Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wałęsa w transie

Treść

Melanż alienacji władzy od problemów obywateli i skłonność do konfrontacyjnej demonstracji siły, wynikająca ze świadomości dysponowania pełnym aparatem środków pośredniego i bezpośredniego przymusu – to mieszanka wybuchowa. Dzień przed Marszem w obronie Telewizji Trwam, pozbawionej arbitralną decyzją KRRiT możliwości nadawania na naziemnym multipleksie cyfrowym, premier Donald Tusk zainfekował przekaz publiczny ponurym wariantem siłowej rozprawy z jego uczestnikami, obywatelami Rzeczypospolitej Polskiej, dysponującymi prawem publicznej manifestacji własnych poglądów, w tym dezaprobaty dla poczynań obozu władzy.
Jeszcze dalej poszedł w swoich supozycjach laureat Pokojowej Nagrody Nobla, apelując o „przygotowanie stosownych sił porządkowych”. Lech Wałęsa – bo o nim mowa – napisał, że polska demokracja wystawiana jest na próbę (trudno się z tym nie zgodzić), bo „organizuje się na ulicy wpłynięcie na zmianę decyzji administracyjnych, wydanych przez instytucję demokratycznego państwa. Ci, którzy nie potrafią korzystać z zasad demokratycznego dialogu i na co dzień posługują się inwektywami i oszczerstwami, poprzez marsze i rozchwianie emocji tłumu, wprowadzonego w fanatyczny trans, próbują załatwiać swoje partykularne interesy”. Nie wdając się w szczegółową polemikę z mistrzem elegancji słowa, bo trudno zastosować logiczny ciąg argumentów w odpowiedzi na kompulsywny, niekontrolowany wyrzut emocji, jakim dał sobie upust pan Wałęsa, powiem tylko, że ślepe hołdowanie zasadom legalizmu bywa niekiedy wręcz szkodliwe. Dlatego „mędrcowi Europy” dedykuję opowiastkę potwierdzającą katastrofalne skutki bezdusznego ordynowania doktryny „Fiat iustitia, ruat coelum” (Sprawiedliwości musi stać się zadość, choćby niebo miało runąć). Seneka w traktacie „O gniewie” opisuje, jak Gnejusz Pizon, namiestnik Syrii za panowania Tyberiusza, zadufany w sobie megaloman, gwałtownik i okrutnik, mylący ślepy upór z niezłomnością (zbieżność cech z L. Wałęsą przypadkowa) – oskarżył o morderstwo i skazał na śmierć żołnierza, który poszedł po prowiant ze swoim towarzyszem broni, ale wrócił sam. Pizon uznał, że pewnie go zabił. Nieszczęśnik miał już zostać ścięty, gdy jego kompan się zjawił. Centurion przywiódł go przed oblicze namiestnika, żeby dowieść niewinności żołnierza. Rozwścieczony Pizon kazał ściąć wszystkich: żołnierza – bo został skazany, kolegę – bo był powodem skazania, i centuriona – bo nie wykonał rozkazu.
Teraz jest jasne, jak rzekoma sprawiedliwość zgodna z literą (w antylogice Wałęsy to odmowa przyznania koncesji przez „instytucję demokratycznego państwa”) może być niezgodna z duchem prawa i moralnością?


Katarzyna Orłowska-Popławska

Nasz Dziennik Poniedziałek, 23 kwietnia 2012, Nr 95 (4330)

Autor: au