie ich poparcia w niektórych stanach oznacza nawet 8 punktów procentowych do zdobycia. Obydwa sztaby doskonale zdają sobie sprawę z ich siły i dlatego nie kryją nawet, że obecna walka toczy się właśnie o ich głosy.
Eksperci szacują, że w wyborach 4 listopada może wziąć udział nawet 130 milionów Amerykanów. Tak wysoka frekwencja spowodowana jest niezwykle ogromnym zainteresowaniem, jakie towarzyszy tegorocznemu wyścigowi do Białego Domu. Przed ośmiu laty wyborcy zostali zapytani, jak wysoko w skali od 1 do 10 oceniają swoje zainteresowanie wyborami. Wówczas zaledwie niewiele ponad połowa oceniła je najwyżej. Dziś "dziesiątkę" przyznałoby aż 81 proc. obywateli deklarujących chęć pójścia do urn. Najwyższym zainteresowaniem wybory cieszą się wśród ludności afroamerykańskiej oraz ludzi w wieku 18-29 lat.
Kolejny terrorysta przyjacielem Obamy?
Odrabiania strat nie ułatwiają senatorowi z Arizony media, w przytłaczającej większości faworyzujące Obamę. Największa na zachodnim wybrzeżu gazeta oraz portal internetowy "Los Angeles Times" odmówiły opublikowania nagrania, na którym Barack Obama zachwala profesora Rashidego Khalidiego. Khalidi był na przełomie lat 70. i 80. rzecznikiem palestyńskiej agencji prasowej WAFA w Bejrucie z nadania Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Wówczas OWP była ugrupowaniem o charakterze otwarcie terrorystycznym, wzywającym do zniszczenia Izraela.
Już w kwietniu br. amerykańscy dziennikarze sugerowali, że Obama był częstym gościem na kolacjach urządzanych przez Khalidiego. Kandydat Demokratów nie odniósł się wówczas do stawianych zarzutów. Na nieopublikowanym nagraniu z przyjęcia pożegnalnego palestyńskiego profesora na Uniwersytecie Chicago w 2003 r. Obama miał o nim mówić jako o swoim wieloletnim przyjacielu jeszcze z czasów wspólnych studiów.
Przedstawiciele "Los Angeles Times" stwierdzili, że nagranie nie zostało opublikowane ze względu na wyraźne życzenie osoby (jak zaznaczano, "bardzo wiarygodnej"), która je dostarczyła.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2008-10-30
Autor: wa