Wałęsa w nerwach
Treść
Maciej Walaszczyk
Lech Wałęsa nie potrafił wczoraj ukryć frustracji z powodu sądowej propozycji. Gdański sąd okręgowy zaproponował mediację w procesie cywilnym, jaki Lech Wałęsa wytoczył Krzysztofowi Wyszkowskiemu za nazwanie go agentem "Bolkiem". Na rozprawie stawił się tylko Wałęsa. Z powodu choroby na sali rozpraw zabrakło Krzysztofa Wyszkowskiego, byłego działacza Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Rano przysłał zaświadczenie, w którym lekarz wykluczył jego udział w procesie przez najbliższy miesiąc.
Teraz strony oficjalnie ustosunkują się do propozycji mediacji. Reprezentująca Wałęsę mec. Ewelina Wolańska przypomniała, że Krzysztof Wyszkowski nie wykonał wyroku sądu, który wcześniej - w innym procesie - nakazał mu przeproszenie Wałęsy za nazwanie go "Bolkiem". - Co więcej, pozwany nadal na blogu i w różnych wypowiedziach podtrzymuje swoje stanowisko i nadal pomawia powoda - powiedziała Wolańska. Przeprosiny zasądzone w ubiegłym roku dotyczą wykupienia przez Wyszkowskiego płatnych ogłoszeń telewizyjnych wartych kilkaset tysięcy złotych. Przypomnijmy, że proces ten dotyczy wypowiedzi Wyszkowskiego udzielonej dziennikarzom na korytarzu sądowym 14 grudnia 2007 r. i pokazanej tego samego dnia w "Panoramie" TVP Gdańsk. Jak wówczas stwierdził: "Lech Wałęsa był agentem, brał za to duże wynagrodzenie, robił to ochoczo, współpracował "całą gębą", nie ma remisu w tej sprawie". I tę opinię cały czas odważnie podtrzymuje.
Choć Krzysztofa Wyszkowskiego nie było na wczorajszej rozprawie, to można być jednak pewnym, że i on nie przychyli się do propozycji sądu. Trudno mu się zresztą dziwić. Tym bardziej że w ostatnim procesie wygrał sprawę przed sądem pierwszej instancji. W sierpniu 2010 r. sąd oddalił powództwo Wałęsy m.in. dzięki zeznaniom, jakie złożył w tej sprawie były funkcjonariusz gdańskiego WUSW Janusz Stachowiak. Mężczyzna przyznał przed sądem, że rejestrował Wałęsę jako TW "Bolek" do współpracy i widział jego dokumenty. Co więcej, poinformował, że Wałęsa był wcześniej zarejestrowany również przez Wojskową Służbę Wewnętrzną. Wyrok korzystny dla Wyszkowskiego został jednak uchylony w marcu ubiegłego roku w sądzie apelacyjnym. Tylko dlatego, że nie przedstawiono zobowiązania do współpracy ani jakichkolwiek dokumentów rejestracyjnych świadczących o agenturalnej działalności Wałęsy. A te wykradziono z oryginalnych teczek w latach 90. w czasie, gdy wypożyczono je z archiwów UOP do Kancelarii Prezydenta. Jak informował "Nasz Dziennik", ich kopie mogły leżeć w sejmowym archiwum. Archiwiści IPN nie odnaleźli ich jednak w zasobach tzw. komisji Ciemniewskiego. Mimo to nie ma pewności, czy i stamtąd nie zostały wykradzione.
Tymczasem sam Wałęsa w czasie wczorajszego posiedzenia sądu nie odniósł się do mediacyjnej propozycji. Po posiedzeniu powiedział dziennikarzom, że jest za zgodą z Wyszkowskim, jednocześnie żądając od niego przeprosin.
- Musi przeprosić, musi zaniechać podobnej działalności i wtedy, po chrześcijańsku, jestem gotów wybaczyć - powiedział były prezydent. - Ja nie mogę tego tak zostawić - dodał. Reakcje Wałęsy na informacje przypominające mu przeszłość i istnienie dokumentów mogących potwierdzić jego agenturalną i destrukcyjną działalność w latach 70. są coraz bardziej nerwowe. Również wczoraj w gdańskim sądzie Wałęsa obrażał Wyszkowskiego, tłumacząc, że "istnieje" i jest znany tylko dzięki oskarżaniu Wałęsy. - On ustawił się na takiej pozycji, bo nic innego nie potrafi - mówił. Wałęsa od wielu lat nerwowo reaguje nawet na chęć rozmowy na temat tego, co kryją archiwa bezpieki. Reakcja Wałęsy po publikacji "Naszego Dziennika", poświęconej rozmowie byłych funkcjonariuszy WSW i WSI na temat dowiezienia go na strajk w sierpniu 1980 r. kutrem Marynarki Wojennej, zaskoczyła nawet jego zagorzałych obrońców. Wielu komentatorów dostrzegło, że były prezydent zupełnie na serio powtarzał, iż kutrem, dowodzonym - według relacji funkcjonariuszy WSI - przez późniejszego admirała Romualda Wagę płynął jego sobowtór, przy pomocy którego miała go zwalczać bezpieka. Reakcją tą mimo woli uprawdopodobnił relację Aleksandra L., którego w 2007 r. nagrywał Leszek Tobiasz.
Ale to nie jedyny powód do zdenerwowania, jaki miał wczoraj były prezydent. Przed salą, w której odbywała się rozprawa, pikietowała grupa zwolenników Krzysztofa Wyszkowskiego. W nałożonych na twarze maskach z wizerunkiem Bolka ze słynnej kreskówki wykrzykiwali w stronę byłego lidera "Solidarności": "Bolek, Bolek", "Zdejmij z klapy Matkę Boską". Wałęsa nie chciał jednak od nich przyjąć maski filmowego bohatera, nie potrafił też ukryć wyraźnej irytacji.
Nasz Dziennik Piątek, 9 marca 2012, Nr 58 (4293)
Autor: au